1

135 8 0
                                    

To był dzień jak co dzień. Słoneczna, listopadowa pogoda sprawiała, że nikomu nie chciało się opuszczać klimatyzowanych mieszkań i mimo wczesnej pory w powietrzu już było czuć aurę nadchodzącego, ciężkiego i upalnego dnia. Uczniowie leniwie kierowali się do szkół, starając się, jak najbardziej odwlec moment, gdy przekroczą szkolny próg.

Kolejne samochody przejeżdżały po podjeździe Princenton High School i zajeżdżały na szkolny parking. Uczniowie siedzieli w cieniu, na ławkach lub na brzegu, znajdującej się w centrum dziedzińca fontannie. Wyczekiwali na dzwonek, który zmusi ich do pojawienia się pod salami lekcyjnymi, jak każdej typowej środy. Jednak ich błogi, pełen radosnego śmiechu i rozmów nastrój został zburzony i zastąpiony zdziwieniem, zniesmaczeniem i ciekawością, gdy przez bramę szkoły weszła spora grupka uczniów, prowadzona przez jednego z nauczycieli angielskiego - ciemnoskórego i zawsze uśmiechniętego pana Andersona.

Simon Anderson miał około 26 lat, czarne i sięgające ramion włosy, zawsze ułożone w estetycznym nieładzie, nieodłączną, indiańską kurtkę i powodzenie wśród dziewczyn, nie mniejsze niż członkowie szkolnych drużyn sportowych. Nauczyciel z zapałem odpowiadał na pytania zadawane przez grupkę nastolatków ubranych w ciuchy z sieciówek i kierował się do holu szkoły.

- To chyba ci nowi - powiedział Alex, który leżał na ławce, pod rosnącym na skraju dziedzińca drzewem.

- Od razu widać po ciuchach. Kto chodzi w takich podkoszulkach?! - dodał Max. Grupka chłopaków roześmiała się i razem z dźwiękiem dzwonka skierowała się do szkoły. Alex jeszcze raz zerknął w stronę nowych uczniów i krzyknął do swoich kolegów:

- Ale dziewczyny to nawet ładne. Widziałeś tę blondynkę? Ma niezłe... - Alex nie dokończył tylko wykonał gest imitujący piersi nastolatki. Wywołał tym salwę śmiechu kolegów.

- Tylko się nie zakochuj - odpowiedział Xavier, przepychając się w drzwiach.

Już na pierwszej lekcji chłopaki z bliska mogli zobaczyć kilkoro z nich. Okazało się bowiem, że aż piątka ma chodzić z nimi na niemiecki. Trzech wysokich i dosyć mocno opalonych chłopaków i dwie blondynki, na które z ciekawością patrzyła męska część klasy.

Nowi uczniowie zajęli miejsca, gdzieś z tyłu, tworząc niewielką grupkę i szybko stracili zainteresowanie całej klasy. Mimo wszystko do Princenton uczęszczało dużo znacznie ciekawszych osób. Alex odwrócił się w stronę Xaviera, zupełnie ignorując nauczycielkę, która właśnie zapisywała nowy temat na tablicy.

- Dlaczego oni w ogóle tu są? W Princenton? - zapytał Alex swojego ciemnowłosego przyjaciela, na co ten, jedynie wzruszył ramionami, nie zmieniając przy tym swojego z pozoru obrażonego, wyrazu twarzy.

- Słyszałem, że z powodu cięć budżetowych zamknęli kilka szkół w LA. - do rozmowy włączył się rudowłosy Max, który należał do szkolnego samorządu i był o całej sytuacji najlepiej poinformowany - Nie znam szczegółów, ale słyszałem, że ci tutaj... - głową wskazał na odrobinę wystraszoną grupkę uczniów - dostali jakieś stypendium od naszej szkoły.

Alex pokiwał głową na słowa przyjaciela, skupiając swoją uwagę na przeniesionych uczniach. Obie blondynki pogrążyły się w dyskretnej rozmowie. Chłopcy natomiast wydawali się skupiać na lekcji, pod ławką chowając telefony, które nosiły ślady użytkowania i zdecydowanie nie były to najnowsze modele. Alex uśmiechnął się złośliwie pod nosem. W tle słyszał rozmowę swoich przyjaciół, a raczej monolog Maxa. Chłopak w skrócie streszczał, czego dowiedział się z ostatniego spotkania samorządu, nie zważając na to, że nikt go nie słucha. Siedzący obok Xavier nawet nie próbował udawać zainteresowania.

- Max, Alex, wracajcie na swoje miejsca! - zwróciła im uwagę niewysoka blondynka, która uczyła niemieckiego. Chłopcy natychmiast odwrócili się przodem do tablicy - A teraz skupcie się na tym, co mówię - przykazała im surowo, wracając do przerwanej lekcji.

CukierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz