Kilka tygodni później

141 1 0
                                    

Przez ten okres czasu, nasze kontakty z Barndonem poprawialy się. Byłam zdziwiona, że chcę spędzać czas ze mną niż paczką swoich kolegów z drużyny.
Zaczynam nowy tydzień. Budzę się o tej samej godzinie co zwykle. Schodzę na dół i robię kawę, na teraz i do szkoly. Kuber biore ze sobą do pokoju. Pakuje rzeczy do szkoly. Segregatory w ktorych gromadzą wszytskie ważne materiały, działający długopis i takie tam. Pijąc kawę, podchodzą do szafy i próbuje wybrać ubrania. Dzisiaj znów postanowilam ubrać białą koszulę i mom jeans. Standard jak na mnie.
Pogoda dzisiaj nie dopisuje. Wieje i pada. Nienawidzę takiej pogody, jednak nic nie zdzialam. Nie mam wpływu na pogodę.
Wypilam kawę. Idę do łazienki aby móc umyć twarz. Umylam i rozczesalam wlosy. Wzięłam ze sobą ubrania i oczywiście się w nie przebralam. Dzisiaj nie miałam ochoty ma makijaż.
Wzięłam ze sobą plecak i zeszlam na dół. Taty nie ma. Ostatnio bardzo rzadko się z nim widuje. Niestety nie mam na to wpływu. Taką ma pracę, muszę to zaakceptować.
Ubieralam buty i wyszlam z domu. Wychodząc założyłam słuchawki i szłam w stronę szkoły.
-------------
Do szkoły mam dość blisko. Jakieś 10 minut.
Na swojej drodze spotkałam tą słynną drużynę. Miałam nadzieję, że spotkam tam z nimi Brandona. Oczywiście myliłam się. Grupka dziwnie uśmiechniętych chłopców szła w moją stronę. Przestraszyłam się, nie lubię takiego towarzystwa. Z metra słyszę słowa lecące w moja stronę.
- Hej, młodziutka. Brandona dziś z tobą nie ma. - powiedział jeden z trenujących.
Próbowałam ich ominąć, jednak jeden z nich złapał mnie za nadgarstek i pchnął mnie na ścianę, przygnatajac mnie swoim ciałem.
- Nie uciekach kochaniutka.-powiedział dotykając moje włosy.
Nikt z jego drużyny nie zareagował. Strasznie się bałam. Miałam łzy w oczach. Nie wiedziałam co zrobić.
- Powiedz Brandonowi, żeby się do mnie odezwał. Inaczej nie będzie tak fajnie.
Wtedy pękłam. Położył mi swoje okropne dłonie na moich biodrach. Zaczęły lecieć łzy. Zaczęłam mówić, aby mnie zostawił. Jednak on nie przestałam.
Wtedy, widząc mój płacz i przerażenie  zareagował jeden.
- Kurwa gościu! Zostaw ją!- krzyknął odpychając go.
Zaczeli się miedzy sobą popychac. Znalazłam chwilę aby uciec. Udało mi się. Przez całe lekcje bałam się. Bardzo się bałam. Na każdej przerwie omijalam ich najdalej jak umiałam. Ciągnęło się to do piątku. Na ostatniej lekcji dostałam wiadomość od Hannah. Strasznie się ucieszyłam. Tęsknię za nie bardzo.
- Hej kochana. Czy masz ochotę przyjść do mnie po szkole?
- Pewnie, że tak. Będę o 16:00. Tęsknię.
Odpisałam naprawdę szybko. Zależało mi na tym spotkaniu. Spotkaniu z najlepszą przyjaciółka.
--------------------
16:00
Jestem już przy domu Hannah. Pukam do drzwi. Otworzyla mi je moja najlepsza przyjaciółka. Od razu się do niej przytuliłam.
- Woo. Prawie mnie przewróciłas.- zasmiala się.
- Tak strasznie tesknilam.- powiedziałam, po czym zamknęłam drzwi i poszłyśmy do jej pokoju.
Rozmawiałyśmy na różne tematy. O szkole, nowych dziewczynach, chlopakach, spotkaniach, nowej klasie. Jej głos tak strasznie mnie uspokajal. Bardzo mi go brakowało.
-------------
21:30
Sprawdzam telefon, a tu już tak późno.
-Matko prawie 10. Musze szybko lecieć do domu.
Biegne szybko do wyjścia, żegnając się z przyjaciółka.
- Widzimy się za tydzień u mnie słońce. Papa! - krzyknęłam wychodząc
- Pewnie! Kocham słońce!- odpowiedziała
Przez całą drogę uśmiech nie schodził mi z twarzy. Tego mi brakowało. Rozmowy. Nie zdawałam wtedy sobie sprawy,że jest tak późno. O tej porze nie jest bezpiecznie. Dobrze myślałam. Za rogiem zobaczylam tą drużynę. Tych samych chłopców, którzy zaczepili mnie w poniedziałek. Strach,jeszcze większy. Nie dobiegnę do domu. Mam strasznie daleko.
Pogodzilam się z faktem, że nie ominie mnie to.
Już z daleka słyszę krzyki w moja stronę. Są coraz bliżej. Do moich oczu zebrały się łzy.
Podchodzą.
- Witamy ponownie! Widziałaś może Brandona? Powiedz mu, że nie wie co traci.- mówi przyciągając mnie do siebie. Było widać i czuć, że był pijany. Może nie tylko spożywal alkohol. Coraz bardziej się boje.
-To co chłopaki zabieramy ją ze sobą?-zapytał śmiejąc się
Znów te same łzy, coraz wiekszy strach.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam odpychając go z całej siły.
- Wo. Widzisz jaka niegrzeczna?- powiedział jeden z nich.
Znów podchodzi do mnie ten sam koleś i dotyka mnie od pasa w dół. Próbuje się wyrwać,lecz nie mogę.
Wtedy wkracza ten sam człowiek co rano. Stanął przed moim ciałem, aby nikt nie mógł mnie dotknąć.
- Gościu przestań. To nie jest zabawne.- powiedział
- Przestań. Pociecha dla mnie i dla ciebie. - odpowiedział, wyciągając ręce w moja stronę.
Odpycha go i krzyczy:
- Odpierdol się !
Po chwili cała drużyna zbiera się i przewraca go na ziemię. Zaczynają go kopać. Nie wiem co zrobić. Chcialabym pomóc lecz boję się.
Po chwili kiedy widzą, że krwawi zostawiają go.
-Jak się ogarniesz to wiesz gdzie nas szukać.
Odchodzą.
Podchodzę do chłopaka który mnie obronił. Pomagam mu wstać
- Matko strasznie źle wyglądasz.- powiedziałam
- Na pewno nie jest tak źle.
Wyciągam chusteczki z plecaka i przykladam je do jego nosa.
- Fajna drużyna powiem ci.
- Nie jestem taki jak oni.
- Rozumiem. Dziękuję za pomoc. Strasznie się bałam.
- Zauważyłem. Odprowadze Cię lepiej do domu.
- Nie chce robić problemu. Powinieneś wrócić jak najszybciej do swojego.
- Spokojnie nic mi nie jest. Tak  w ogóle jestem Max.
- Ja jestem Charlotte. - mówię podajac mu rękę.
Rozmawialiśmy przez cały powrót do domu. Czułam się przy nim bezpiecznie.
Max to naprawdę dobry człowiek. Pozory mylą. Miał błękitne oczy i brązowe lekko kręcone włosy. Jego uśmiech był najładniejszym jaki widziałam. Był średniego wzrostu i średnio 'przypakowany' jak na osobę z drużyny.
- Tutaj mieszkam. Aktualnie sama. Tata niestety znów wyjechał.
- Wiem co czujesz.
- Może wejdziesz. Naprawdę potrzebujesz opatrunku. Akurat mam super krem na takie rany.
-Okej haha. Zaufam ci.
Otwieram drzwi i zapalam światło.
- Po lewo jest kuchnia. Usiąść sobie, ja lecę po apteczke.
- Jasne.
Po jakiś 5 minutach szukania apteczki, podeszlam do niego i próbowałam go opatrzyć.
- Powiem ci, że nieźle Cię skopali.
-Jakoś przeżyje.
Biorę waciki i przykładam mu do wargi.
- Boli Cię coś konkretnie?- pytam
- Strasznie brzuch.
- Dobra to ściągnij koszulkę.
Popatrzył się na mnie dziwnie.
- Haha. Spokojnie. Muszę Ci pomóc.
-Hahaha. Tak oczywiście.- powiedział zdejmujac koszulkę.
Miał wiele siniakow. Strasznie to wyglądało. Wzięłam szybko krem i posmarowałam mu stłuczone miejsca.
- Musisz mnie lubić. - powiedział
- Wiesz, znamy się kilka godzin.
- Nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego.
Oczywiście taka ja, od razu zaczerwieniłam się.
- Ktoś tu się zaczerwnił. Widzisz. Miałem racje. - uśmiechnął się
Odwzajemnilam jego uśmiech i nadal próbowałam zrobić coś z jego ranami.

CIĄG DALSZY POSTARAM SIĘ ABY BYŁ W CZWARTEK. BUZIACZKI

Nie Zapomnę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz