Drogi Pamiętniku
Pewien zjeb(czytaj Timothy) nabazgrał na twojej okładce imię: "Gienek"
Więc tak się będziesz teraz zwał. Gienio.
Niestety Helen dalej nie chce mi odpuścić tych mang - tych co to je zakopałem w ogródku - i stęka, żebym mu je wreszcie oddał. Czy on na prawdę nie domyśla się, że już ich nie mam? Albo inaczej: Czy on na prawdę myśli, że bym mu je oddał?
Zresztą nieważne. Nie po to tu przybyłem.
Chciałem opowiedzieć Ci o dzisiejszym(nie do końca) udanym podrywie Jeffa. Chciał podrywać Jane.
Zacznijmy od początku: Na początku był chaos rzecz jasna... I nadal jest tylko trochę większy...
Dobra nie ważne. Więc siedzieliśmy sobie w salonie i oglądaliśmy w TV coś o wybuchu bomby podłożonej przez ZSRR w czasie wojny i coś tam gdy nagle wpada Jeffryj, klęka przed Jane i coś tam bełkocze. Dalej oglądamy ten film i tak troszkę słuchamy. Mówił coś w stylu: "wiem, że zjebałem i że zniszczyłem Ci życie bla bla bla proszę Wybacz mi i pozwól to naprawić"
Jane się wzruszyła - tak myślę, bo nie zdjęła maski - i już miała go przytulić i wyczohrać gdy ten zjeb dodał: "Proszę pozwól mi ponownie uczynić Cię ta piękną jak ja" i wyciągnął wybielacz i wódkę.
Jane jebła go w łeb konsolą skrzata i oblała go tym gównem.
Potem opłakując swój los napierdoliła się wybielaczem...