Budzę się i, wciąż zamroczony snem, zauważam podchodzącą do mnie kobietę. Na jej twarzy maluje się ogromne zatroskanie.- Jak się czujesz? - pyta delikatnie, jakbym był małym dzieckiem.- Nie mam zielonego pojęcia gdzie jestem, jak się tu znalazłem, dodatkowo mam czarną dziurę w głowie. Wszystko jest zamazane i spowite mgłą. - wyrzucam słowa z ust, jak z karabinu - Są tu jakieś moje rzeczy? - Rozglądam się nerwowo. Denerwuję się, jak zapewne każdy, kto znalazłby się w takiej sytuacji jak ja.- Twój plecak leży obok łóżka - wskazuje gdzie dokładnie i wyciąga rękę w moją stronę. - Po za tym, jestem Zelda - przedstawia się blondynka.- Miło mi poznać - uśmiecham się dla potwierdzenia mych słów i ściskam jej dłoń. - Przypominasz mi kogoś - mówi po chwili ciszy. - Czy jesteś w posiadaniu Ocariny? - pyta, a oczy błyskają jej z podekscytowania. Przytakuję cicho wyciągając ją z kieszeni. No przynajmniej mam nadzieję, że mówię prawdę, bo sam nie mam pewności. - Jak super! - klaszcze w dłonie, jak dziecko, które właśnie dowiedziało się, że może kupić tyle lodów ile tylko da radę zjeść. - Myślałam, że przepadła, zwłaszcza, że od pokonania Ganondorfa Link się nie odzywał. Umiesz na tym grać? - pyta wskazując instrument.- Nawet jeśli kiedykolwiek umiałem, to już nie pamiętam - przyznaję i wzruszam ramionami dla podkreślenia moich słów.- Wiesz, chyba mogę ci pomóc - mówi tajemniczo Zelda i wygrzebując skądś kartki pełne nut i rzucając mi jeden arkusz na kolana. - Zagraj to, może pomoże.- OK. - W jedną dłoń łapię nuty, a w drugą instrument i wzruszam ramionami. Co mi w końcu szkodzi, w końcu raczej od tego nie umrę, korona też mi z głowy nie spadnie. Odczytuję powoli nuty, mrucząc pod nosem. - H, D2, A, H, D2, A, powtórz. Prostszej nie ma. - Zaczynam grać, dla pewności wpatrując się w kartkę, gdy w głowie świta mi pewna myśl. To nie jest moje pismo. Zaraz jednak przestaję zaprzątać sobie tym głowę. Przecież mogłem mieć tam gdzieś nie swoje nuty. Rozmyślając nie przerywam gry, więc po chwili rozbrzmiewają ostatnie dźwięki utworu, a mnie oślepia jaskrawe światło. Nie no, znowu, przechodzi mi przez głowę nim odpływam.Otwieram oczy i rozglądam się. Znowu w innym miejscu, myślę cierpko. Mój wzrok przykuwają dwa ogromne stwory, smok i wilk. Jakby tego było mało obydwa są całkowicie złote. Czuję jak tracę panowanie nad sobą. Całkowita panika ogarnia mnie, gdy gad zbliża się do mnie i kładzie mi łapę na dłoni, chyba tylko cudem jej nie miażdżąc. Upadam, lecz to nie on jest tego sprawcą, tylko nagły napływ wspomnień. Każde z nich dotyczy rodziny, rodziców. Ciemniej mi przed oczami, widzę jak machają do mnie i wyciągają w moją stronę ręce. dłonie wciskają mi zwój papieru, po czym znikają. Mrugam raz, drugi, trzeci. Za czwartym otoczenie zmienia się, jestem z powrotem w domu Zeldy, a blondynka siedzi na krańcu łóżka świdrując mnie wzrokiem. Mimochodem zauważam, że nie wszystko było snem, wciąż mam przy sobie tajemniczy papier. Zbliżam go do oczu, w rogu jest jakiś napis zapisany drobnym drukiem.- Wskazuje to, co zgubione. Mama i tata - czytam i rozwijam papier. Moim oczom ukazuje się mapa okolic. - Znasz się na tym, ja jestem pod tym względem całkowicie niedoświadczony - przyznaję. - Coś tam wiem - mówi Zelda i wstaje. - Ten napis znaczy, że chyba czas, żebyś znalazł przyjaciół. Znaczy... - nie wie jak się wytłumaczyć, gdy zauważa, jak to brzmi. - Miałam na myśli dowiedzieć się, gdzie aktualnie są, bo chyba ich zgubiłeś. - Uśmiecha się, widząc, że rozumiem. Wstaję z posłania i doznaję olśnienia.- Tak po za tym, to chyba się nie przedstawiłem. Mam na imię Maciek. - Więc Macieju, czy przydam ci się na coś?- Co najmniej do towarzystwa. - Szczerzymy się do siebie, doskonale zdając sobie sprawę, że wyruszamy razem na wyprawę, nic praktycznie o sobie nie wiedząc. Rozwijam mapę na podłodze. Blondynka przygląda się jej przez chwilę, zaglądając mi przez ramię, po czym palcem wskazuje jeden punkt.- Hyrule - czytam. - Co tam jest?- Nasz pierwszy przystanek, gwiazda - tłumaczy.- Nasz? - Nie znasz okolicy, nie umiesz korzystać z mapy... zabierając mnie ze sobą tylko zyskujesz - uśmiecha się szelmowsko otwierając drzwi. - Bierz swoje rzeczy i spadamy! - krzyczy stojąc już na dworze. Łapię plecak i doganiam Zeldę. - Czas zapobiec apokalipsie - mówi tylko i obraca mapę, którą trzymam w dłoniach. - Miałeś ją do góry nogami ćwoku. - Wzruszam ramionami i podążam za nią. Sam sobie nie poradzę, tylko ona wie, gdzie jestem TERAZ.