Prolog

1.9K 123 31
                                    

,,Nie lubię tego"

•••

Jego dłonie zacisnęły się w pięści. Knykcie całe pobladły. Ramiona zadrżały. A wzdłuż kręgosłupa przeszedł dreszcz. Przyjemny i słodki, mimo brutalności, którą został wywołany. Rozszedł się do innych części jego ciała. Spowodował falę rozkoszy. Zapomnienia. Zapomnienia tego, co znaczy honor. Godziwość. Skromność. Wstyd.
W całym pomieszczeniu rozszedł się wspaniały jęk, wydobywający się z tych potwornie niegrzecznych ust. Ust idealnych. Ust w kolorze dojrzałej truskawki. Ust pełnych. Ust, które swoim byciem, dopraszały się agresywnych pieszczot. Poniżających. Uzależniających.

Jego ciało było drobne, w porównaniu do jego ciała. Przesuwało się w rytm mocnych pchnięć. Jego pchnięć. Prosto w to rozkoszne miejsce.
A kiedy poczuł to znowu, stracił siły do reszty. Całkowicie położył swoją klatkę na blacie biurka, bo nie mógł wytrzymać. Nie mógł stać. Każdy jego mięsień, jakby otumaniony drżał, dlatego pozbawił swoje nogi siły i dał im odpocząć, choć na tę chwilę. A raczej dał sobą poniewierać. Rozluźnił ciało i z upokorzeniem, przyjmował każde pchnięcie. Głębokie. Silne. Bolesne.

Nie protestował. Podobało mu się? Tak. A raczej, tak on mu wmówił. Zrobił pranie mózgu. Zmienił morale. Narzucił swoje rygorystyczne zasady. Zastraszał. I płacił. Traktował jak dziwkę. Nic nieznaczący przedmiot. A on godził się na to. Przyparty do muru, nie zauważył, że uzależnił się od niego. Jego męskich dłoni, które tak mocno trzymały jego biodra, że za każdym razem zostawiały siniaki na jego bladej skórze. Słodkiej i niegdyś takiej czystej skórce. Teraz naznaczonej jego dotykiem.
Uzależnił, od bolesnej rozkoszy, którą on go obdarowywał. Tej, przez którą zapominał swojego imienia. Która sprawiała, że czuł się jak przedmiot do wyżycia. Do pieprzenia. Do spełniania zachcianek. Rozkazów.
Uzależnił, od każdej rany. Po zębach. Po paznokciach. Po uderzeniach. Od tego, że kiedy je przemywał, szczypały, przypominając mu w jaki sposób zostały zrobione. Dlaczego je ma. Za co. I co po nich nastąpiło. O dobrych chwilach. O tych, których nie mógł wytrzymać. W których błagał z rozkoszy o więcej, lub mniej. Upokarzał się. Upokarzał się, bo on tak chciał. Wykorzystywał swoją władzę w ten sposób. A szef o wszystkim wiedział. I nic z tym nie robił. Bo Ushijima na to zasłużył. Na spełnienie każdego jego pragnienia. Pragnienia jakim było posiadanie drugiego człowieka. Posiadanie Oikawy. Nadzwyczaj pięknego. Idealnego. Istoty nadnaturalnie kuszącej. Arcy seksownej. Prowokującej nawet swoim najcichszym oddechem. Małym krokiem. Gestem. O zniewalającej nieskazitelności. O czystości, której nie potrafił w nim zabić. Zabrać jej, ani zniszczyć. On po prostu był sobą. Był perfekcyjny. A Ushijima chciał posiadać to, co najlepsze. Więc musiał posiąść i jego.

Złapał mocno jego słodkie bioderka. Wąskie. Szczupłe. Kości rysowały się na nich mocno. Może dlatego, że dużo schudł. Ale to nie znaczyło wiele. Nic. Nawet gdyby przytył drugie tyle i tak byłby uważany za idealnego pana. Za złodzieja ludzkich serc. Dzieło sztuki.
Wbił w jego skórę palce. Chciał zostawić ślad. Dużo śladów. Aby Oikawa wsydził się rozebrać przed kimkolwiek innym. Aby miał pewność, że ta mała dziwka jest tylko jego.

Szarpnął nim. Brutalnie. I wszedł w niego, wkładając w to całą swoją siłę, która przełożyła się na rozkoszny okrzyk Tooru. I powoli zaczął odlatywać. Jeszcze mocniej złapał się biurka. Zacisnął dłonie na jego krawędziach. Klatką przyległ do niego mocno, jakby w obawie przed dalszym przebiegiem wydarzeń. Jakby w obawie przed Wakatoshim, który tego dnia był wyjątkowo brutalny.
Zadał mu serię mocnych uderzeń. Głębokich i gwałtownych. Sięgnął do najbardziej oddalonych miejsc jego wnętrza, doprowadzając tym swojego kochanka do szału. Sam nie wiedział, czy płacze z rozkoszy, czy z bólu. Wręcz wył. Mimo, że w firmie nie byli sami, nikt ich nie słyszał. Bo szef o to zadbał.

Skończyli dopiero po półgodzinnych mękach Tooru. Ushijima bawił się nim. Bezlitośnie pokazywał jego najsłabsze punkty. Powodował, że kompletnie odrzucał wstyd i błagał go o więcej. Wakatoshi to kochał. Kochał ton jego głosu. Wyraz twarzy. Drżące ciało. Nie potrafił oprzeć się swoim pożądaniom. Ulegał. I krzywdził go. Nawet o tym nie wiedząc. Oczywiście zdawał sobie sprawę ze swojej brutalności, ale był pewien, że Tooru to podnieca. Że uwielbia to. Szaleje. Ale to nie do końca było tak...

Ushijima zostawił go zmęczonego na biurku. Sam zaczął się ubierać. Zarzucił koszulę na ramiona i zapiął spodnie. Bez słowa podszedł do dużego okna i zaczął obserwować okolice. Wszystko było takie samo. Ciągle i ciągle. A Oikawa dodawał blasku tej rutynie. Bo teraz, patrząc na te wszystkie szare auta, potrafił dostrzec w nich kolory. Czerwone i żółte. Zielone i niebieskie. Zimne odcienie. Ciepłe odcienie. Ten chłopak przyprawiał jego życie o szczęście. Po prostu. Łatwo. Bo swoim ciałem. Jękami. Gestami. Uległością. Łatwo.
Po dobrym seksie zawsze należało zapalić papierosa. Ushijima tak zrobił. Kompletnie nie przejmując się usypiającym kochankiem, wyciągnął paczkę Malboro z czarnych spodni od garnituru i z rozkoszą zaczął palić jednego z nich.

A Tooru dochodził do siebie. Nadal leżąc brzuchem na biurku, powoli podciągnął swoje spodnie na biodra. Nadal normował swój oddech. Po tak nagłych i mocnych stosunkach, nie potrafił szybko się uspokoić. Potrzebował conajmniej trzydziestu minut. Zdawał sobie sprawę, że jeżeli zostanie tu choć chwilę dłużej, Ushijima znów go wykorzysta. A jego siły były już naprawdę małe. Ledwo co stał na nogach, a czekała go jeszcze praca. Bardzo dużo pracy.
Powoli podniósł się, wygrywając ciężką walkę ze swoim zmęczeniem. Włożył koszule w spodnie, doprowadzając się do porządku. Narzucił marynarkę na ramiona i na czuja poprawił swoje miękkie włosy. Wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado. Można było porównać Ushijime do tornada. Kiedy już postanowił go wykorzystać, wywracał jego cały dzień do góry nogami i krzyżował plany.

- Pieniądze przeleje ci na konto. - dyrektor skończył palić, gasząc swojego papierosa w szarej popielniczce, stojącej na orzechowym stoliku, przy miękkiej sofie. Zwrócił swój wzrok ku Tooru, nadal pożądliwie na niego patrząc.

- Ja-jasne... - wziął głęboki wdech i odwrócił głowę w przeciwną stronę od Ushijimy. Za wszelką cenę chciał uniknąć jego spojrzenia. Czuł się upokorzony. Jak zawsze. Ale zdążył się do tego przyzwyczaić.

- Przyjdziesz do mnie na weekend, czy jesteś zajęty? - zaczął powoli kroczyć w jego stronę. Grał. To była słodko gorzka gra. Tooru z każdym usłyszanym krokiem, czuł dreszcz. Dreszcz niepewności, strachu, a jednocześnie dziwnej ekstazy. To było dziwne uczucie. Podniecające. Zachęcało go na więcej i więcej. Na złamanie granic.

- Narazie nie potrzebuje pieniędzy. - odparł dość niepewnie, przymykając swoje oczy. Poczuł to. Mimo, że go nie dotykał, czuł, że stoi tuż przed nim.

- Spójrz na mnie. - złapał go delikatnie za podbródek. Jego dotyk nigdy nie był taki czuły, jak teraz. A Tooru zawsze takiego pragnął i Ushijima zdawał sobie z tego sprawę. Uderzał w czułe punkty. Zachęcał. Potem wykorzystywał. I zapętlał swoją grę.

Oikawa zadrżał. To wszystko czasem wydawało mu się koszmarem, a czasem bajką. Świadomość, że miał go taki przystojny i bogaty mężczyzna przyprawiała go o dumę. Jednak to co z nim robił było już inną kwestią.
Niepewnie otworzył oczy i spojrzał w te jego. Dzikie i wiecznie napalone. Słodki strach przeszedł jego ciało. Bał się. Bardzo się bał.

- Przyjdziesz do mnie na weekend? - ponowił pytanie, agresywnie patrząc w tęczówki Tooru.

- Przyjdę. - teraz odpowiedział bez wahania.

A Ushijima się uśmiechnął. I złożył na jego ustach najczulszy pocałunek jaki potrafił.

Zwabić. Wykorzystać. Popsuć.

---

Heej! 🤣❣️
Przychodzę z taki mini prologiem. Mam nadzieję, że się spodobał. Nie zniechęcajcie się na początku do Ushijimy zwyrodnialca, bo on ma swój motyw i to tak naprawdę grzeczny facet jest 😂 Nie wiem jak wam to powiedzieć, jednocześnie nie dając spoilerów, ale mam nadzieję, że łapiecie 😂 hahahaha
No tyle chciałam wam powiedzieć, więc... Do nexta, Skarby!❣️

Flo

Słodka Krzywda || UshiOiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz