Mark po raz kolejny siedząc na balkonie, zatapiał swoje smutki w jedynej rzeczy, która ostatnio sprawiała mu przyjemność — w papierosach. Oglądając, jak dym ucieka mu z ust, westchnął i kopnął w balustradę z frustracji. Słysząc zbliżające się kroki, szybko wyciągnął fajkę spomiędzy warg i zgasił ją na parapecie, nie chcąc, by jego współlokator to zauważył.
— Znowu paliłeś? — zapytał zażenowany Jackson. — Tego śladu tu wczoraj na parapecie nie było, więcej nie musisz kłamać.
— Czemu cię to obchodzi? Sam palisz, nie bądź hipokrytą. — W tym samym momencie wyciągnął kolejnego papierosa.
— Posłuchaj, ja wiem, że bardzo chcesz mi pokazać, jaki to ty dorosły nie jesteś, ale wyciągnij to z ust. Nie będziesz palił, przynajmniej w mojej obecności, a jak ci się nie podoba, to będziesz musiał się pogodzić ze znikającymi paczkami papierosów.
Mark ze zdenerwowania wybiegł z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Ostatnio nie potrafił radzić sobie ze swoimi emocjami, co było bardzo zauważalne. Jackson martwił się o chłopaka, pomimo iż sam był uzależniony. Widok palącego bruneta kuł go w sercu; nie mógł znieść myśli o jego złym stanie zdrowia. W tamtym momencie łzy zaczęły spływać po jego policzkach i z bezsilności zapalił. Widząc swoją płaczącą sylwetkę w oknie, stwierdził, że jest żałosny. Jego zbawicielem w tamtym momencie okazał się telefon. Nie dzwonił do niego nikt inny niż sam Im Jaebum.
— Halo? — spytał Jackson, niestety jego głos nadal drżał, co Jaebum usłyszał.
— Cześć, Wang, coś się stało? Nie brzmisz dobrze.
— Nie, wszystko w porządku. Po co dzwoniłeś?
— Chciałem z chłopakami wyjść na miasto i pomyślałem, byś przyszedł, ale widzę, że bardziej potrzebujesz teraz porozmawiać, niż wychodzić z domu, zaraz u ciebie będziemy i nawet nie próbuj nas nie wpuścić — powiedział Im, w tym samym momencie kończąc połączenie.
♡♡♡
Jackson leżał zwinięty na kanapie, czekając na swoich przyjaciół oraz myśląc o tym, jak poznał Marka. Oczywiście, nie było to z jego własnej woli, ale nadal pamięta jego ciepły uśmiech. Uwielbiał, kiedy chłopak się śmiał i był zadowolony; niestety, ten widok był teraz rzadkością. Z jego myśli wyrwał go krzyk jego ulubieńców.
— Jackson, jak zaraz nie otworzysz, to sami to zrobimy! — Po wypowiedzeniu tych słów Jinyoung zaczął walić w drzwi, co spowodowało, że Chińczyk wstał trzy razy szybciej, niż zamierzał.
Po otworzeniu mieszkania do środka na raz zaczęło się wpychać pięciu mężczyzn, którzy byli dla chłopaka całym światem.
— Przesuń się, Jaebum! — wykrzyczał najmłodszy z nich.
— Trochę szacunku, Yugyeom. Jestem od ciebie starszy!
Jinyoung, który nie mógł już wytrzymać, popchnął całą gromadę i wszyscy upadli na podłogę blondyna.
— Miło mi cię widzieć, Jackson, co się dzieje? — uśmiechnął się czarnowłosy i przeskoczył przez leżącą czwórkę.
— No właśnie, Chinolu, co się stało? — zapytał Yugyeom, wstając z podłogi, przy okazji pomagając Bambamowi.
— Może jak wejdziemy, to nam wytłumaczy, bo nie sądzę, by chciał, aby cały blok wiedział, co mu leży na sumieniu — oznajmił Jaebum, który strzepywał z siebie kurz. — Nie mogłeś posprzątać? Nie jestem twoim ojcem, aby cały czas coś u ciebie ogarniać.
— Z tym mogę się nie zgodzić — powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha Youngjae, zadowolony ze swojego żartu, jednocześnie zamykając przy tym drzwi wejściowe.
CZYTASZ
kartka || markson
Fanfiction►Zamiast zapachu zepsucia chciałem czuć zapach wiosny◄ Betowała: @Zizikk