Budzik. Znowu popełniam ten sam błąd. To żenujące. Robisz coś dzień w dzień, mówiąc sobie: ,,Nie... Dziś położę się wcześniej spać. Nie będę analizować wszystkiego, co wydarzyło się w moim życiu.", ale mimo to analizujesz, wyciągasz brudy przeszłości, wybuchasz emocjami, a potem co? Potem walczysz sama ze sobą o kolejny oddech, o sen, który mógłby dać ukojenie... Ale on nie nadchodzi z pomocą. Wtedy uświadamiasz sobie, że jutro czeka cię kolejny szkolny dzień.
Mimo wszystko wstaję. Powolnym ruchem podążam do kuchni, wyjmuję z lodówki swoją ulubioną nocną, borówkowo-bananową owsiankę i wlewam w siebie kawę z kubka nienaturalnej pojemności, licząc że w magiczny sposób mnie to ożywi.
Szykuję się do szkoły, jestem już prawie spóźniona, ale zawsze lepiej się spóźnić, zrobić make up i wyglądać względnie ładnie, niż snuć się jak zombie po miejscach publicznych. Wychodzę na zatłoczony chodnik. Mieszkanie w mieście bywa przytłaczające. Zewsząd każdego człowieka otacza dynamika, czasem jest jej zbyt wiele. Odkąd pamiętam zawsze wolałam małe wioski na uboczach dużych miast. One stale kojarzą mi się z beztroską, moim miejscem na Ziemi i przede wszystkim zwariowaną, kochającą babcią.Jakimś dziwnym trafem docieram do szkolnych drzwi równo z dzwonkiem. To zupełnie nie podobne do mnie, ale czasem wiele czynności i myśli nie są jakby ,,mną". Cholera jasna. W tym momencie wpadam prosto na umięśnioną klatkę piersiową jakiegoś trzecioklasisty. Nerwowo odpycham swoje ciało od niego i uświadamiam sobie, że zapomniałam założyć soczewek, co zwiastuje dzień pełen ślepych wrażeń.
-O matko, przepraszam... - Urwał na chwilę. - Cass, tak?
Zapytał dla pewności. Szczerze mówiąc, nie kojarzę go, więc zastanawia mnie skąd właściwie zgadł moje imię, ale nie mam zbyt wiele czasu, aby wdawać się z nim w dyskusję na ten temat.
- Tak, Cass. - Odpowiadam, czując ciepłą krew pulsującą w uszach i jestem już prawie pewna, że zrobiłam się czerwona. - Nic się nie stało, właściwie... To moja wina.
Uśmiechłam się lekko, otrząsnęłam się i popędziłam w stronę schodów, aby udać się na lekcję historii z Panią Elizabeth. Jak to zwykle bywa, nauczycielka powitała mnie, rzucając w moją stronę niezbyt konieczne słowa.-Dzień dobry, Pani Cassidy. Pani dziś nie spóźniona?- Odparła słowami pełnymi jadu. - Muszę przyznać, że czuję się zaszczycona Pani obecnością na mojej lekcji.
Dodała ironicznie, posyłając mi na koniec szyderczy, fałszywy uśmiech.-Cieszę się, że może się Pani czuć zaszczycona mym przybyciem na Pani jakże... Hmm, ciekawe zajęcia.
Nie miałam w zwyczaju pyskować, ale ta nauczycielka jest jedną z niewielu nauczycieli, potrafiących podnieść ciśnienie w ciągu ułamka sekundy.
Myślałam, że po tym wszystkim lekcja potoczy się jak zwykle, czyli nieciekawie. Wielce się myliłam, ponieważ po chwili Elizabeth znikła za żelaznymi drzwiami od sali.
Z biegiem czasu wróciła... Nie sama. Z początku nawet go nie zauważyłam. Byłam zajęta bazgraniem jakiegoś niezdarnego rysunku w zeszycie. Ale kiedy zaczął mówić, szybko oderwałam wzrok od niesfornej kartki. Jego głos miał tak przyjemny, niski ton, taką głębię w której można było się zatracić. Jego czarne włosy, były gęste. Spowijały jego czoło tworząc niby grzywkę i dopasowując się do jego brązowych oczu. Miał bladą cerę i przeciętną posturę ciała.- Hej, Jestem Cole, jestem nowym uczniem... - Zaczął, bujając się delikatnie na wszystkie strony. Sprawiał przez to wrażenie niezdarnego i zdecydowanie zdenerwowanego.
Czułam na sobie jego wzrok, który nie omiotał mnie na jakąś sekundę, czy dwie. Stał jak wryty wiercąc nim we mnie dziurę. Wydało mi się to niestosowne. Spuściłam głowę, chowając oznakę lekkiego przestraszenia.
-No! - Dodał po chwili. - Mam nadzieję, że dobrze mnie tu przyjmijcie czy coś...
Elizabeth zauważyła jego lekkie zakłopotanie, wskazała mu miejsce obok mnie i skinęła, aby ze mną usiadł. Czułam się skołowana, jakby uwięziona w klatce, w wyborze, na który nie miałam wpływu. Puls podskoczył mi gwałtownie, rozsadzając mi czaszkę i zapoczątkowując cholerną migrenę, kiedy Cole siadał na Miejscu obok.
Nauczycielka rozpoczęła lekcję, a my do tej pory siedzieliśmy w ciszy.
Chowałam głowę w dłoniach starając się uspokoić narastający ból głowy.
Trzęsły mi się ręce, kiedy sięgałam do torby po paczkę tabletek. On ciągle ukradkiem, pytająco zerkał na mnie.-Wszystko w porządku? - Zapytał nieśmiało.
-Nic mi nie jest,to... To tylko ból głowy.
Poruszył głową na znak, że rozumie i westchnął lekko.
Wepchnęłam dwie tabletki do buzi, popiłam wodą. Nie trwało to długo, a po chwili znów się odezwał.
-A więc jesteś Cassidy?- Odparł łagodnie, uśmiechając się przy tym lekko, ale przyjaźnie.
-Czekaj... Skąd wiesz?! - Odpowiedziałam opryskiwie, z przerażeniem i oskarżeniem w głosie.
-Przepraszam, ja po prostu odczytałem twoje imię z okładki zeszytu.
Na jego twarzy malowało się straszne uczucie odrzucenia.
Niech to szlag! Cass, ty idiotko! Zupełnie nie wpadłam na to, całkowicie zapomniałam o zamkniętym zeszycie, leżącym na blacie tuż przede mną. Zrobiło mi się głupio.-Przepraszam, byłam zdenerwowana.. To przez ten ból głowy.
Po lekcji wyszłam ze szkoły i wyruszyłam w stronę domu. Ból nie dawał za wygraną. Wciąż myślałam o cudownej barwie głosu Cole'a, o kłującym wzroku, o NIM. Dawało mi to zarazem spokój, ale wywoływało jednocześnie strach. Gdy dotarłam do mieszkania natychmiast położyłam się spać.
CZYTASZ
Przynieś Mi Niebo
Random,,Raz, dwa, trzy... Raz, dwa, trzy... Raz, dwa, trzy... Płaczę. Próbuję się opanować, ale nie daję sobie rady. ,,Jesteś we własnym mieszkaniu, nikt cię tu nie skrzywdzi. Tu ich nie ma."- mówię sama do siebie." Cassidy każdego dnia mierzy się z t...