Przyjemne powroty

1.9K 107 120
                                    

Tak więc, witam was w moim pierwszym Larry'm. Zamysł był odrobinę inny, ale wyszło trochę słodko. Mam nadzieję, że końcówka nie wyszła zbyt tragicznie. Oddaję go w wasze ręce. Dajcie znać, co sądzicie.

Miłego czytania! x

Ilość słów: 11920.

***

Louis nie lubił służbowych wyjazdów. Bycie z dala od domu nie było wcale takie przyjemne jak opowiadali mu kumple, którzy byli po ślubach czy też w długoletnich związkach. Nie rozumiał tego, jak mogli cieszyć się tym, że zostawią na te kilka dni lub tygodni swoją miłość. Samotną, w pustym mieszkaniu bądź pięknym domku na przedmieściach.

Kiedyś chciał to pojąć i samemu zacząć się tym cieszyć, ale nie mógł. A może nie chciał? Za każdym razem, kiedy szefostwo, a później on sam, podejmowało decyzje o jego wyjeździe odczuwał ból w piersi, na samą myśl, że przez jakiś czas nie będzie widzieć chłopaka, który zawładnął jego ciałem, duszą i sercem. Za każdym razem próbował się wykręcać, lecz niewiele to dawało, gdyż i tak kończył ze spakowaną walizką i długim pocałunkiem, który był obietnicą powrotu.

Teraz, kiedy wracał do domu, po długich trzech tygodniach nieobecności, nie mógł wysiedzieć w miejscu. Dochodziło południe, a on wiercił się na tylnym siedzeniu taksówki, która wywoziła go z centrum Londynu, na jego obrzeża. Tam, gdzie trzy lata temu wybudowano dom, który był spełnieniem wszystkich jego marzeń. Dom, do którego chętnie wracał. Dom, gdzie czuł się na miejscu. Dom, gdzie czekała na niego miłość i pełne uwielbienia spojrzenie.

W bagażniku taksówki obijały się o siebie walizka z torbą podręczną, w której jak zawsze trzymał niepotrzebne szpargały i drobne upominki dla chłopaka, z którym dzielił życie. W dłoniach ściskał bukiet kwiatów, które zakupił pięć minut wcześniej, w jednej z londyńskich kwiaciarni, która nigdy go nie zawiodła. Kwiaty były piękne. Na długich łodyżkach, przyozdobione zielenią i białymi akcentami. Tuż obok niego leżała butelka czerwonego wina, w które zaopatrzył się zaraz po wyjściu z lotniska. Było jego ulubionym. Półsłodkie, dość drogie.

Piętnaście minut później samochód zaczął zwalniać, aż nie zatrzymał się przy dobrze znanym mu budynku. Zapłacił za przejazd, dziękując kierowcy i wysiadł z taksówki. Mężczyzna pomógł mu wyciągnąć bagaże i pożegnawszy się, odjechał, a Louis odetchnął pełną piersią.

Był w domu.

Z uśmiechem, który sam cisnął się na jego wąskie wargi złapał za rączkę walizki, torbę przerzucił przez ramię i nieporanie przeszedł przez bramkę, którą zaraz za sobą zamknął. Kółeczka walizki hałasowały, gdy ciągnął ją za sobą po żwirowym podjeździe, aż do drzwi frontowych. Z kieszeni spodni wyciągnął klucze i z kilkoma przekleństwami udało mu się w końcu wejść do środka. Bagaże porzucił w korytarzu i udał się do kuchni, gdzie jak zwykle panował idealny porządek, a na blacie stał półmisek z owocami. Na lodówce znalazł kilka karteczek samoprzylepnych w odcieniu zielni, które przypominały o najważniejszych sprawach codziennych.

Uśmiechnął się czule, kiedy odnalazł wzrokiem tę największą. Serduszko w rogu było krzywe, ale urocze. Słowa były napisane staranną, pochyłą czcionką.

Siedemnasty, lipiec. Powrót Lou.

Z szafki przy oknie wyciągnął wazon. Szklany z małym zdobieniami, który Harry przytargał kiedyś do domu. Napełnił go wodą i włożył tam kwiaty, aby nie zwiędły do wieczora. Wino schował do lodówki, gdyż schłodzone było najlepsze i wrócił się po walizki.

Zatargał rzeczy na piętro i rzucił je na podłogę w sypialni. Musiał zrobić z nimi porządek teraz, bo później, kiedy wróci Harry nie będzie miał na to czasu. Posegregował ubrania, połowę z nich wynosząc do łazienki, gdzie zapchał nimi kosz na brudy. Resztę powiesił w garderobie, po prawej stronie, która należała tylko do niego. Z torby podręcznej wyciągnął laptopa, ważne papiery i kilka innych pierdół i zaniósł to wszystko do malutkiego gabinetu na końcu korytarza.

Przyjemne powroty || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz