Rozdział 6

456 23 9
                                    

Co mam robić? Celują do siebie...obydwaj....Nie myśląc długo szybko stanęłam na środku, tak aby ich celowniki były skierowane w moją stronę.

-Proszę...strzelajcie-mówiłam to ze łzami w oczach a oni popatrzyli po sobie-Na co czekacie?-po chwili obaj opuścili broń, a Stown powiedział:

-Nie zrobię tego, choćbym miał zginąć, kocham cię i dobrze o tym wiesz.

-[Twoje imię] wiesz że ja bym cię nigdy nie skrzywdził-tłumaczył Pixel.

-Ale.....[Twoje imię] z kim chcesz zostać? Ze mną czy z nim?-pytał Stown.

Byłam wściekła, miałam ochotę uciec i nigdy nie wracać, ale nie mogłam zostawić tych dwóch idiotów.

-Pytanie się mnie o takie rzeczy....teraz?-uderzyłam obydwu w twarz-Nie wierze, przed chwilą prawie zginęłam, a teraz się mnie pytacie którego z was wybieram?-krzyczałam-Idioci! Nie jestem jakimś przedmiotem! Jeśli chcecie żebym w ogóle przemyślała znajomość z wami to radze połączyć siły i chwilowo dać mi spokój. 

Obaj stali jak wryci, nie wiedzieli co mają ze sobą zrobić lecz po chwili ruszyli za mną, w końcu musieliśmy sprawdzić co z resztą. Weszliśmy do głównej sali a tam siedziała zapłakana Emilia, patrzyła na Macha który leżał w plamie krwi, podbiegłam szybko i pytałam:

-Co mu się stało?

-Nic...wszystko dobrze,lekko oberwałem-mówił zachrypnięty Macho.

-Czy ty jesteś poważny? Ty krwawisz, musimy cię przenieść do skrzydła szpitalnego, teraz!

-Nic mi nie jest, dam sobie rade!

-Macho zamknij się!-krzyknęła Emilia.

Emilia nie mogła się uspokoić mimo moich obietnic, że Machowi nic nie będzie. Położyliśmy go na małym łóżku szpitalnym i zawołaliśmy lekarza.  Zamknął za sobą drzwi a ja przytuliłam Emilie, bo wiedziałam że jest jej teraz ciężko. Siedzieliśmy w małej salce, było tam bardzo ciemno ponieważ całe pomieszczenie oświetlała tylko jedna lampa. Panowała tu okropnie mroczna atmosfera, godziny mijały w zastraszającym tempie, a ja powoli zasypiałam. Zastanawiałam się co sobie teraz myślą Stownhead i Pixel, nie wiem co zrobić ze swoimi uczuciami. Obudziłam się rano, siedziałam na krześle a głowę miałam opartą o ramię Pixela, ale co mnie zdziwiło to że Stowna i Emilii nie było.

-Halo? Pixel? Obudź się-lekko go szturchnęłam.

-Ehh....co?

-Gdzie reszta?

-Nie wiem...nie widziałem jak wychodzili.

Wstałam i zajrzałam do sali by sprawdzić czy Macho jest bezpieczny, niestety nie było go tam i to już mnie lekko przeraziło. Nagle gdy chciałam usiądź, na krześle obok znalazłam list którego treść brzmiała tak:

Witam, to ja Postirol, kojarzysz? Tak to ja, ten który cię porwał, przerażona? To słodkie, ale do rzeczy, zauważyłaś że kogoś wam brakuje?  Mam twoją przyjaciółeczkę i kochasia, jeżeli chcesz ich odzyskać musisz przyjść do starego laboratorium, a tam zacznie się zabawa. 

Do zobaczenia, skarbie! 

 -Co się stało [Twoje imię]?-spytał Pixel.

-O...oni-nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa-Po....postirol

-Co z nim? To list od niego?

-On ich porwał, musimy iść do starego laboratorium, natychmiast....

Gdy to powiedziałam Pixel zaczął się śmiać, a ja pokazałam mu list który dostałam. On tylko złapał mnie za rękę i wyruszyliśmy w stronę laboratorium. 

[DWIE GODZINY PÓŹNIEJ]

Idziemy już drugą godzinę, ale w końcu w oddali zauważyłam duży zniszczony budynek, było to wspomniane laboratorium. Rozejrzeliśmy się dookoła, a po chwili powiedziałam:

-To tutaj?

Tak, jestem pewien-odpowiedział Pixel.

Po chwili podszedł do mnie blisko, a nasz usta dzieliły centymetry. Zamknęłam oczy, a po kilku sekundach poczułam ciepło jego ust na swoich, nie walczyłam z tym, albo raczej nie miałam sił.

-Pamiętaj że zawsze będę przy tobie, kocham cię-powiedział i pocałował mnie w czoło.

Pixel ponownie złapał mnie za rękę i zaczęliśmy biec w stronę laboratorium, wiedzieliśmy że liczy się każda sekunda,zaczęła się walka o życie naszych przyjaciół. Staliśmy już przed drzwiami prowadzącymi do środka budynku, wahałam się, ale popatrzyłam na Pixela i wtedy wiedziałam że musimy im pomóc. Budynek od środka był całkowicie pusty, zauważyłam tylko jedne drzwi na których wisiała kartka ze słowami napisanymi....prawdopodobnie krwią:

''DO PIWNICY''

Bez chwili zastanowienia zeszliśmy na dół a tam za szybą ujrzałam Emilie I Stowna, byli przywiązani do krzeseł, wyglądali na torturowanych.Gdy się rozejrzałam zdążyłam ujrzeć Postirola, w dłoni trzymał pistolet który skierował w naszą stronę, nagle po pomieszczeniu rozległ się huk, Pixel upadł i krzyknął:

-Moja noga!

-Boże...co się stało?

-Nic....postrzelił mnie- spojrzałam na jego nogę która zaczęła mocno krwawić-Postirol....dlaczego?

W tym samym momencie chciałam się rzucić na Postirola ale mnie uprzedził i ja również oberwałam, ale w ramię:

-Zostaw ją!-krzyczał wycieńczony Stown.

-Ojojo przepraszam, biedna dziewczynka zrobiła sobie kuku? No i co kochasiu, popłaczesz się?-drwił z niego.

-Po co to robisz?-spytałam.

-Em, nie wiem, dla śmiechu? Ale ja tu będę zadawać pytania i wydawać rozkazy, więc zaczynamy zabawę-zaczął psychicznie chichotać.

Podszedł do mnie, podniósł i posadził na krześle naprzeciwko Emilii i Stowna. Próbowałam się wyrwać ale bez skutku, byłam już związana, a moje ramię zaczęło mocnej krwawić.

-Dobrze, tak więc krótko i na temat. Na stole leży pistolet, masz trzy opcje. Możesz strzelić do któregoś z tej dwójki-pokazuje na Stowna i Emilię- lub do siebie, twój wybór, masz 5 minut jeśli upłynie 5 minut,a ty nie wybierzesz, wszyscy zginą, jasne? Czas start.

Pokiwałam głową na tak, ale zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić. Patrzyłam na Emilię była załamana, nie mogę do niej strzelić, już raz Macho ją stracił, nie odbiorę mu jego miłości,za bardzo by cierpiał. Stownheda kocham nad życie, nie jestem w stanie zabić osoby którą kocham, jest tylko jedno wyjście. Niepewnym ruchem podniosłam pistolet, ręce widocznie mi się trzęsły, ale ostatnie co zrobiła to przyłożenie sobie broni pod gardło i naciśnięcie spustu. 

CZY TO KONIEC?

POOOOLSAT KOCHANI XOXO 

DO ZOBA W NASTĘPNEJ CZĘŚCI <3 

I NIE NIE NIE TO NIE JEST KONIEC SPOKOJNIE 

DZIĘKUJEEEE <3 


Żywa Tarcza//ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now