Zdecydowanie łatwiej było odwiedzać szpital, gdy Devon wiedział, że Oscar jest przytomny i powoli wraca do zdrowia fizycznego, bo to psychiczne pozostawało wiele do życzenia. Tancerz zdawał sobie sprawę z tego, że tak będzie, ale mimo wszystko sądził przez krótką chwilę, że skutki znikną niemal tak szybko, jak obrażenia na ciele. Miał też świadomość tego, że teraz wszystko stanie się parę razy trudniejsze, a on będzie musiał uzbroić się w cierpliwość, której do tej pory zawsze mu brakowało. Będzie musiał pokazać małej bestii, że wszystko jest dobrze, on o wszystko zadba i udowodni Oscarowi, że jest przy nim bezwzględnie bezpieczny.
Czarnowłosy miewał swoje gorsze dni, kiedy nie odzywał się nawet do Devona, który wtedy po prostu siedział przy nim i trzymał za dłoń lub, jeśli młodszy pozwolił, głaskał go po włosach. Martwiło go cholernie to, że każde opuszczenie sali przez tancerza kończyło się mniej lub bardziej gwałtowną histerią dwudziestolatka. Zachowywał się wtedy jak dziecko, które matka pozostawiła w przedszkolu na czas swojej pracy. Wiedział, że wróci, ale mimo wszystko nie chciał pozwolić, by go zostawiał. Tylko przy blondynie czuł się w miarę bezpiecznie, tylko do niego się odzywał. Z całą resztą komunikował się kiwnięciami, a bardzo rzadko zdarzało się, że rzucił jakieś przyciszone "tak" lub "nie". Niczego więcej nie można było od niego oczekiwać, chociaż codziennie pojawiał się także szpitalny psycholog czy psychiatra, próbując wyciągnąć z chłopaka cokolwiek, namówić do złożenia zeznań. Bezskutecznie. Również na próżno pielęgniarki przynosiły posiłki, które zabierały po paru godzinach niemal nienaruszone, oczywiście po próbach rozmów na temat tego, że musi jeść, by wrócić do zdrowia. Zdawało się, że mówią do ściany, bo Oscar zjadał minimalnie więcej tylko przy Devonie, na którego czekał jak pies. Niewiele brakowało, by zaczęto karmić go przez kroplówkę.
***
- Proszę, jeszcze kawałek. - blondyn zajrzał przez ramię chłopaka do jego talerza, przerywając dokładne rozczesywanie długich, falowanych włosów. Głośne westchnienie wyrwało się z jego ust, gdy młodszy pokręcił przecząco głową, odkładając talerz na szafkę przy łóżku. Przynajmniej zjadł połowę, chociaż nadal nie był to żaden postęp skoro pielęgniarki postanowiły przynosić mniejsze porcje w nadziei, że taka zniknie w całości. - Oscar, kochanie, musisz jeść.
- Wiem. - padło po krótkiej chwili a drobne ciało przechyliło się, opierając o tors siedzącego za nim tancerza.
- Skoro wiesz, to dlaczego nie jesz?
- Bo nie chcę. - typowy dialog przeprowadzany przy okazji posiłku znowu został zaliczony. Zgodnie z prośbą ojca, Devon starał się zacząć rozmowę z Oscarem, która pomogłaby ustalić w jakim jest stanie. Na podstawie samych obserwacji mogli stwierdzić, że jest źle, ale to nadal zbyt mało, by zacząć w jakikolwiek efektywny sposób pomagać.
- Nie powiesz mi nic więcej? - spróbował jeszcze raz, głaszcząc dłoń chłopaka, którą trzymał w swojej własnej. Wiedział, że to go uspokajało.
- Chcę stąd wyjść. Zabierzesz mnie? - to już było więcej, niż marne półsłówka czy krótkie wypowiedzi, które nie wnosiły zbyt wiele. Niebieskie oczy spoczęły na twarzy tancerza, niemal przewiercając ją na wylot w oczekiwaniu na odpowiedź. Devon za to wzruszył ramionami, nie wiedząc co powinien powiedzieć chłopakowi. Dwa tygodnie był nieprzytomny, kolejne prawie trzy spędził w tym jednym pokoju, bo z jakiegoś powodu nie chciał go opuszczać. Nie wiedział jakie jest stanowisko ojca w tej sprawie, ale według dwudziestosześciolatka czas spędzony w szpitalu był wystarczający. Może nie patrzył obiektywnie, bo bardzo chciałby, by Oscar czuł się maksymalnie dobrze, a widział doskonale, że w tym miejscu nie jest to do końca możliwe. Devon chyba był egoistą - pragnął sam zajmować się barmanem, mieć go w mieszkaniu, gdzie będzie mógł zapewniać mu wszystko, czego tylko by potrzebował.