Przyjęcie.

31 4 1
                                    

Z głębokiego zamysłu wyrwał mnie dziwięk dzwonka.
Nie stałam jednak przed drzwiami domu, szkoły czy biblioteki.
Koło mnie stała babcia.
Mój opiekun prawny.
Starsza kobieta minę miała kamienną.
Nie chciała pokazać tego co działo się w jej głowie.
Ale ja wiedziałam.
Wiedziałam że szczerze mnie nienawidzi.
Wiedziałam to już wcześniej.
Ale teraz było to bardziej widoczne.
Wiedziała że to najprawdopodobniej koniec jej planu.
Wiedziała że cała jej wyimaginowana bajka się posypie.
Drzwi były szklane.
Całe.
Pod nimi było pełno ludzi.
Na oko w moim wieku.
Wydawali się strasznie chorzy.
Nie chciałam tam iść.
Nie chciałam poznawać ich historii.
Ale nie miałam już odwrotu.

Do drzwi podszedł jakiś pan.
Nie specjalnie mu się przyglądałam.
Przyłożył kartę do czytnika po drógiej stronie.
Uchylił drzwi.

- W czym mogę pomóc - spytał patrząc jednocześnie czy ktoś z pscjętów nie zbliża się do drzwi.

- Mamy skierowanie - odpowiedziała starsza kobieta.

- proszę za mną - odparł.

Przeszłam przez drzwi trzymając w rękach ogromnego misia a zaraz za mną babcia ciągęła moją walizkę na kółkach.
Od razu po wejściu po lewiej stronie były kolejne, mniejsze, także szklane drzwi.
Pan znów przyłożył kartę do drzwi a te cicho zapiszczały na znak że są otwarte.

- Proszę za mną do dyżurki -

Wszedł.
Za nim babcia z moją walizką.
Ja dalej stałam.
Tuliłam misia obserwójąc ludzi a oni obserwowali mnie.

- Maja - odezwała się babcia.

Ruszyłam w jej stronę a znany mi już mężczyzna zamknął za mną drzwi.
Za biórkiem siedziała jakaś pani pielęgniarka.
Była około czterdziestki. Miała krótkie brąz włosy i ubrana była na biało.
Spoglądała na mnie z politowamiem.
Miała mnie za chorą.
Nie normalną.
Niezrównoważoną psychicznie.

- Proszę dać mi skierowanie - zwróciła się do mojej babci.

Babcia podała jej plik kartek.
Usiadła na przeciw lekarki.
Ja znalazłam sobie krzesełko w samym rogu.
Na moich kolanach nadal spoczywał miś.
Miś Oluś.
Miał moje ,,skarby'' ale nie ważne jakie.

- Imię i Nazwisko dziecka - pielęgniarka zaczęła morze pytań.

- Maja Wróblewska - odpowiadała babcia.

- Miejsce urodzenia ? -

- Wrocław -

- Data ? -

- 17.07.2001 r. -

- Zdarzało się że wracała do domu pijana ? -

- Tak -

- Pali papierosy ? -

- Tak -

- Bierze narkotyki ? -

- Raczej nie -

- Zawołaj Dr. Pietruszkę - pielęgniarka zwróciła się do pana który nadal tam był.

Wyszedł.
Po chwili wrócił w towarzystwie pani Doktor.
Starsza kobieta.
Krótkie czarne włosy.
Szczupła.
Wyglądała na wredną.

- Chodź ze mną - zwróciła sie do mnie doktorka.
Przeszłyśmy za plandkę.

- Darek przeszukaj walizkę - pielęgniarka zwróciła się do pana.

Słyszałam jak walizka rozpinała się.
Nie byłam zdenerwowana.
Nic ,, nielegalnego " tam nie miałam.

- Rozbierz się do bielizny - zwróciła się do mnie doktorka.

Tak zrobiłam.
Oglądała mnie bardzo uważnie.
Całą.

- Lewa i prawa ręka od nadgarstka do ramienia. Blizny od około roku ale są też świeże. Do tego świeże rany. Wszystkie otwarte - mówiła doktorka.

Pielęgniarka za biórkiem notowała.
Było to po to by wiedzieć kiedy ewentualnie się w oddziale okalecze.

- Ubierz się - powiedziała i poszła.

Tak też zrobiłam i wróciłam na moje krzesełko.

- Podpis opiekuna prawnego - pielęgniarka spojrzała na babcię.

Starsza kobieta szybko podpisała.

- I twój też - spojrzała na mnie.

- Czemu ? - spytałam.

To było pierwsze słowo jakie wypowiedziałam.

- Ponieważ masz skończone szesnaście lat -

- A jak nie podpiszę - spytałam.

Babcia przewróciła oczami.
Miałam to gdzieś.
Modliłam się żeby bez podpisu nie mogli mnie przyjąć.

- Skieruję sprawę do sądu. A wtedy będzie ci trudno wyjść i dostać przepustkę -

Ku*wa.
Niechętnie wstałam i podpisałam.
Czułam że to błąd ... Ale co ja mogłam.

- Pani może już iść - doktorka zwróciła się do babci.

Ta wstała z krzesła i podeszła do mnie.
Chciała mnie przytulić.
Ja wiedziałam że to pokazówa.
Nie dałam się objąć.
Babcia wyszła.
W drzwiach minęła ją pewna pani.
Długie brąz włosy spięte w koka.
Szczupła, ubrana na czarno.
Kulała.
Znałam ją.
Była psychologiem u mnie w gimnazjum.
Pani Edytka.
Lubiałam ją ale nigdy nie chciałam iść do niej na rozmowę.
Bałam się.
Nikt miał nie wiedzieć jak się czuje.
Nikt miał nie wiedzieć że planuje się zabić.
Mieli się dowiedzieć jedynie że umarłam.
Odeszłam.
Że już nie ma tej z rodziny zastępczej, najgorszej z klasy, tej ze złym wpływem na innych.

- Hej Maju - odezwała się do mnie.

- Dzień dobry - odparłam od niechcenia.

- Ty tu ? -

- Najwidoczniej -

- Dorotka. Ma już prowadzących ? - Pani Edyta zwróciła się do pielęgniarki.

- Jeszcze nie - odpowiedziała.

- Biorę ją -

- Dobrze wpiszę. A kogo jej dać z lekarzy ? -

- Panią Anię -

- Dobry pomysł -

A więc moim psychiatrą prowadzącym została jakaś pani Ania a psychologiem pani Edyta.

Kobiety wymienily uśmiechy po czym pani Edyta wyszła.
A pani Dorota spojrzała na dużą tablicę.
Była mała kolumna z numerami od 1 do 7.
Przy karzdym numerze były nazwiska.
Napisała na kawałku papieru moje nazwisko i za pomocą magzesu umieściła przy numerku 7.

- Darek pokaż jej co i jak. I pokaż salę nr 7 -

Wstałam.
Wzięłam walizkę i Olusia.

- Jest za duży. Zostanie tu. Oddamy go twojej babci - odezwał się pan Darek.

Co ja mogłam zrobić.
Nic.
Tam były moje ,, skarby ".
Przechodząc przez drzwi patrzyłam na misia siedzącego na krzesełku.

Let Me Just Give UpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz