Rozdział 2

9 0 0
                                    

Kevin kiedy jechał autobusem cały czas rozmyślał nad tym, że może wreszcie uda mu się pozbyć prac dorywczych, w końcu mama dała mu tyle pieniędzy, że starczy na naprawdę długi czas. Zaczął się zastanawiać nad tym czy ona chce coś zmienić czy to nie są jej pieniądze. 

  - Nie na pewno się mylę, może jest alkoholiczką, ale nie złodziejką ~ pomyślał.

Przepełniony szczęściem śpiesznie szedł do klasy, w której lada moment miał zacząć się test, do którego tak ciężko się uczył, zdążył niemalże na styk. Nauczycielka właśnie otwierała klasę, sprawnie wmieszał się w tłum. Dzień w szkole minął jak każdy inny. Przepełniała go rutyna oraz zwyczajna zwyczajność, której chłopak skrycie pragnął, nie miał wygórowanych marzeń, chciał tylko spokojnego życia. Wychodząc ze szkoły po skończonych zajęciach udał się do jednej z jego dorywczych pracy by znów pracować do późnego wieczora, kiedy już tam wchodził otrzymał telefon. Było to wezwanie do szpitala, z początku nie dowierzał temu, co słyszy. Zamurowany wieściami przez chwile stał  w miejscu by nagle szybko się zerwać i udać do umierającej matki. Lekarz mówił, że miała wypadek. Wracała swoim firmowym autem po pijaku do domu i właśnie wtedy to się stało, zderzyła się z kimś z ogromną prędkością. Ból. Ból. Ból. Ból. Żal. Żal. Żal. Strach. Strach. Samotność. właśnie tak wtedy wyglądały jego uczucia wielka plątanina wszystkiego. Myślał, że jej nienawidzi a kiedy ją traci nie umie się z tym pogodzić i boi się, właśnie to ukazało, że nawet taka pijaczka jak ona może być komuś potrzebna. Sądził, że jedyne uczucie jakie będzie mu towarzyszyło w tym momencie to ulga ale, nie spodziewał się, że stanie się to tak szybko. Nie był na to gotowy, ze łzami w oczach leżał przy szpitalnym łóżku swojej matki. Milion myśli krążyło po jego głowie, żałował, żałował tego, że za mało czasu z nią spędzał tego, że nie próbował jej pomóc z nałogiem. Obwiniał się o to, co się stało. Wtedy usłyszał ostatnie słowa kobiety:

  - Weź ją, starczy ci na jakiś czas. Kocham Cię. ~ wypowiedziała ostatnim tchnieniem dając synowi kartę kredytową a po jej policzku spłynęła łza.

Nie dowierzając w to wszystko zaczął krzyczeć by wróciła, by go nie zostawiała, niestety nic mu to nie dało. Był to koniec. Jego życie wydawało się koszmarem, z którego nie można było się obudzić, myślał tak zanim stało się to. Nie będzie gorzej to kiedyś go pocieszało, ale nigdy nie sądził, że tak mocno się pomyli. Spędził jeszcze chwilę przy zmarłej matce za nim lekarze ją zabrali, wychodząc był już spokojniejszy, łzy nie gościły na jego twarzy a żałobna mina przerodziła się w bezsens. Nie wiedział jak sobie poradzić z tym wszystkim. Gdzie pójdzie? Ma tylko szesnaście lat, czy sobie poradzi? Kto będzie go wychowywał? Kiedy ból ustąpi? Czy to wszystko w ogóle ma jeszcze chociażby odrobinę sensu? Zadawał sobie mnóstwo pytań, na które nikt mu nie udzieli odpowiedzi. Nagle zderzył się z jakimś przechodniem, był to mężczyzna, wyglądał na dorosłego.

  - Pięknie ubrany, pewnie idzie w jakieś ważne miejsce ~ pomyślał Kevin.

  - Przepraszam, że w ciebie wpadłem. Może dasz się namówić na kawę w ramach przeprosin?

  - Ni... Nie śpieszy się pan nigdzie? ~ wymamrotał zaskoczony chłopak

  - A wyglądam na takiego? *Kevin pokiwał głową* Naprawdę? W takim razie, oczywiście, przepraszam, ale właśnie śpieszę się na kawę z pewną osobą.

 Chwycił Kevina za ramię i powoli zaczęli iść w stronę kawiarni, którą wybrał nieznajomy. Cały czas mówił wiele rzeczy, opowiadał o sobie o jego pracy, jednak Kevin dostrzegł w tym coś dziwnego mówił niezwykle dużo a mimo to chłopak wciąż nic o nim nie wiedział. Sprawnie unikał ważnych szczegółów i przeradzało się w to bezsensowną paplaninę. Ta kawa to ostatnie, czego może pragnąć teraz osoba w żałobie. Po chwili siedzieli już wygodnie, mężczyzna wciąż mówił a Kevin przytakiwał i udawał zainteresowanego. Nieznajomy zaczął wypytywać o rodzinę, ponieważ właśnie opowiedział dość szczegółowo o swojej.

  - Nie mam rodziny. ~ odpowiedział smutnym tonem

Nieznajomy pomilczał chwilę zaskoczony, następnie do jego ust znów powróciły słowa.

  - A jak ci na imię? Ile masz lat? Wyglądasz mi na licealistę, więc kto się tobą zajmuję? 

 - Kevin. Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść.

Wychodząc słyszał jakieś wołanie, nic nie rozumiał jedyne co wyłapał z tych wszystkich słów było imię. Jedno jedyne imię prawdopodobnie należące do nachalnego przechodnia. Claus. Przyśpieszył kroku a z tyłu słyszał, że ktoś się zbliża. Głos stawał się coraz bardziej wyraźny

  - Może wypijemy jeszcze kiedyś razem kawę? ~ krzyczał nie do końca znajomy.

Kevin rzucił za siebie małą kartkę, na której był zapisany jego numer telefonu nie odwracając się poszedł dalej. Nie do końca był świadom czy na pewno chce wypić z Clausem kolejną kawę, mimo to pomyślał, że i tak nie ma nic do stracenia. Chciał jak najszybciej spakować swoje rzeczy i uciec z domu. Nie wiedział, co się teraz stanie. Nie miał czasu na poznawanie podejrzanych typów kiedy działo się coś takiego w jego życiu. Wchodząc do domu zastał w nim zapalone światła, zaniepokojony tym powoli stawiał kroki w stronę pokoju matki, wołając:

  - Kto tam?! ~ głosem pełnym ciekawości oraz strachu.

Nie czekał długo na odpowiedź. Chwile po jego wołaniu usłyszał głos. 


Crying  gameWhere stories live. Discover now