###Maggie###
Stoję właśnie z rodziną przed naszym nowym domem.
Od dziś będę mieszkanką Nowego Orleanu
Super! - czujecie ten sarkazm?- To co Maggie, otwieraj drzwi- pośpiesza mnie tata.
Powolnym krokiem ruszam w stronę wejścia ciągnąć za sobą dwie duże walizki.
Staje na wprost drewnianej powłoki i przekręcam metalowy klucz w zamku.
Idę przez piękny biały korytarz , odwracam się w stronę rodziców i rodzeństwa.- Pięknie tu - mówię uśmiechnięta, rodzice popatrzyli na siebie zdziwieni ale odwzajemnili mój uśmiech
- Taaa może być. Gdzie mój pokój- zapytał jak zwykle znudzony Cameron wychylając wzrok zza telefonu.
- Pierwsze drzwi na lewo, Megg na prawo a dziewczynki na samym końcu korytarza
Dziękuje pod nosem i ruszam w kierunku schodów które prowadzą na piętro. Gdy jestem już prawie na górze udaje mi się usłyszeć krzyk mamy.
- Rozpakujcie się i zejdźcie na kolację.
Otwieram wskazane wcześniej pomieszczenie i wchodzę do środka.
Momentalnie dostaje szoku.
POKÓJ . JEST . PIĘKNY.
Ściany są koloru szarego, wielkie okno balkonowe z widokiem na las jest zasłonięte do połowy białą, długą do ziemi zasłoną.
Ogromne, drewniane łóżko dwuosobowe z masą poduszek stoi na środku pokoju pod ścianą.
Biurko z białego drewna ustawione jest koło wejścia do toalety.
Duży plazmowy telewizor wisi naprzeciwko posłania.
Wchodzę do łazienki i przyglądam się średniej wielkości pomieszczeniu.
Białe kafelki, duża wanna z jacuzzi, toaleta i zlew z lustrem i pudrowo-różowymi dodatkami.
Wychodzę i idę do ostatnich drzwi na końcu pokoju, które skrywają garderobę.
Wnętrze pomalowane na jasne kolory, ciemne panele świetnie współgrają z białymi szafami i białą toaletką.
Wychodzę z pomieszczenia i podchodzę do walizek aby je rozpakować.###2h później###
Po rozpakowaniu się wychodzę z pokoju i kieruje się schodami do jadalni, która jest połączona z kuchnią.
Przy kuchence stoi mam i miesza coś w garnku poruszając lekko biodrami w rytm muzyki, tata siedzi przy stole i czyta gazetę, Lili i Zoe siedzą przed telewizorem i oglądają bajkę a Camerona jeszcze nie ma.
Jacob i Fibi przylecą za dwa dni, ponieważ musieli coś jeszcze załatwić w Miami.
Siadam przy stole.- Jutro ja, mama i Cam jedziemy do domu watahy zobaczyć co tam się dzieje, zostaniesz z dziewczynkami- tata spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
- Okej- powiedziałam bawiąc się widelcem.
Obróciłam się w stronę schodów słysząc huk, którego jak się okazało powodem był upadek Camerona. Momentalnie wybuchłam śmiechem.
-KURWA- krzyknął zły i podniósł się z podłogi.
-Słowa- skarciła go mama
-mhmm- mruknął i przeniósł wzrok na mnie. Tarzałam się ze śmiechu na podłodze i nie mogłam przestać.
- Japa koniu- warknął i zaczął iść do stołu potykając się o własne nogi, przez co zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej.
Usiadł naprzeciwko mnie i zabijał mnie wzrokiem.
- Dziewczynki chodźcie do stołu- krzyknęła mama stawiając jajecznicę na stole.
Młode podbiegły i zajęły swoje miejsca tak jak rodzicielka.
Zaczęliśmy jeść w ciszy, którą postanowiłam przerwać.- Kiedy idziemy do szkoły- zapytałam na co Cameron prychnął
- Ta bo tobie tak bardzo na tym zależy- zaśmiał się