Rozdział 1

33.6K 833 696
                                    

„Miłość to najbardziej egoistyczna ze wszystkich namiętności."

~ Aleksander Dumas 






— Nie lubię kiedy tak uciekasz. — mruknęła do mnie Elise, kiedy wydostałem się z łóżka, z jej objęć. Posłałem jej firmowy uśmiech i udałem się do łazienki. Przemyłem twarz zimną wodą i spojrzałem w lustro.

Mieścił się na niej trzydniowy zarost, który podobał się mojej kobiecie, ale mnie nie.

Maszynka poszła w ruch i włosów na mojej brodzie nie było w mig. Puściłem sam do siebie perskie oko, a potem wziąłem prysznic. Wreszcie mogłem się odświeżyć. Uwielbiałem ten moment, gdy moja skóra pachniała truskawkami.

Elise zawsze się denerwowała, bo to był jej żel pod prysznic, ale jakoś szczególnie tego nie okazywała.

— To dzisiaj? — zapytała, kiedy z powrotem byłem w pokoju, owinięty ręcznikiem w pasie.

— Tak. — przytaknąłem.

To dzisiaj. Dzisiaj mieliśmy zlikwidować ostatnią osobę, która miała coś wspólnego z aferą w miejskim banku. Aferę tę urządził niejaki Fangs. Chciał po prostu obrobić skrytkę, ale mu się nie powiodło. Jako, że nasz zespół był znany z dokładności i szybkiego wykonywania działań, zwrócił się do nas z tą robotą. Rozkaz brzmiał jasno i wyraźnie: Zabijcie każdego, kto tam był i każdego, kto coś wie. Za każdą ofiarę płacił nam kupę kasy. Każdemu to odpowiadało.

— Tylko wróć żywy. — złapała mnie za rękę.

— Oczywiście. — przewróciłem oczami.

Elise doskonale wiedziała kim jestem, co robię i jakie było ryzyko. Sama robiła w tej branży. Poznałem ją, kiedy zaczynałem i po dwóch latach zaczęliśmy być parą. Piękne trzy lata. 

Włożyłem na siebie czarną koszulkę a potem, bokserki i ciemne spodnie. Schodząc na dół zahaczyłem o pokój mojego przyjaciela. Zapukałem w kasztanowe drzwi i lekko je popchnąłem. Już wyszedł, więc pokierowałem się do kuchni, gdzie jak zwykle, unosił się zapach spalonych tostów.

— Zlituj się człowieku i przestań gotować. — rzuciłem na powitanie.

— Też miło cię widzieć, Nate. — odparł ironicznie.

— Nie obrażaj się, George... — rozczochrałem jego rude włosy.

— Jezu. — jęknął mój przyjaciel, Jules, wchodząc do kuchni. — Przestańcie stawiać swoje imiona na końcu zdania, to brzmi okropnie. — zgarnął z talerza tosta i podjął próbę zjedzenia go, ale jak zwykle nie dał rady.

Zaśmiałem się pod nosem i poszedłem usiąść na kanapę. Mieszkaliśmy wszyscy razem, tak było bezpieczniej. Jakkolwiek absurdalnie to brzmiało. Jules prócz bycia niesamowitym snajperem, był także hackerem. Nie trudno było odszukać osoby, które mieliśmy zabić.

— Theresa Blake. Widzimy się wieczorem. — Julian uformował z dłoni pistolet, i wymierzył go w moją głowę, po czym wydał z siebie dźwięk strzelania. Teatralnie upadłem na poduszki, a po chwili wstałem.

— Co wiemy? — zapytał Dean. Nasz goryl, który wszystkim ratował dupę.

— Dziewczyna będzie sama, około szóstej.

— Wystalkowałeś to na Fejsie? — zagadnąłem.

— Nie imbecylu, podsłuchałem jej rozmowę telefoniczną. — zmierzył mnie wzrokiem.

Czasami miałem wrażenie, że przebywam z nieboszczykami, zważając na ich sztywność.

— Potem wakacje? — zapytała Grace.

Blue EyesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz