Część I

66 5 6
                                    



W pobliżu trzasnęły drzwi, a chwilę później usłyszał głośny stukot obcasów o laboratoryjną podłogę. Byłby to dźwięk zaskakujący, gdyby nie doświadczał go prawie codziennie. Uśmiechnął się pod nosem i ponownie spojrzał w raport, który właśnie uzupełniał. Humorki Sandry stały się dla niego normą.

Kiedy zawisła nad jego biurkiem, niczym gradowa chmura, próbował zachować powagę. Naprawdę się starał. Niestety poniósł na tym polu sromotną klęskę. Wystarczyło jedno spojrzenie w jej rozeźloną twarz i wszystkie jego postanowienia odeszły w zapomnienie. Zaśmiał się, nie panując nad reakcją własnego ciała.

Dokładnie trzy sekundy, tyle potrzebowała młoda techniczka żeby rozpocząć awanturę. Chociaż w tym przypadku to chyba wyolbrzymienie. Zanim jeszcze zaczęła mówić, domyślił się, że ma kłopoty. Niestety tym razem, nie miał pojęcia co takiego strasznego zrobił. Jej głośne wypuszczenie powietrza wywołało w nim lęk. Nie przyznał by tego na głos, ale jednak było coś w tej drobnej dziewczynie, co przywoływało w mężczyźnie ochotę do szybkiego odwrotu i ucieczki. Najlepiej do innego kraju. Ze zmienionym nazwiskiem.

— To miało być niby zabawne? — zapytała przerażająco spokojnym głosem.

— Jeśli pytasz o swoją minę, to sama powinnaś ją zobaczyć? — Jak zawsze chciał wypaść beztrosko, a brzmiał jak niepewny chłopiec. Gdyby nie stała kilkanaście centymetrów od niego, prawdopodobnie wykląłby jej pusty ton i poważną minę. Na samą myśl przechodziły go ciarki, a co dopiero kiedy doświadczał tego osobiście.

— Doskonale wiesz, Gabrielu, że nie mam zielonego pojęcia o żartach — przypomniała mu, ponownie bez emocji. Nie potrafił zahamować wzdrygnięcia. — Powstrzymaj więc swoje smutne docinki, z łaski swojej i wytłumacz mi, co to ma znaczyć.

W tym momencie rzuciła mu na biurko torebkę strunową pokaźnych rozmiarów. Jedną z tych, których w wydziale używano do przetrzymywania dowodów. Wewnątrz torebki znajdował się słonecznik, na pierwszy rzut oka pomalowany krwią.

— Ukradłaś dowody z jakiejś sprawy? — zapytał, nic nie rozumiejąc. Nie widział, tego wcześniej na oczy, co za tym idzie nie dostrzegał związku ze sobą.

— To nadal nie jest zabawne — powtórzyła. — Twoje żarty przestały być zaskakujące w momencie, kiedy ustawiałeś pod moimi drzwiami pluszowe zwierzęta. Ten był poniżej godności.

Spojrzała na niego jeszcze jeden raz, tym razem zniesmaczona. Fuknęła, na tyle głośno żeby zrozumiał i po odwróceniu się na pięcie, wymaszerowała na zewnątrz.

Zdezorientowany Gabriel zerknął na kwiatek leżący na jego biurku, to na drzwi i znowu na słonecznik. Westchnął, wykończony konfrontacją.

— To nie były żarty, a próby podrywu — mruknął po nosem, naburmuszony i rozpiął suwak torebki. Zanim wyjął zawartość, sięgnął po rękawiczki nitrylowe. Dopiero kiedy ciasno oplatały jego dłonie, czuł się na tyle pewnie by dotknąć pofarbowaną roślinę.

W momencie, gdy trzymał już nieszczęsny 'żart', zauważył coś jeszcze. W plamie czerwieni przebijała, miejscami jeszcze sucha, kartka. Leżącą niedaleko pęsetą uniósł papier i delikatnie wydostał go z cieczy. Obejrzał go dokładnie pod światło. Niestety jedyne, co zdołał dostrzec, to ręcznie napisana liczba trzynaście. Skonsternowany swoim odkryciem, wstał z krzesła i odszedł od biurka. Coś w tym wszystkim było bardzo niepokojące, ale jeszcze nie potrafił określić co. Wiedział jednak, że nie zostawi tego przypadkowi i uruchomił sprzęt laboratoryjny.

— Skąd się wziąłeś? — zapytał. Miał dziwną tendencję do rozmawiania ze swoimi próbkami podczas badań. Bez zaskoczenia, nie otrzymał wyczekiwanej odpowiedzi. Nie zwrócił jednak na to większej uwagi, zajęty był ustawianiem spektroskopu.

Kryptonim: Czerwony SłonecznikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz