◇Rozdział Drugi◇

24 2 0
                                    

Był wieczór. Jak każdego dnia, usiadł naprzeciwko żony, przy czteroosobowym stole. Jedli kolację. Zazwyczaj rozmowa trwała do momentu, w którym talerze stawały się puste, ale nie tym razem. Panowała cisza. Nie mógł przestać myśleć, o telefonie sprzed kilku godzin, a także o nękających go koszmarach. Nie rozumiał, co mógł mieć na myśli "człowiek", który do niego zadzwonił.
-Kochanie? - Ciszę przerwała Laura.
-Tak, skarbie?
-Muszę Ci coś powiedzieć... - spojrzała niepewnie najpierw na niego, a potem pod stół.
-Tak? - wydawał się już lekko przestraszony. Przynajmniej na chwilę przestał myśleć o zagadce z rana.
-Bo ja... Bo my... Jestem... Jestem w ciąży. Będziesz ojcem - ponownie na niego zerknęła, nie będąc pewna czy nie zmienił swoich planów, co do stworzenia rodziny.
-Na.. Naprawdę? Jeju... To świetna wiadomość! Tak się cieszę! - z jego oczu zaczęły płynąć łzy szczęścia. Szkoda tylko, że nie miał pojęcia, jak krótko to szczęście potrwa.
Podniósł się z krzesła, po czym podbiegł do żony, by móc ją przytulić.
-Tak bardzo Cię kocham...
-A ja Ciebie. Dowód naszej miłości, jest tu... - wzięła jego rękę, po czym położyła ją na swoim brzuchu.
Reszta wieczoru minęła spokojnie, dopóki Alex nie zasnął. Tym razem nie przeniósł się do krainy swoich koszmarów, a w jego głowie pojawiło się wspomnienie. Bolesne wspomnienie. Patrzył z perspektywy trzeciej osoby na scenę, która rozegrała się ponad trzy lata temu. Jego biuro. Ściany koloru cappuccino. Ogromne okno, przy którym stało ciemne biurko. On oparty o nie, trzymając w objęciach młodą, półnagą brunetkę. Dobrze wiedział do czego w tedy doszło. Pamiętał, jak bardzo żałował miesięcznego romansu. Zerwał kontakt z kochanką tak dawno temu... Dlaczego śniło mu się to dopiero tego dnia? Czemu wiedział, że mu się to śni? Lily popełniła samobójstwo kilka dni po ich rozstaniu. Długo się o to obwiniał, ale starał się zapomnieć. Zawiódł żonę, którą kochał. Najważniejszą osobę w swoim życiu. Był potworem. Zachciało mu się płakać. Gdyby mógł cofnąć czas, nie dopuścił by do tego. Kochał tylko Laurę, odkąd ją poznał. Sam siebie nie rozumiał, nie wiedział, dlaczego to zrobił. Sen dobiegł końca. Leander obudził się. Jego twarz była zalana łzami. Jednak płakał. W tym samym momencie zadzwonił telefon. Podniósł go ze stolika nocnego, znajdującego się obok łóżka. Odebrał, nie patrząc na wyświetlacz.
-Alex Leander. W czym mogę po...
-Stęskniłeś się? - przerwał jego wypowiedź. Mężczyzna zaniemówił, słysząc ten sam głos, co poprzedniego ranka. Szybko zerknął na ekran. Numer nieznany.
- Kim jesteś?
- Mówiłem, że zapłacisz za swoje grzechy. Ostrzegałem Cię. Będę przypomniał Ci każdy Twój błąd i za każdy dostaniesz karę. Pamiętasz słodką Lily? Zraniłeś dwie kochane kobiety. Nieładnie panie Leander. Wybrałeś, ale było już za późno. Doprowadziłeś do jej śmierci. Zdradziłeś żonę. Jesteś winien Alex. Zapłacisz za to. Zapamiętaj moje słowa. Baw się dobrze, póki jeszcze możesz...
Rozległ się dźwięk pikania, oznaczający zakończenie połączenia. Mężczyzna nadal trzymał telefon w dłoni. Bał się ruszyć. Nie rozumiał... Nie wiedział skąd to "coś" tyle o nim wiedziało. Po dobrych kilku minutach spowrotem położył się na łóżku. Nie zmrużył już oka tej nocy.
Dochodziła piąta, gdy nie wytrzymał i zszedł do kuchni. Zrobił kawę, po czym usiadł przy stole, nie mogąc odgonić się od nękających go myśli. Usłyszał kroki na schodach, a chwilę później w drzwiach stanęła Laura.
-Cześć. Jak spałeś, kotku?
-Dobrze, a Ty?
-Przy Tobie zawsze śpi się dobrze, skarbie.
-Kochana jesteś - podeszła, a następnie przytuliła swojego męża.
-Zamierzam iść dziś po pracy do koleżanki. Jej siostra bierze ślub. Potrzebuje rady w sprawie sukienki i kilku innych rzeczy. Dasz sobie radę?
-Musisz wychodzić akurat dziś? - cały się spiął. Przeszył go niewyobrażalny strach.
-No...tak...Ślub będzie za dwa dni...
-Proszę uważaj na siebie, kochanie...
-Zawsze na siebie uważam... Coś się stało?
-Nie, po prostu się martwię...
-Nie masz do tego najmniejszych powodów, naprawdę. Będę na dwudziestą. Idę się szykować, bo zaraz się spóźnię, Tobie też to radzę - powiedziała, po czym pocałowała go w policzek, a następnie pobiegła na piętro.
-Chciałbym, nie mieć powodów... - wyszeptał zbyt cicho, by mogła to usłyszeć.
Dzień w pracy mijał mu nieubłaganie wolno. Chciał jak najszybciej wrócić do domu, zjeść kolację i upewnić się, że z Laurą wszystko w porządku. Nie wiedział czego się bał. Może miał halucynacje? Może tak naprawdę nikt do niego nie dzwonił? Albo to był kolejny z jego koszmarów? Myślał, że postradał zmysły. To było... szalone, ale musiał mieć pewność, że na pewno nic jej nie jest. Nie martwił się o siebie. Wiedział, że zawinił i jeśli miał za to umrzeć, nie protestował by, ale jej nie pozwoli tknąć. Nigdy.
Nadszedł upragniony moment, w którym mógł wyjść. Był szefem, co nie zmieniało jednak faktu, że miał swoje obowiązki i musiał je wykonywać, jak każdy inny pracownik. Tym razem więc nie miał możliwości opuścić firmy wcześniej. Była dziewiętnasta. Wrócił do domu. Zrobił sobie kolację. Prawie zawsze jedli razem. Czuł pustkę, nie widząc jej naprzeciwko, co jeszcze bardziej potęgowało jego strach. Zjadł szybko, po czym dla zabicia czasu poszedł do salonu, a następnie włączył telewizor. Leciał jakiś nudny film, który postanowił obejrzeć, bo nie znalazł nic ciekawszego. Spojrzał na zegarek. Było już pięć po dwudziestej. Ona nigdy się nie spóźniała. Myśli szalały w jego głowie. Może mógłby do niej zadzwonić? Nie... Dostawał już paranoji. To było tylko pięć minut. Jednak z tych pięciu, zrobiło się dziesięć, a potem piętnaście. Wyjął telefon z kieszeni. Postanowił zadzwonić. Szybko wybrał numer, po czym wcisnął zieloną słuchawkę. Jeden sygnał... drugi... trzeci... Automatyczna sekretarka. Spróbował znowu. To samo. Kolejny raz. W tedy zrozumiał, że popełnił największy błąd w życiu, pozwalając jej dziś opuścić dom.

LeanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz