Richard kochał naturę. Kochał ją od najmniejszego źdźbła trawy po ogromne chmury burzowe. Kochał czuć lekki wiaterek we włosach i kochał lodowate, jesienne wichury. Kochał promienie słońca wyglądające zza chmur, budzące do życia uśpione zwierzęta. Kochał każdy dźwięk - śpiew wróbla, trzepot skrzydeł gołębia, cykanie świerszczy. Kochał odgłos opadających liści i kołyszących się kwiatów.
Richard kochał naturę. Szczerze i bezgranicznie. A najbardziej kochał burze. Gdy widać było pierwsze oznaki deszczu, Richard zawsze znajdował powód, dla którego musiał być na podwórku. Wybiegał wtedy przed dom i słuchał. Słuchał i wiedział, w którą stronę pójdzie tym razem. Zazwyczaj wybierał wschód. Schodził wtedy na stromą górkę i podziwiał. Podziwiał granatowe chmury, ptaki, które nagle obniżały swój lot, sypiące się z drzew płatki. Znajdował „swoje" miejsce, zdejmował płaszcz przeciwdeszczowy, siadał na nim i ... czekał.
Cierpliwości nigdy mu nie brakowało. A kiedy wreszcie chmury jęknęły i lunął przyjemnie zimny deszcz, siedział dalej. Czekał do końca.
I nie myślał. Cieszył się chwilą i doceniał każdą kropelkę spływającą po jego karku.
Doceniał i kochał, bo tylko natura się liczyła.
~tekst z 2018 roku
CZYTASZ
R. Rhodes
RandomRoan, osoba, o niezwykłym umyśle, który nie rozumie otaczającego go świata. I to jest w nim najpiękniejsze. Richard, osoba o kolorowej duszy, która próbuje się wpasować w rzeczywistość. Chociaż jest jej okropnie trudno.