Prolog

914 109 77
                                    

Noc była niemal bezchmurna, a na tle granatowego nieba księżyc jaśniał upiornym blaskiem. Srebrna poświata wlewała się przez okno do niewielkiego gabinetu, który oświetlała tylko seledynowa lampka. Isabelle wykonała ostatni, zamaszysty ruch nadgarstkiem i ze zbolałą miną spojrzała na swoją pisemną pracę. Zdjęła z nosa okulary w ciemnych oprawkach i ze zmęczenia rozmasowała palcami skronie. Kiedy usłyszała ciche kliknięcie klamki, szybko odchyliła się na skórzanym fotelu, rzuciła okulary na blat biurka i ułożyła palce w wieżyczkę, przybierając pokerową twarz. 

— Witaj, Matt. Widzę, że nie przejmujesz się pukaniem.

W progu pojawił się chłopak z czupryną tak jasną, że bez trudu odcinała się od panującego półmroku. Niespiesznym, swobodnym krokiem ruszył w stronę Isabelle, po czym bezwstydnie rozłożył się na krześle. Nikły blask lampki oświetlał jego twarz. Miał ostre rysy i stalowe tęczówki z dziwnym, tajemniczym wyrazem. Przez krótką chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, po czym twarz Matta rozświetlił łobuzerski uśmiech.

— Taak, Isabelle — zaczął, charakterystycznie przeciągając głoski. — Ciebie też miło widzieć.

Pewny siebie uśmiech kobiety na chwilę lekko przybladł. Isabelle zmieniła pozycję, tak, że jej łokieć wylądował na blacie biurka, a głowa na wewnętrznej części dłoni. Długie, czarne włosy, związane w ciasnego kucyka, przerzuciła przez ramię.

— Pewnie zastanawiasz się, dlaczego chcę się z tobą widzieć o tak późnej porze — zaczęła powoli, marszcząc czoło. Uważnie obserwowała, czarnymi jak noc, oczami reakcję chłopaka.

Matt zdawał się być całą sytuacją znudzony. Swobodnie założył nogę na nogę i w milczeniu przyglądał się swoim paznokciom.

— Jestem niezmiernie ciekawy — odpowiedział w końcu, z wyraźnym śladem ironii w głosie. Jego wzrok ani na chwilę nie powędrował w stronę Isabelle. — W końcu przerwałaś mi układanie włosów, więc...

Isabelle wzniosła oczy do nieba.

— Matt, czy ty choć na chwilę możesz być poważny?!

— Jestem poważny.

Isabelle westchnęła i zacmokała niezadowolona. W konsekwencji Matt uniósł na nią znudzone spojrzenie, co uznała za i tak duże poświęcenie z jego strony.

— Sprawy przybrały dużo poważniejszy obrót, niż może ci się wydawać — zaczęła, zupełnie poważniejąc. Nagle w gabinecie atmosfera jakby zgęstniała. — Vincent chwycił się środków, których nigdy wcześniej nie stosował — przerwała i na ułamek sekundy przymknęła powieki, po czym kontynuowała: — Zainteresował się ludźmi. A dokładniej życiem pewnej śmiertelniczki. A wszystko co interesuje Vincenta...

— ...interesuje również nas — dopowiedział w zamyśleniu Matt. Nie wyglądał na zdziwionego, bardziej na zaintrygowanego.

Isabelle skinęła głową.

— My również zaczęliśmy przyglądać się tej dziewczynie, tylko... No właśnie. Ona jest iście zwyczajna. Nie ma w niej nic, co mogłoby wytłumaczyć, dlaczego Vincent tak się nią interesuje. Jak wiesz, nie mogę tracić ludzi, aby przyglądali się jej nieskończenie...

Matt przechylił głowę i zmrużył oczy.

— Do czego zmierzasz?

Isabelle westchnęła, jakby nagle nie była pewna swojego planu. A przecież ona tu rządziła. ONA wydawała rozkazy i to JEJ trzeba było słuchać. Matt Milson nie miał wyboru. Musiał się podporządkować. Zebrała się w sobie i kontynuowała.

— Chciałabym, abyś ty przejął tę funkcję. Nasze obserwacje z odległości, jak widzisz, na niewiele się zdają. — Przerwała na parę sekund, dając czas Mattowi na oswojenie się z jej słowami. Na twarzy chłopaka przez chwilę malowała się zupełna dezorientacja. Wyglądał, jakby nie wierzył w to, co właśnie usłyszał. — Musisz nawiązać bliższy kontakt z tą dziewczyną. Obserwować każdy jej ruch, dowiedzieć się niezwłocznie WSZYSTKIEGO. Liczę na ciebie, Matt.

Serce chłopaka zabiło szybciej. Przez pół roku był wykluczany z każdej misji, a teraz dostał swoją własną. Specjalną. Uśmiechnął się nonszalancko, przez co z jego twarzy zniknęło zdezorientowanie.

— Chcesz powiedzieć, że mój areszt się skończył?

Isabelle ledwo powstrzymała się przed przewróceniem oczami. Z nim nie mogło pójść łatwo. Cały Milson.

— Jesteś jednym z najlepszych strażników. Mam do ciebie pełne zaufanie — zamyśliła się, po czym dodała — albo raczej miałam, ale zaczynasz od nowa. Wierzę, że poradzisz sobie jak nikt inny. Mogę na ciebie liczyć, Matt?

W jednej chwili spadła na nich kurtyna milczenia. Matt już podjął decyzję, nie należał do osób, które zbyt długo się zastanawiają, jednak bawił się tą ciszą i bawił się Isabelle. Na jej twarzy malowało się oczekiwanie, na jego tryumf. Chwilę jeszcze spoglądali na siebie w milczeniu, po czym Matt uśmiechnął się szerzej i zapytał, jakby od niechcenia.

— Jak nazywa się ta dziewczyna?

Isabelle odetchnęła.

— Nessa Goldville.

xxx

Witam wszystkich bardzo serdecznie! Ruszam z nową historią, a zależy mi, żeby była jak najbardziej dopracowana, więc wszelkie uwagi mile widziane. Mam nadzieję, że choć trochę polubicie ,,Zimę przebudzenia".

PS. Pozdrawiam wszystkich, którzy przybyli tu z ,,Przepowiedni".

Zima PrzebudzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz