day 10

385 62 11
                                    

a/n: ostatnia proza):

☼☼☼

Splecione dłonie na białej pościeli połączyły się ze sobą już na zawsze, kiedy głuchą ciszę przerwał dźwięk prawego monitora. Pisk maszyny drażnił uszy blondyna, powodując tym samym drżenie całego ciała i nieświadomość sytuacji. Taehyung płakał, nie wiedząc, dlaczego otrzymał polecenie wyjścia z sali, przecież zezwolono mu tu nawet spać. Dlaczego więc teraz go wyprosili, nie pozwolili trzymać w uścisku bladej ręki jego chłopca i podali mu papierową torbę, by ten mógł się uspokoić? Dlaczego ten maleńki kwadracik na lewo od drzwi lśnił czerwonym blaskiem i wzywał do pomocy połowę personelu?

Dlaczego. Dlaczego. Dlaczego. Dlaczego.

Taehyung powtarzał to jedno pytanie, jak jakąś mantrę, która chłonęła żywcem jego duszę i parzyła ją ogniem zniszczenia. Czuł wbijające się w jego ciało ostrza, które przenikały na wylot i pozostawiały po sobie jedynie pustkę. Krwawił, choć nie potrafił zidentyfikować przyczyny tego chaosu. Nie potrafił odnaleźć źródła, które zabierało z niego już i tak ulatujące życie.

Spojrzał przed siebie, natychmiast zderzając się ze smutną rzeczywistością. Jedyny łącznik, dzięki któremu mógł obserwować swojego hebanowego chłopca, uniemożliwiał mu jakikolwiek widok. Białe żaluzje, spuszczone na całą powierzchnię szyby, jasno dawały mu znać, by pozostał na swoim miejscu i grzecznie czekał na werdykt Sądu Najwyższego. Wariował, ciągnąc za swoje kosmyki i gniotąc w dłoni fragment swojej markowej koszuli. Ściskał plastikową butelkę, próbując powstrzymać wodospad łez, który ukrywał się w kącikach jego oczu i choć z pozoru był niewinny, w chwili aktywacji mógłby zniszczyć całe miasteczko.

Schował głowę w kolanach, mrucząc pod nosem niezrozumiałe rzeczy. Pukał pięścią w drewniane drzwi, błagając o ich otwarcie i wpuszczenie do jego duszy odrobiny światła. Nie chciał łamać kolejnej przysięgi; w końcu obiecał, że będzie zawsze obok niego.

Dlaczego więc teraz nie mógł mu towarzyszyć, pozwalając na to, by Jungkook poniósł klęskę w bitwie ze swoimi koszmarami?

Wiedział, że młodszy walczy. Widział to w swojej wyobraźni.

Mały rycerzyk w srebrnej zbroi, na swoim białym rumaku w postaci stalowego łóżka, wymierzył ostatni cios w kierunku ciemnej mgławicy, po czym zniknął. Zatonął w oceanie bólu, od początku będąc na przegranej pozycji.

A Taehyung nie posiadał wystarczających kompetencji, by móc skoczyć w nieokiełznane morze i uratować go z tarapatów.

Dlatego też wszedł do środka, sprzeciwiając się stojącym przy drzwiach medykom i uklęknął obok łóżka, krzyżując swój mały paluszek z tym Jungkooka. Wyszeptał cicho kolejną obietnicę, zalewając się ponownie łzami i dając lekarzom sygnał, by uratowali bruneta z lawiny cierpienia.

Nie wiedział jednak, że już było na to za późno, a ci szykowali się powoli do wyjścia.

Smutne „przykro mi, dzieciaku" rozniosło się po pomieszczeniu, a Taehyung już wiedział, że to koniec.

Koniec z czułymi słówkami na dobranoc.

Koniec z trzymaniem kurczowo swoich dłoni.

Koniec z pieszymi wycieczkami do nieznanych dzielnic stolicy.

Koniec z nocnymi spacerami w blasku księżyca.

Koniec z różanymi pocałunkami przy zachodzie słońca.

Koniec z nimi.

Koniec z wszystkim.

Podtrzymał się drewnianego stoliczka, by całkowicie nie odlecieć i padł beztrosko obok swojego malucha. Przytulił do siebie jego ciągle ciepłe ciało i zakołysał nim do symfonii własnego płaczu, rozkoszując się jego niemrawą obecnością.

Spojrzał ukradkiem na jasne niebo, uśmiechając się lekko na widok bladego słońca. Pierwszy raz tkwiło w mglistej pozycji, jakby przyjęło na siebie wszystkie szkody ostatnich kilku minut. Pierwszy raz nie zawładnęło jego umysłem, oślepiając jego wnętrze i tworząc kolorowe plamki na przestrzeni jego widoku.

Jungkook umarł, a wraz z nim każdy najmniejszy talent tego świata, każdy najmniejszy odłamek radości i każdy najmniejszy detal Taehyunga.

Uniósł powoli drżące dłonie, układając je na policzkach bruneta i sunąc kciukami pod jego powiekami, złożył delikatny pocałunek na popękanych ustach młodszego. Przez chwilę miał nawet wrażenie, jakby ten uśmiechnął się promiennie i przeniósł dłonie na jego biodra.

To zabawne, jak wyobraźnia potrafi działać na człowieka, współpracując z każdym gramem stresu w jego krwi.

Dlatego Taehyung się jej poddał i pozwolił prowadzić się w zakazanym tańcu śmierci, potykając się o własne błędy i czując na sobie oddech Czarnej Pani.

I wtedy otworzył oczy, oddychając głęboko i uwalniając swoją szyję spod nacisku własnych rąk. Nie chciał umierać w ten sposób.

Nie chciał umierać w ogóle.

Obiecał, że będzie silny. Obiecał, że będzie - dla niego.

I to była jedyna przysięga, której nie chciał tak szybko łamać.

Bo wszystkie złożone przy Jungkooku były warte najwyższą cenę.

Ostatni raz przesunął kciukiem po dolnej wardze młodszego, wyciągając z kieszeni wiśniowy balsam w uroczym i poręcznym opakowaniu. Sprawnie pozbył się okrągłej nakrętki, sunąc żelową substancją po jego suchych ustach, pozostawiając na nich dwa tak bardzo odmienne smaki, które w połączeniu w jeden tworzyły przepiękną, pożegnalną kompozycję.

W końcu Taehyung wiedział, że Jungkook kocha wiśniowe preparaty do ust.

Wiedział też, że kocha jego usta i zrozumiał to już drugi raz.

Dlatego postanowił to wykorzystać, dając mu ostatni upominek, który sprawiłby mu największą radość.

I zrobił to, bo kocha go najbardziej na świecie. I żałował, że nie mógł zrobić czegoś więcej.

- Jeśli musiałeś umrzeć to wiedz, że twoje życie było najlepszą częścią mojego.

☼☼☼

czekajcie na dwa bonusiki!

IF YOU MUST DIE ❧ #taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz