Prolog

69 7 1
                                    

Londyn, centrum świata. Miejsce brudu i cierpienia dla jednych, piękna i nadziei dla innych. Piękne krajobrazy rozwijającej się przemysłowo metropolii i budzące żal i współczucie slumsy, w których zamieszkują ludzie, których los nie pobłogosławił.

Pracują ciężko przez całe dnie w niebezpiecznych fabrykach, by zdobyć pieniądze, które starczą zaledwie na dwa bochenki chleba. Świat najniższych warstw społecznych to istne piekło! Nie wiesz, kiedy dopadnie cię jakieś choróbsko z ulicy albo czy twój pracodawca nie wyrzuci cię, bo tylko mu zawadzasz. Albo czy nie stracisz jakiejś kończyny podczas pracy w fabryce. Jesteś śmieciem, który mieszka w tłoku slumsów, na przeludnionych ulicach najbiedniejszych dzielnic, gdzie bez problemu można stracić życie.

Londyn to miasto intryg, gdzie każdy spiskuje przeciw każdemu. Każdy stara się zrobić sobie jak najlepsze podstawy do lepszego życia. Sąsiedzi przeciw sąsiadom, przyjaciel przeciw przyjacielowi, mąż przeciwko żonie, brat przeciw bratu. Jeżeli chcesz wyjść poza nędzę, musisz spiskować.

Dzięki ubezpieczeniom mogłoby się wydawać, że życie niektórych osób się poprawiło, w końcu są dla każdego. Dla robotnika, średniej klasy społecznej, arystokracji. Bzdura! Poprawiło się tylko dla tych, którzy mieli faktycznie co zaoferować. Klasa robotnicza nadal była pogrążona w nędzy. Wyrodne matki, które potrzebują pieniędzy, trują swoje dzieci, by wyłudzić odszkodowanie od firm ubezpieczeniowych. W gazetach przynajmniej raz w tygodniu jest wzmianka o dzieciobójstwie z pomocą niezastąpionego arszeniku, a na stryczkach coraz częściej zawisają młode matki, które potrzebowały pieniędzy i miały nadzieję, że nikt nie wykryje arszeniku, więc skończą z pieniędzmi w kieszeni bez cienia podejrzeń. Czasem nawet je rozumiem. Są zdesperowane tym, że nie mają co włożyć do garnka. Mężowie zarabiają grosze albo ich nie mają i muszą same tyrać, zarabiając często nawet kilkanaście koron mniej za wykonanie tej samej pracy. Czy nie jest to, aby doskonały motyw, by otruć?

Takie przypadki nie zdarzają się tylko w slumsach. Bynajmniej. Arystokraci też trują, pokazując tym samym, że nie różnią się zbytnio od zwykłego robotnika. W takich momentach jedyną różnicą jest tytuł i ilość pieniędzy na koncie bankowym. Rodzice wpłacają kosmiczne sumy pieniędzy na ubezpieczenia, by później otruć swoje biedne dzieci. U noworodków często arszenik jest niewykrywalny i trudno udowodnić, czy na pewno nastąpiło zatrucie, dlatego tacy ludzie zazwyczaj są uniewinniani. Znacznie częściej rodzice są skazywani za utopienie lub uduszenie dziecka niż za zatrucie. Sama spotkałam się tylko z jednym takim przypadkiem. Byłam razem z medykiem podczas egzekucji jednej z matek, która otruła swoje dziecko. Zanim została powieszona, usłyszałam słowa, które przeraziły mnie i przez kolejne dni były moim powodem do rozmyślań. „Prawdą jest, że tylko głupcy decydują się na miłość okazywaną przez jakiegoś bękarta". Zastanawiałam się, dlaczego ludzie są tak zepsuci. Tacy zachłanni i łasi na pieniądze. Kiedy powiedziałam o tym mojemu bratu, stanął jak wryty i jedyne, co udało mu się wykrztusić to „Co za zepsute babsko". Było w tym dużo racji i trzeba było przyznać. Arystokracja psuła wizerunek Londynu, a my nic nie mogliśmy na to poradzić. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 01, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Truciciel z dzielnicy WhitechapelWhere stories live. Discover now