13. Nikt nie chce umrzeć w męczarniach.

1K 187 68
                                    

Simon, wciąż pobladły w stopniu wysoce niepokojącym położył dłonie na ramionach dziewczynki i delikatnie, acz stanowczo odsunął ją od swojego ciała. Popatrzył przed siebie, zderzając swój wzrok z przewiercającym go spojrzeniem Alexandra.

– Alex, posłuchaj...

– Dlaczego to dziecko zna twoje imię i wczepia się w ciebie, jakbyś był jej bliską osobą?! Mów Dricton! – Wciągnął zza paska pistolet i zaczął obracać nim w dłoni. – Uwierz, nie chcesz, bym stracił cierpliwość.

– Ja mogę to wyjaśnić – wtrącił się Colin, robiąc dwa kroki do przodu. Zerknął jednocześnie z niepokojem na siostrę, która marszcząc czoło przeskakiwała wzrokiem po obecnych w pomieszczeniu osobach.

– Nie odzywaj się, Colin! – zaoponował Simon, nie dbając już o to, że zwrócił się do niego po imieniu. W końcu już i tak nie było sensu udawać, że ich nie zna. – To sprawa między mną, a Alexem.

– Doprawdy? – Mężczyzna uniósł jedną brew ku górze, na ustach błąkał mu się nieprzyjemny uśmieszek.

Był strażnikiem, był pieprzonym strażnikiem na usługach pieprzonej Rady i właśnie nadszedł moment gdy mógł po raz kolejny w swoim nędznym życiu to udowodnić. Wrócić wszystko na właściwe tory, obrać stronę, która została mu narzucona już przy pierwszym rozpaczliwym oddechu, przy pierwszej porcji powietrza, które dostało się do jego płuc w dniu narodzin.

– Ale możliwe, że masz rację. Nie będziemy mieszać w to tych kreatur – spojrzał w stronę blondyna, w którego oczach błysnęło coś, czego nie potrafił, a nawet nie chciał określać. – 511, zabieraj dzieciaka i wynoś się. Jutro chcę cię widzieć po piątej.

Colin jednak nie zamierzał wychodzić. Spojrzał tylko w stronę siostry i uśmiechnął się blado.

– Sofie, idź do domu. Niedługo przyjdę.

Dziewczynka skinęła głową i posłusznie odeszła, przesuwając na odchodnym pełnym wyrzutu wzrokiem po plecach Simona.

Alexander zgromił go spojrzeniem.

– Czy naprawdę tak trudno zrozumieć proste polecenie, 511? Wypieprzaj mi stąd! Nie mieszaj się w sprawy, których poziomu nigdy nie sięgniesz.

– Są...

– Colin, wyjdź! – warknął na niego chłopak, posyłając mu proszące spojrzenie.

– I mam pozwolić, żebyś oberwał za to wszystko? – uniósł się chłopak. Alex w tym czasie oparł się o komodę z nikłym zainteresowaniem obserwując wymianę zdań. – Nie, ja nie...

– Jestem strażnikiem, a ty tylko wieśniakiem, więc odpuść sobie i wyjdź! Nie potrzebuję twojej głupiej obrony, poradzę sobie!

Był zdesperowany. Widział w oczach Colina, że wzburzenie i emocje biorą nad nim górę. A przecież nie mógł pozwolić, by wydało się wszystko. Wtedy nie będzie już litości. Nie był głupi, miał może tylko dziewiętnaście lat, ale wiedział aż za dobrze, jakie metody stosuje Rada i co mogłoby ich czekać za to wszystko, co nie mogło jeszcze teraz ujrzeć światła dziennego. Colin był lojalny i Simon nawet przez ułamek sekundy nie mógłby go posądzać o jakikolwiek wymiar zdrady, ale był też niesamowicie impulsywny i zdecydowanie zbyt często najpierw mówił, a potem myślał.

Colin już miał otwarte usta, by zaraz je zamknąć. Po chwili znów je otworzył, ale tym raz zanim zdążył się odezwać zrobił to Alexander.

–Koniec tej szopki. – W jego głosie wyraźnie przebijało się podszyte irytacją znudzenie. – 511, jeśli zaraz nie wyjdziesz z mojej przyczepy, to cię zastrzelę i ten mały wypłosz będzie musiał opłakać braciszka – dodał jadowicie.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 16 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Czerwone makiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz