Zagubiona

315 7 0
                                    


Nieśmiała zamknięta w sobie dziewczyna mówili, drwiny rówieśników, znosiłam to... znosiłam do czasu. Na szczęście zmieniłam szkołę, nawet zmieniłam województwo. Lecz drwiny pozostały. Krzywda, nie mówię o krzywdzie życiowej, ale o braku pomocy i wsparcia. Wielu nie zdawało sobie sprawy, jak wielkim bólem jest starcenie rodziców. Ojca prawie nie znałam, był policjantem i podobno zginął na służbie. Wychowywała mnie matka, a dokładnie przez ostatni rok, ja ją wychowywałam, miała nowotwór złośliwy trzustki, walczyła z nim odkąd skończyłam rok. Potem było tylko gorzej. Zaopiekował się mną wujek Maciek i ciocia Anka. To był najgorszy wybór w życiu. Wujek miewał problemy z alkocholem, wiele razy oberwałam za "wyzysk jego rodziny" ciocia zawsze zapracowana, nigdy nie miała na mnie czasu. Ale zacisnęłam zęby i próbowałam żyć normalnie. Wtedy dopiero poznałam wredotę ludzkom. Zawsze ufałam Hance, miałam ją za najlepszą przyjaciółkę. Myliłam się. Spytała się mnie pewnego razu czemu zmieniłam linię autobusową, odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że do wujostwa się przeprowadziłam, i o śmierci matki. Obiecała nikomu nie powiedzieć. Następnego dnia nagle wszyscy na mnie naskoczyli. Nie byłam zbytnio otwarta na ludzi za sprawą głębokiej depresji. Po tym wydarzeniu wszystko się zmieniło, popadałam w anoreksje.
Z wagi 55kg przy 166 cm nagle wszystko poleciało na łeb na szyję, w ciągu 2 miesięcy schudłam prawie 15kg... Oprócz tego ciągłe samookaleczania. Ludzie z smutnej dziewczyny zrobili potwora. Wreszcie na WF się mną zainteresowali, do domu wpadła opieka społeczna. "Na szczęście" wujaszek wrócił na procentach. Opieka zadecydowała mnie przenieść do innej rodziny. Moja ciocia Klara (siostra matki) miała możliwość na przygarnięcie mnie. Tak mniej więcej kończą się moje problemy w Kołobrzegu.

Zamieszkałam w okolicach Koronowa. Trafiłam do bardzo fajnej klasy, tak myślałam na początku. Myślałam, że znajdę sobie jakąś przyjaciółkę która mnie zrozumie. Myliłam się, nikt mnie nie potrafił zrozumieć. Ze mną do klasy chodził Mateusz. Cichy chłopak, zamknięty w sobie,  stojący na czele porządku i sprawiedliwości. Nigdy nie myślałam, jak bardzo wpłynie na moje życie. Słyszałam o nim wiele plotek, jaki on dziwny, że nie warto się z nim trzymać. Nie chciałam w to wierzyć. W końcu napisałam do niego. Pisaliśmy ze sobą dosyć długo. Było widać, że nie posiada przyjaciół. Bardzo szybko poznałam jego przykre doświadczenia z dzieciństwa. O jego samotności i odrzuceniu, z głupiego powodu, pochodził ze wsi i zajmował się gospodarstem rolnym. Pomimo zapewnień okazał się bardzo troskliwy zarówno o zwierzęta jak i ludzi. Dobrze się uczył, udzielił mi korepetycji z matematyki i fizyki, na pytanie, co chce w zamian powiedział "Twojego szczęścia, nic mi się nie śni bardziej niż szczęście drugiego człowieka, kocham pomagać, uwielbiam to robić za darmo". Mateusz jest również uzdolniony twórczo, pisze wiersze, maluje obrazy, wręcz szaleje za sztuką nowoczesną. Troszkę przekonana do niego, zapytałam się czy zechciałby się ze mną przejść po szkole. Zaskoczyła mnie jego reakcja przez telefon się rozpłakał, powiedział "nie wiem co powiedzieć, nigdy nikt mnie nie zaprosił, dziękuję Ci bardzo!". Też byłam zaskoczona, nigdy nie myślałam, że można być aż tak samotnym. Ale tutaj dopiero zaczął mnie zaskakiwać... pożegnaliśmy się i poszłam spać. Zaczęłam się o niego martwić, co mam mu jutro powiedzieć. Czy czasem nie obciążę jego psychiki, przecież on na skraju załamania nerwowego. On i tak dużo znosi, podziwiam go, prawdziwy twardziel. Pomimo tych prób samobójczych, nimo samookaleczeń, trzyma się, myślę, że mogę być z nim szczera.

Dzień w szkole inaczej niż zwykle... Mateusz mnie przywitał, przytuliłam go, on szepnął "nikt nigdy nic piękniejszego nie zrobił" nagle wszyscy naskoczyli na niego, czemu kradnie ludzi, pewno chce kolejnych zniszczyć, jakbyś nie wlazł te swoje punkrocki to byś może miał przyjaciół... nagle mnie puścił i odszedł. Nie wiedziałam co robić, jednak odważyłam się stanąć w jego obronie. Wiedziałam, że to się spotka z wielką krytyką i niechęcią do mnie, ale trzeba pomagać innym. Na koniec przerwy wrócił i stał zdala od nas. Na lekcji usiadł z tyłu zauważyłam zakrwawioną rękę, domyśliłam się do czego doszło. Przez resztę dnia nie zbliżał się do nikogo, wręcz ograniczył kontakt z każdym. W końcu odważyłam się spytać na temat naszych planów.
- Nasze wyjście dalej aktualne?
- Nie chciałbym Ci zaszkodzić, wiesz, nie chcę byś miała coś za złe...- odpowiedział
- Ehh, wiesz ludzie zawsze będą gadać, a każdy potrzebuje miłości. - odpowiedziałam
- Czyli o 14.30 przed szkołą?-spytał się lekko się uśmiechając
-Oczywiście odparłam z szerokim uśmiechem

Złodziejka ZapalniczekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz