Kawiarnia

36 4 1
                                    

Siedzę w małej przytulnej kawiarni i piję kolejny mleczny koktajl, czekając na nią. Czuję narastającą irytacje. Kawiarnia jest za mała i zbyt przytulna, a koktajl ohydny. A jej wciąż nie ma. Skoro już chce się spóźniać, mogłaby wybrać chociaż bardziej znośne miejsce na spotkanie, ale nie, zawsze musi wybrać jakieś idiotyczne miejsce. Cała Ana, zachowuje się idiotycznie i niedojrzale, wyprowadza mnie z równowagi, a na koniec śmieje się i mówi, bym się nie denerwowała, bo nie mam powodu. A ja, zamiast przestać tracić na nią czas, udaję, że nic się nie stało i dalej to znoszę.. znosiłam. To już przeszłość. Nie powinnam zgadzać się na dzisiejsze spotkanie, a ona znów się spóźnia. Zawsze się spóźnia. Głupia wiedźma.

Dwie dziewczyny siedzące przy stoliku niedaleko mnie chichoczą denerwująco i rozmawiają o niczym. Robią to od godziny, od całej cholernej godziny, od kiedy tylko przekroczyłam próg kawiarni. Gdy zaczynają rozmawiać o planowanym na wieczór maratonie filmów „Zmierz" i o tym, że Edward jest najprzystojniejszym wampirem w kulturze, jestem o krok od rozwalenia głowy o pomalowaną na różowo ścianę. Wszystko, byleby już ich nie słyszeć. Niestety, w moim przypadku zabicie się nie jest takie proste i od walenia głową o ścianę dostałabym co najwyżej migreny.

Mija kwadrans. Zdążyłam wypić koktajl, zamówić kolejny i zmienić genialny plan zabicia siebie na genialny plan zabicia dwóch dziewczyn. Plan jest naprawdę genialny. I mam już zacząć wprowadzać go w życie, gdy nagle dociera do mnie nowy zapach wpływający do pomieszczenia. Wyczuwam go, nim dzwoneczki przy drzwiach zaczną rozbrzmiewać, nawet wcześniej niż dziewczyna wejdzie do środka kawiarni. Dzwoneczki dopiero cichną, gdy decyduję się spojrzeć w stronę tak dobrze mi znanego zapachu. Obracam się, a przed moimi oczami zamiast różowego wnętrza pomieszczenia znajduje się białe morze materiału. Pachnącego nią materiału. Później zostaję przygnieciona przez ciężar tej szurniętej wiedźmy.

-Mary!- piszczy wesoło i obejmuje mnie za szyje z taką siłą, że nie mogę złapać oddechu. A krzesło przez jej skok na moje kolana niebezpiecznie się przychyla.

-Ana...!

I spadłyśmy. Bo oczywiście pewna niekoniecznie inteligentna osoba postanowiła się na mnie rzucić.

-I o to właśnie mi chodziło. Krzesło jest przeznaczone dla jednej osoby, a nie dla dwóch, z których jedna wierzga na drugiej i rzuca się, jakby palono ją na stosie.

Dziewczyna śmieje się perliście, po czym odpowiada mi z niby niewinnym uśmieszkiem.

-Och, kochanie, daj spokój, przecież kilka siniaków cię nie zabije. Właściwie to nie zabije cię nic oprócz oberwania kołkiem w serce.

Cholerna, niedojrzała ignorantka.

Zamierzam powiedzieć jej już wszystko, co o niej myślę, gdy z moich ust wyrywa się niekontrolowany wściekły syk. Jej reakcją jest ponowny śmiech, który wydaje się niezwykle nieodpowiedni, niepasujący do tego miejsca. Tak jak całe nasze zachowanie.

Ludzie zaczynają spoglądać z niepokojem w naszym kierunku. Ana zaczyna się przez to śmiać jeszcze bardziej. W naszą stronę zmierza kelner.

Spalę ją. Przysięgam, że ją spalę.

Wariatki || gxgOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz