Valencia
Lekkie podmuchy wiatru owiewały moją spoconą skórę. Trzy godziny roznoszenia ulotek w upalny dzień dają w kość i poczucie wiatru na ciele to w tym wypadku najlepsze schłodzenie organizmu. Kroki, które stawiałam były ciężkie, a mój oddech płytki i nieregularny. W Barcelonie temperatura wynosiła około trzydziestu pięciu stopni i w takim skwarze nie dało się swobodnie poruszać. Naszczęście dochodziła już godzina dziewiętnasta i na ulicach miasta dało się odczuć delikatny wiatr. Skręciłam w wąską uliczkę i pokierowałam się w stronę sklepu ze świeżym chlebem.- Cześć - uśmiechnęłam się do znajomej szatynki z mojej ulicy, a ona pełna entuzjazmu odpowiedziała mi tym samym. Kocham atmosferę pomiędzy ludźmi w naszym mieście. Aż chce się wychodzić z mieszkania. Otworzyłam odnowione drzwi do piekarni i już na wejściu do moich nozdrzy dotarł zapach wyjętych z pieca bagietek. Nie wiele się zastanawiając podeszłam do lady na wprost od wejścia.
- Czego pani sobie życzy? - starsza, dobrze mi znana kobieta wyłoniła się z pomieszczenia połączonego ze sklepem i z uśmiechem oparła dłonie o blat.
- Dwie bagietki i chleb razowy. - mówiłam dotykając szkła, za którym ukazane były różnych rodzai pieczywa.Od słodkich bułeczek do chrupiących, ciepłych chlebów, których zapach roznosił się w całej piekarni. Wszystko to było najwyższej jakości, wypiekane przez panią obsługującą kasę. Kobieta wsunęła na dłonie foliowe rękawice i zabrała z pułki wymienione przeze mnie produkty. Spakowała je w reklamówkę i podała cenę zakupów. Po zapłacie odebrałam je i ruszyłam w stronę kamienicy. Droga zeszła mi przyjemniej niż poprzednio. Zrobiło się trochę chłodniej i mam wrażenie że temperatura spadła do dwudziestu sześciu lub siedmiu stopni. Może jednak tylko ja ją tak odczuwam i dalej jest powalająco gorąco. To kwestia przyzwyczajenia. Szybko weszłam po schodach na czwarte piętro i dotarłam do swojego mieszkania.
Kiedy się tu wprowadziłam miałam dwadzieścia jeden lat, a teraz jest to już trzeci rok w tym budynku. Jest to całkiem spokojna, o klimatycznym wystroju okolica, w której nie za wiele się dzieje. Wieczorem, pomiędzy kamienicami na przeciwko zapalane są kolorowe lampki, a napisy na sklepach świecą się w różnych kolorach. Kamienice obok dzieli jedna z tych wąskich uliczek, które są popularne w hiszpanii. W sumie to tyle.
Pokierowałam się do ciasnej kuchni i wyjęłam zakupy z foliówki. Starannie odłożyłam pieczywo do chlebaka i wyjęłam małą szklankę z białej szafki, by zaraz potem zrobić sobie kawę. Dziś postawiłam na café cortado. To mała kawa z dodatkiem mleka skondensowanego. Po przygotowaniu napoju wsunęłam szare kapcie na stopy i wzięłam szklankę w dłoń. Śliczny zapach kawy sprawiał, że już po drodze na balkon musiałam jej skosztować.
Uchyliłam delikatnie drzwi i wyszłam na świeże powietrze. Pragnęłam chwili relaksu po męczącym dniu. Usiadłam na zielonym leżaku i wzięłam do ręki położoną na parapecie książkę, odkładając kawę na ziemię. Mój wzrok swobodnie przesuwał się po tekście książki, gdy w pewnym momencie moją uwagę przykuła postura mężczyzny z sąsiedniej kamienicy. Uniosłam delikatnie wzrok znad lektury, by mu się przyjrzeć. Wychodził właśnie na balkon. Wiedziałam, że tam będzie. Nasze balkony są na tej samej wysokości, dokładnie naprzeciwko siebie. Sprawia wrażenie bardzo cichej i skrytej osoby. Nigdy niczego do mnie nie mówi. Mieszka tu kilka miesięcy, a nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa. Oparł się o barierkę. Miałam teraz okazję, by przyjrzeć się lepiej. Włosy o odcieniu brązu z jasnymi prześwitami i ciemne oczy. Z daleka mieniły się w zachodzącym słońcu. Ładny widok. Chodził ubrany całkiem luźno, swobodnie. Na tyle długo wpatrywałam się w jego twarz, że nawet nie zauważyłam kiedy położyłam książkę na swoich kolanach, a jego wzrok skierowany był w moją stronę. Cholera. Zrobiło mi się bardzo gorąco i czułam, że na moje policzki wkrada się niechciany, czerwony kolor. Matko, nie wiedziałam czemu ja się na niego dalej patrzyłam. Gwałtownie wstałam z leżaka, przewracając przy tym szklankę z kawą. La puta madre. Ciemny napój spływał po płytkach na balkonie, mocząc moje domowe kapcie wraz z papierowymi stronami książki. Co za wstyd. Prędko ukucnęłam w tym bałaganie, podnosząc lekturę z ziemi i na wszystkie sposoby próbowałam ją wysuszyć.
- Wszystko w porządku? - odezwał się nieznany głos, a ja aż podskoczyłam z wrażenia poraz kolejny upuszczając niezdarnie przedmiot. Odwróciłam automatycznie głowę za siebie i ujrzałam roześmianego bruneta. Tego samego, przez którego tak spanikowałam._____
Komentarz na zachętę? ♡

CZYTASZ
Po drugiej stronie ulicy [Alvaro Soler]
Fanfiction'' To już czwarty miesiąc od kiedy moje życie toczy się w taki, a nie inny sposób. Bez telewizji, koncertów, fanów, piosenek, udogodnień. To już czwarty miesiąc od kiedy tu mieszkam. To już czwarty miesiąc od kiedy usunąłem instagrama, Facebooka i w...