sɪx

3.4K 288 120
                                    

a/n Taehyung w tej książce ma naturalnie blond włosy i niebieskie oczy. Kiss, Kiss kochajcie mnie

Taehyung obudził się z wrzaskiem i ze łzami w oczach. Spojrzał w prawo i zobaczył śpiącego spokojnie Jimina. Jimina który się ślinił.
Potarł swoje załzawione oczy.

Nienawidził tych snów. Zawsze każdy mu bliski w nich umierał. Nienawidził tego tak bardzo jak siebie.


Jungkook

- HOBI DO CHOLERY, ZOSTAW NAKRYCIE GŁOWY KUCHARKI W SPOKOJU.

Jung spojrzał się na niego z ironicznym uśmieszkiem.

- Ja przynajmniej nie dotykałem gorsetu jej córki, jak ktoś w tym pomieszczeniu - i zaśmiał się z tego co sam powiedział.

Taki był Hoseok.

Jeon spłonął lekkim rumieńcem. Faktycznie to robił, ale był wtedy młody. I nie wiedział, że woli chłopców. Dokładnie swojego chłopca.

Orientacją Jeon'a był Kim Taehyung.

Gdy zobaczył go kilka lat temu, pomyślał, że Bóg jednak istnieje, bo tak piękny chłopiec nie może być człowiekiem, a aniołem.
Jego śliczne blond włosy, prawie jak promienie słońca, niebieskie oczy jak morze w którym niezaprzeczalnie, utonął. Jego blada cera, niczym porcelanowa sprawiała, że Jungkook miał ochotę zostawić na niej krwistoczerwone ślady. Ależ czy to nie będzie, zbezczeszczenie sztuki?

Bo dla Jeon'a mały Kim był arcydziełem sztuki.

- KOOK DO CHOLERY, ROZUMIEM, ŻE CHCESZ ZALICZYĆ TEGO MAŁO SŁODZIAKA I MYŚLISZ O NIM, ALE ON WŁAŚNIE PRZYJECHAŁ - krzyknął mu do ucha tego "przyjaciel".

Czarnowłosy wybiegł z kuchni i usłyszał tylko krzyk Jung'a.

- O CHOLIPA, NIGDY TAK SZYBKO NIE BIEGAŁEŚ, OPRÓCZ TEGO RAZU JAK NAMJOON CHCIAŁ CIĘ OBRZEZAĆ W TYM BURDE ...

On jednak nic już nie słyszał bo biegł do swojego, słoneczka.

Słyszał już rżenie koni i zaczął biedz szybciej. Otworzył wrota i zaczął się oglądać, łapiąc zaskoczony wzrok blondyna.

Był jeszcze piękniejszy niż Jeon pamiętał. Piękny to i tak było za słabe słowo, które go opisywało. Był po prostu doskonały. Jak cholerne dzieło sztuki.

- Powiedz proszę, że to Ty jesteś Jeon Jungkook - odezwał się płaczliwie, lekko zaczerpniętym, niskim i melodyjnym głosem.

Czarnowłosy musiał odkaszleć, bo wiedział, że przez anioła zaschło mu gardło.

- Tak, to ja, Taehyung - powiedział i nie czekając, pokonał kilka dzielacych ich metrów i przytulił go, bo cholera tak bardzo tego pragnął.

Kim zadrgał zaskoczony takim ruchem, ze strony starszego.

Wyczuł od niego zapach kwiatów i hm... męskości? Choć może to tylko pot, nie wiedział.

Ale odwzajemnił przytulenie, bo czuł, że tak jest właściwe. Ktoś pomyślałby, że jest łatwy, bo widzi go drugi raz w życiu, ale... ale Kim miał to gdzieś, pierwszy raz nie przejmował się opinią innych bo miał przy sobie swojego Aresa.

ʙᴇᴢ ᴡʏʙᴏʀᴜ |ᴛᴀᴇᴋᴏᴏᴋ|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz