Rozdział VIII- Kosiarz, któremu na imię jest śmierć

103 12 1
                                    

*Yuuri POV*

            Odszedłeś. Tak po prostu, nie oglądając się za siebie. Zrobiłeś to specjalnie? Nie wszedłbyś na ulicę, wcześniej się nie rozglądając, pod tym kątem byłeś bardzo rozsądny, zawsze trzymałeś się tej reguły. A teraz? Po prostu ją złamałeś i zapłaciłeś za to bardzo wysoką cenę. Zbyt wysoką. Dlaczego muszę mówi o Tobie w czasie przeszłym? A no tak, Ciebie już nie ma.

           Jakoś nie potrafię tego zrozumieć, pogodzić się z tym, że moja jedyna gwiazdka na niebie tak po prostu zgasła. Nie umiem tego zaakceptować i przejść do porządku dziennego. Jurij się załamał, jak tylko o wszystkim usłyszał. Przyjechał Otabek i pocieszał go całymi dniami. Ja nawet go nie widziałem. Nie wyszedłem z domu od momentu Twojej śmierci. Nic tutaj nie ruszałem, chciałem, żeby wszystko było tak, jak tamtego dnia. Dalej łudziłem się, że wrócisz do mnie i powiesz, że mnie kochasz, że mnie przytulisz. Dałbym wszystko, żebyś nawet dał mi teraz w twarz i powiedział, że mnie nienawidzisz. Wszystko, bylebyś żył. 

          Pogrzeb był cichy, mimo że było sporo osób. Przyszli wszyscy łyżwiarze, z którymi kiedyś rywalizowałeś. Nikt nie powiedział ani słowa. Stałem przed nagrobkiem z bukietem kwiatów i nie potrafiłem w to uwierzyć. Nie potrafiłem uwierzyć, że to właśnie Twoje nazwisko widnieje na marmurowej płycie. Chciałem coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Miałem ochotę płakać, krzyczeć i uciec jak najdalej z tego miejsca. Za mną stał Pitchit. Na jego twarzy nie było widać szerokiego uśmiechu, tylko pustkę i zdziwienie. Nikt nie mógł uwierzyć, że tak po prostu odszedłeś. Nie wiedzieli o Twojej depresji, większość nawet o śmierci Yakov'a nie miała zielonego pojęcia. 

            Dalej nie posprzątałem ani jednej Twojej rzeczy. Chodziłem po domu w Twojej bluzie. Pachniała Tobą. Miałem wrażenie, jakbyś tu był. Czekałem aż wrócisz do domu, mógłbyś być zalany w trupa. Mógłbyś wrócić ze szminką na policzku. Ale żywy. Wszystko bym Ci wybaczył. Nadal miałem nadzieję, że to jednak nie byłeś Ty. W końcu to ona umiera ostatnia, prawda?

*time skip*

              Wróciłem do Twojego mieszkania, położyłem się w Twoim łóżku, założyłem wcześniej Twoją bluzę. Byłeś tu kilka dni temu. Żywy, ze mną. Starałem się. Chciałem Ci pomóc. To przez depresję? Byliśmy u psychiatry, miałeś chodzić na terapię. Spojrzałem na nasze zdjęcie. Makkachin, ja i Ty. Tylko ja żyję. Wydaje się, jakby to radosne zdjęcie zrobiono innym osobom, z innym życiem, bez takich problemów. Ale to było zaledwie miesiąc temu. Wydaje się tak niedawno, prawda? Jedynie trzydzieści dni temu jeszcze wszystko było idealnie, a teraz? Piękny sen się skończył.

♥412 słów♥

OHAYOU! Dzisiaj rozdział jest dużo krótszy, ale mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i czekacie na przedostatni, który pojawi się już w następną niedzielę. Sayounara i do następnego!

~alixsiorek

Victor Nikiforov x Yuuri Katsuki [Yuri! On Ice]- O zachodzie słońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz