#2. Próba.

839 77 31
                                    

 -Dawaj, stary. To tylko jedna kreska. Nic ci nie będzie - powiedział Aaron, stojąc na przeciwko mnie. Wokół stolika był pełno ludzi, wszyscy wykrzykiwali moje imię, chcąc dodać mi otuchy.

A ja patrzyłem tylko i wyłącznie na ten proszek wysypany przede mną. Idealnie równą kreskę, którą zrobił Aaron.

- Otis, Otis, Otis! - Krzyczeli. W głowie echem obijały mi się ich słowa. W końcu uniosłem głowę, patrząc na mojego dobrego kumpla. Uśmiechnął się, podając mi banknot zwinięty w rulonik. Skinąłem głową i po chwili powoli wyciągnąłem rękę w jego stronę.

Wszyscy zdawali się czekać tylko na to, aż w końcu to zrobię. Czułem na sobie ich spojrzenia, one wypalały we mnie dziurę. Oni wywierali na mnie presję. Było ich tak cholernie dużo. Ich wszystkich było tak dużo, nie miałem nawet jak stamtąd uciec, bo ze wszystkich stron byłem otoczony ludźmi.

Przyłożyłem banknot do jednej dziurki, a drugą zatknąłem. Zamknąłem oczy i pochyliłem się nad stołem. Przełknąłem głośno ślinę ostatni raz i czując jak serce obija mi się o klatkę piersiową, wciągnąłem proszek do prawej dziurki. Szybko odchyliłem głowę i zaciągnąłem nosem, czując jakby mi coś z niego wylatywało.

Co ja najlepszego zrobiłem?

Po paru sekundach otworzyłem oczy. Wszyscy stali na swoich miejscach, a ich krzyki ucichły. Patrzyli na mnie ze zdziwieniem, jakby do końca nie dowierzali, że to zrobiłem. Jedni uśmiechali się szeroko, w tym Aaron, a inni obdarowywali mnie spojrzeniami, jakby patrzyli na wariata, który uciekł z psychiatryka. A jeszcze inni szeptali coś między sobą.

Te światło było tak mocno, że aż musiałem zmrużyć oczy. Czułem, jakby wypalało mi gałki oczne.

- I jak? - Spytał ktoś, stojący obok mnie.

- Zajebiście - odpowiedziałem, uśmiechając się dumnie, jakby to, co zrobiłem było powodem do dumy.

Rzuciłem rulonik na stół i odepchnąłem się od niego gwałtownie. Podniosłem się z krzesła i rozejrzałem się dookoła.

- Otis - ktoś położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałem zamglonym wzrokiem na chłopaka, który przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami. Skąd on mnie niby znał? Ja nawet nie kojarzyłem jego imienia. - Wszystko w porządku?

- Tak.

Ruszyłem przed siebie, kierując się do łazienki. Czułem jak serce obija mi się o klatkę piersiową. Normalnie, jakby miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Oddech również miałem nierówny i urwany. Nie mogłem wziąć głębszego wddechu, płuca mi na to nie pozwalały. Dosłownie tak, jakbym miał czymś je zawalone.

W końcu odnalazłem odpowiednie drzwi. Wszedłem do łazienki, w której na szczęście nikogo nie było. Stanąłem przed lustrem i uśmiechnąłem się głupkowato sam do siebie. Moje źrenice były powiększone do nienaturalnych rozmiarów. Wszystkie dźwięki słyszałem głośniej, rozsadzały mi one głowę, ale to było fajne uczucie.

W głowie kręciło mi się niezwykle, na co prychnąłem i zaśmiałem się pod nosem. Nachyliłem się nad zlewem i puściłem wodę. Napiłem się trochę wody z kranu, ponieważ w buzi miałem istną Saharę.

Opuściłem toaletę, trzaskając za sobą mocno drzwiami. Przechodząc obok ludzi, prawie wszyscy mnie śmieszyli. Ponownie zaciągnąłem nosem, czując jakbym miał katar. I nagle zobaczyłem Veronicę. Od razu opuścił mnie dobry humor, gdy zauważyłem, że obok niej stoi jakiś chłopak i coś do niej mówi. Ścisnęło mnie w żołądku. Dłonie automatycznie same zacisnęły mi się w pięści. Twardym krokiem ruszyłem w ich stronę, cały czas patrząc na tego chłopaka. Jak on w ogóle mógł się do niej zbliżyć?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 25, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Save a humanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz