5

130 11 7
                                    

Obudziłam się około czwartej. Nie byłam już śpiąca, dlatego wstałam i wzięłam latarkę. Nadal było jeszcze trochę ciemno. Podeszłam do półki i wzięłam bułkę. O dziwo, była dobra. Zaczęłam ją jeść i weszłam na dach sklepiku.
-Już wstałaś?-zapytał Ghool patrząc na mnie. Podeszłam do niego, usiadłam i zgasiłam latarkę.
-Taaaaa.
-Powinnaś jeszcze pospać. Będziesz musiała być w formie.
-Może i tak... ale ja już się wyspałam.-chłopak westchnął.
-Będzie trzeba znaleźć jakieś stałe miejsce. Tu raczej długo nie zostaniemy.
-Racja. Nie wyobrażam sobie, walczyć z trupami w długich spodniach i w długim rękawie w lato. To by była katorga.
-Jak myślisz, skończy się to kiedyś?
-Na pewno. Wiesz, pewnie jest jeszcze sporo ludzi, którzy przetrwali. Poza tym natura w końcu wykończy te trupy. Daje na to max osiem lat.-chłopak się zaśmiał.
-Pewnie masz rację. Przynajmniej ty jesteś dobrej myśli.-wydawało mi się, że chłopak się uśmiechnął, ale nie mogę być tego pewna. W końcu było ciemno.
-Wiesz ktoś tu musi być optymistą.-uśmiechnęłam się do Ghoola. Resztę nocy siedzieliśmy w ciszy. Nie przeszkadzało mi to. Oglądaliśmy gwiazdy, jednak w pewnym momęcie zrobiłam się śpiąca. Położyłam głowę na ramieniu chłopaka i odpłynęłam.

/Time skip/po wschodzie słońca/

Obudziłam się na swoim śpiworze. Nikogo oprócz mnie w tym pokoju już nie było. Słyszałam jednak głosy mojej ekipy, więc byłam spokojna. Powoli wstałam i poszłam do reszty.

-O, wstałaś.-powiedział Dan.
-Taaaaa. Którą godzina?
-Po ósmej.-odpowiedział Lys.
-Ok. Jaki jest plan?
-Idziemy rozejrzeć się po mieście.-odpowiedział mi Ghool.
-Ej takie głupie pytanie. Wiecie może, gdzie jest mój notatnik?-zapytał żarzenowany Lys. Zaśmiałam się. Zawsze był taki zapominalski.
-Sprawdzałeś w samochodzie?-spytałam.
-Tak.-odparł Lys.
-Kieszenie?
-Tak.
-Torba?
-Nie...-odparł żarzenowany. Poszedł do innego pomieszczenia, przeszukiwać torbę. Ja zostałam z resztą.
-Toooooo... co idziemy zwiedzać?-zapytałam.
-W sumie idziemy się rozejrzeć po całym mieście. Jedzenia mamy pełno, ubrań na razie nie potrzebujemy, broni też nie brakuje. Nie ma czego szukać. Przy okazji możemy poćwiczyć zabijanie trupów.
-Ok. No to chodźmy.-spakowaliśmy potrzebne rzeczy. Oliv została z Natellą, a ja, Ghool, Dan i Lys poszliśmy na miasto.

Idąc przez miasto zabijaliśmy trupy. W pewnym momęcie usłyszałam za sobą kroki. Stanęłam i obruciłam się. Nie było za mną trupa ani człowieka. W sumie nikogo nie było. Zdziwiłam się lekko.
-Co jest Hoshi?-zapytał mnie Lys.
-Nic... Przesłyszałam się...
-Yyyyy... ok.-kontynuowaliśmy przechadzkę. W pewnym momęcie doszliśmy do dużego placu zabaw, za którym rozciągał się park. Jak głupia podbiegłam do huśtawki i zaczęłam się huśtać. Chłopcy lekko się zaśmiali. Lys usiadł na huśtawce obok mnie, a pozostała dwójka musiała zadowolić się trawą. Postanowiliśmy wykorzystać te chwile i coś zjeść. Podczas jedzenia rozmawialiśmy o dalszym planie działania. Postanowiliśmy rozejrzeć się po parku, a potem obejrzeć resztę miasta.

Już po chwili wszyscy zjedliśmy swoje porcje i szykowaliśmy się do opuszczenia placu. Wstaliśmy i poszliśmy w stronę dróżki wiodoncej przez park. Szliśmy trochę, aż znowu usłyszałam za nami kroki. Obruciłam się szybko i w ostatnim momęcie zobaczyłam dwie postacie znikające za drzewa. Chłopcy również się zatrzymali, co wywnioskowałam po braku dźwięku ich kroków.
-Co jest Hoshi?-rozpoznałam głos Dana.
-Trzymajcie się z tyłu.-szepnęłam do chłopców-Wyjdźcie. Widziałam was.-powiedziałam już głośniej. Po dłuższej chwili zza drzew wyszła dziewczyna, a za nią chłopak. Byli mniej więcej w naszym wieku, może o rok starsi. Dziewczyna miała rozpuszczone, brązowe włosy i brązowe oczy. Nosiła okulary. Chłopak miał blond włosy i jasnoniebieskie oczy. W oczy rzucił mi się jego naszyjnik z zielonym kamieniem. Po dłuższej ciszy, postanowiłam się odezwać-Kim jesteście?-w moim głosie nie było słychać ani grama strachu, który mną zawładnął.
-Elo, elo.-powiedział żartobliwie, chyba by rozładować atmosferę- Jestem Faiat, a ta po prawej to Alone.-dziewczyna na dzwięk swojej "ksywki" zgromiła Faiata wzrokiem.
-Mówiłam Ci, że masz nas nie przedstawiać! Nie znamy tych ludzi!-szeptała do chłopaka. Widać, że to ona jest bardziej ogarnięta z ich dwójki.
-Nie przesadzaj. Przecież nic nam nie zrobią. Nie bój się, jak jakieś dziecko.-Alone poraz kolejny zgromiła go wzrokiem.
-Foch.-powiedziała i odwróciła się do chłopaka plecami.
-Co?! Czemu?!-zasmiałam się na widok tej sytuacji.
-Za to co powiedziałeś.-powiedziała dziewczyna z udawanym obrażeniem w głosie.
-Ale co powiedziałem?!-chłopak zaczął żywo gestykulować.
-Powiedziałeś, że zachowuje się jak dziecko.-Faiat walnął facepalma. Znowu zaczęłam się śmiać. Przyłączyli się do mnie chłopcy.
-Nic takiego nie powiedziałem!-tłumaczył się chłopak- To było na żarty! No nie fochaj, plis.
-Zastanowię się.-chłopak zrobił minę zbitego psa. Klęknął i złożył ręce jak do modlitwy.
-Przepraszam... Wybaczysz mi?-chłopak popatrzył błagalnie na ,odwróconą już twarzą do niego, dziewczyne. Ta tylko się zaśmiała.
-Już się nie focham.
-Fiuu.-odetchnął z ulgą Faiat. Muszę przyznać, że ta sytuacja była komiczna.
-Już pogodzeni?-zapytałam. Oboje skinęli głowami na tak-Ok to teraz wypadało by się przedstawić, nie? A więc my jesteśmy "Zakonem nieśmiertelnych", chociaż myślę, że wystarczy po prostu Nieśmiertelni. Ja jestem Hoshi, to Lys, Ghool i Dan.
-Miło poznać.-odpowiedział chłopak i wyciągnął do mnie rękę. Uścisnęłam ją.
-To co tu robicie?-zapytał Lys.
-W sumie to tylko tu chodzimy. Wspominamy stare czasy i takie tam...-tym razem o dziwo odezwała się Alone.
-Znaliście się wcześniej?-zapytałam.
-Tak. I mieszkaliśmy w tym mieście.-odpowiedział Faiat.
-A może chcecie do nas dołączyć? Mamy broń, jedzenie, ubrania. Wszystko, co potrzebne.-zagadnęłam.
-W sumie...-prubował powiedzieć chłopak, ale Alone mu przerwała.
-W sumie wolelibyśmy zostać tak jak teraz.
-Rozumiem. A chcielibyście jakieś zapasy? Mamy ich dużo, a z tego co widzę to wy nie macie nic.-zaproponowałam.
-W sumie przydało by się... Ok.-Faiat popatrzył szczęśliwy na dziewczynę. Dalej w drogę wyruszyliśmy już razem.

Cała droga minęła naprawdę szybko. Poznaliśmy się lepiej z Faiatem i Al, tak zaczęłam mówić na Alone. Moją uwagę zwrócił Faiat, który przez całą drogę bawił się jakimś nożem. Powiedział, że to "karambit". Ogólnie dowiedziałam się, że Faiat jest w moim wieku, a Al o rok starsza.

Gdy dotarliśmy do sklepu, otworzyłam drzwi, a gdy wszyscy weszli spowrotem je zamknęłam. Tak jak się spodziewałam Natella była sceptycznie nastawiona do przybyszów i cały czas trzymała się od nich na dystans. Jako, że naprawdę fajnie spędzało nam się czas, wspólnie postanowiliśmy, że Faiat i Al zostaną u nas na noc. Rozpaliliśmy na dachu ognisko i usiedliśmy dookoła niego. Zaczynało się ściemniać i było już widać pierwsze gwiazdy. Powietrze wypełniały nasze śmiechy. Czułam się, jak przed apokalipsą. Zresztą, chyba wszyscy mieli tak samo. Na dworzu siedzieliśmy do około pierwszej. Potem zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi położyliśmy się spać.

*
*
*
*
*

1070 słów

Hej. Z tej strony Hoshi. Bardzo przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. "Rozdział będzie na 100% w tą sobotę", ta jasne. Już to widzę. Ogólnie nie było rozdziału, bo po pierwsze sprawy prywatne, po drugie brak weny, po trzecie nie chciało mi się. Jeszcze raz was przepraszam. A i mam jeszcze jedną informacje. Założyłam kanał na YT. Na razie są tam tylko speedpainty, ale planuje zrobić jeszcze inne filmy. Kanał nazywa się: HoshikoHaru Art.

https://www.youtube.com/channel/UCVVHd_kiKRtEIdSFwt37vdQ

No to tyle na dzisiaj. Do następnej soboty.

Oko za oko, ząb za ząb|Żywa Śmierć [Porzucone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz