I Szkło

314 38 28
                                    


– Przecież to chore – wyszeptała Rakowska i rozejrzała się w obawie, że ktoś mógłby je podsłuchać.

W kamienicy nie brakowało pluskiew. Wchodziły na ściany, zagrzebywały się w materacach, a porzucone pod śmietnikiem meble zdawały się aż podrygiwać.

– Niekoniecznie – odparła chłodno Jaworowa. – Mój mąż, proszę sobie wyobrazić, zażył już dwie. I zupełnie nic mu nie jest.

– A za pięć lat? Może dopiero po czasie...

– Wtedy już nie będziemy tu mieszkać.  Zyski... Proszę pomyśleć o pieniądzach, naprawdę. Ponoć ryzyko jest minimalne...

– Ale jednak jakieś jest.

Jaworowa już miała na końcu języka ripostę, lecz powstrzymało ją skrzypnięcie drzwi. Kobieta odsunęła się od sąsiadki i nerwowym ruchem zatknęła za ucho kosmyk włosów. Rakowska z kolei wyprostowała się jak struna.

Blaszka wytoczył się powoli na korytarz. Odrażająca woń przetrawionego alkoholu i brudu, kontrastująca z eleganckim garniturem i lakierkami, unosiła się nad mężczyzną niczym osobliwa aura. Zdeformowane ciało wypychało koszulę na klatce piersiowej. Choć taktowniej byłoby odwrócić wzrok, każdy, kto znał prawdę, mimowolnie gapił się na wybrzuszenie.

Blaszka minął sąsiadki, mamrocząc coś pod nosem.

– Cholerne cyborgi – wyszeptała Jaworowa, gdy nie mógł już jej usłyszeć.

***

Letnie, długie dni sprzyjały dziecięcym przyjaźniom. Trzech chłopców bujało się na łańcuchowych huśtawkach. Zgodnie uważali, że są na to trochę za duzi, jednak trudno było o lepszy punkt obserwacyjny. Spaleni słońcem i ubrudzeni lodami śmietankowymi wzbijali się coraz wyżej.

Po drugiej stronie skweru ustawiono ławeczkę. Dawno temu, jakiś chuligan pozbawił ją oparcia, lecz mimo tego zwykle była zajęta.

Antek, wspomagając się nogami, osiągnął odpowiednią wysokość, by widzieć Blaszkę w pełnej krasie. Chłopiec podejrzewał, że cyborg znów jest pijany. To dobrze. Jeśli wprawi się w stan podobny do tego sprzed tygodnia, ich plan będzie mieć duże szanse na powodzenie.

– Mówię wam, że dziś się rozbierze – oświadczył i jeszcze mocniej się rozhuśtał.

Piotrek szybko mu dorównał. Obaj byli dość wysocy jak na swój wiek. Grzesiek patrzył na nich z zazdrością, lecz nie dołączył do rywalizacji. Odkąd zeszłego lata spadł z karuzeli i okropnie się poobijał, dwa razy zastanawiał się nad podejmowaniem jakiegokolwiek ryzyka.

– Dobrze, że jest gorąco – dodał Piotrek. – Pewnie będzie chciał się rozebrać. Ej, ciekawe jak trzyma się jego ciało? Na śrubach?

– No, jakoś musi się trzymać, nie? Chociaż ja myślę, że jest pozszywane. – Antek za wszelką cenę starał się nie wyobrażać sobie śrub wrastających w skórę. – Ciekawe, gdzie on był, że ubrał się tak elegancko?

– Może po zasiłek? – Piotrek zacytował swoją matkę. – Mniejsza o to, trzeba pilnować kiedy zaśnie. Może zrobimy warty?

– On chyba już śpi – odezwał się cicho Grzesiek.– Patrzcie.

Cyborg, niebezpiecznie przechylony w lewo, miał zamknięte oczy.

– Może chwilę poczekajmy, co?

Antek patrzył na mężczyznę jak zahipnotyzowany. Kilka razy,  z powodu braku cierpliwości, stracili swoją szansę. Zmarnowali cały miesiąc wakacji, próbując podejść do Blaszki i zawsze gdy byli już tuż-tuż, musiało wydarzyć się coś, co uniemożliwiało im wykonanie zadania.

Zniszczony człowiekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz