Antek z całej siły popchnął jedną z barierek zabezpieczających karuzelę. Grzesiek, wbity w swoje siodełko, zaciskał ręce na drążku. Szczerze nie znosił tej zabawy, jednak jego koledzy uważali, że skręt ekstremalny żadną miarą nie jest dziecinny. Młodsi schodzili im z drogi, świat wirował, a rozrywka, przynajmniej według Antka i Piotrka, była pierwszorzędna.
Za najlepszego „krętacza" uchodził Rakowski. W jednej chwili potrafił rozpędzić mechanizm tak, że stare śruby aż piszczały, a za moment przeskakiwał przez barierkę i dosiadał się do wrzeszczących chłopaków.
– Katapultaaa! – ryknął Piotrek. – Macie spadochrony?
– Obniżyć lot!
– Opuścić pokład!
Antek stanął w siodełku. Karuzela zwolniła nieznacznie. To był ten moment. Chłopak przeskoczył na zaniedbany trawnik, wznosząc przy okazji tumany kurzu.
– Grzesiek, przygotuj się do skoku! Nie zostawiamy brata na pokładzie! Piotrek, asekuruj go!
– Tak jest!
Piotrek stanął w siodełku i, balansując rękami, postawił pierwszy, chwiejny krok na drążku. Karuzela już prawie się zatrzymywała. Grzesiek wreszcie wstał, tylko cudem unikając zderzenia z kolegą.
– Jeszcze raz! – krzyknął Antek. – Musisz zeskoczyć, dopóki się nie zatrzyma. Zająć pozycje!
– Poszedłbym po coś do picia – odezwał się Piotrek. – Później możemy bawić się dalej.
– No dobra. Tylko wróć za chwilę, a nie tak jak ostatnio.
Gdy chłopak odszedł, Grzesiek usiadł na huśtawce. Minę miał trochę nietęgą.
– Muszę z tobą pogadać – powiedział po chwili milczenia. – Antek, kiedy ostatnio widziałeś Blaszkę? To znaczy, czy widziałeś go po tym, jak dotknęliśmy... to znaczy jak wy dotknęliście... Bo on mieszka w twojej kamienicy, nie?
Chłopak przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
– No, mieszka. Chyba go nie widziałem, a co?
– Na ile procent go nie widziałeś?
– O co ci chodzi, Grzesiek?
– Zastanów się, dobra? Proszę.
Antek zmarszczył brwi.
– Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent nie widziałem go od tamtej pory.
– O Boże. – Grzesiek pobladł. – Czy wyście mu czegoś wtedy nie zepsuli? No pomyśl. Może on... nie to, żeby umarł, może po prostu jest chory, albo pijany... Antek... ja go na pewno nie widziałem od tamtego dnia, a on zawsze gdzieś sobie chodził, no nie? Albo siedział na ławce, albo obok sklepu...
Chłopiec mówił śmiertelnie poważnie, głos mu lekko drżał. Antek czuł się tak, jakby dostał w głowę czymś ciężkim. Nie, to niemożliwe, powiedział sobie w duchu. To było tylko dotknięcie, nic takiego. On nawet się nie obudził, nawet nie poczuł...
– Ale... to jest strasznie głupie, Grzesiek.
– No właśnie nie. Mi się wydaję, że takie sztuczne ciało łatwo zepsuć. Przecież jeśli on był trzeźwy, zawsze się zasłaniał, nie? Może kiedy go... Wiesz, to działa jak urządzenie i...
Antkowi zabrakło słów.
Przełknął głośno ślinę, rozglądając się w poszukiwaniu ratunku. Łańcuchy huśtawek skrzyły się w ostrym słońcu, zupełnie tak, jak zdeformowane ciało cyborga. Jednak w przeciwieństwie do nieznanego, przezroczystego tworzywa, metal nagrzewał się szybko. Antek zadrżał, przypominając sobie gładką, lodowatą fakturę.
CZYTASZ
Zniszczony człowiek
Science FictionNieokreślona przyszłość. Mieszkańcy starej kamienicy są sfrustrowani dotychczasowym życiem. Gdy na horyzoncie pojawia się możliwość łatwego zarobku, niektórzy z nich pożegnają się ze zdrowym rozsądkiem, by wziąć udział w niezwykłym eksperymencie. Cz...