- Czarną z cukrem - Gabrielle zamawiała kawę w budce "coffe life".
Kiedy odebrała swoje zamówienie, jak codzień udała się do pracy, czyli do szpitala św. Tomasza. Pomimo bardzo dobrej opinii na temat wyników jej pracy, nie lubiła jej. Zawsze chciała kształcić się w kierunku kryminalistyki. Niestety jej umiejętności zaprowadziły ją na medycynę. Plotki które ludzie o niej rozsiewali były różne. Ale jedna była prawdą. Dr. Gabrielle Mills doskonale diagnozowała swoich pacjentów. Jej hipotezy które stawiała zazwyczaj jeszcze przed przystąpieniem do badań - prawie zawsze okazywały się prawdą. Każdy chciał być przez nią przyjęty, przez co robiła dużo nadgodzin i mało spała. Nie przeszkadzało jej to. Przynajmniej miała coś do roboty. Przeprowadzała również rozmowy rekrutacyjne na oddział pediatryczny na którym sama pracowała. Zazwyczaj leczyła również rodziców jej małych pacjentów.
- Tu masz CV osób które będą na dzisiejszej rozmowie, a tu listę umówionych pacjentów. Pierwszy chory na 13.30. Od 08.00 masz rekrutacyjne. - powiedział Jake Reid-szef całego szpitala - rzucając na biurko dwie teczki z masą kartek i kolejnych skoroszytów. W pracy był stanowczy i ostry, ale podobno na codzień był miły. Gabrielle nie miała jednak okazji aby go poznać prywatnie, więc uważała że nie jest zbytnio przyjazny. Zaczęła przeglądać listę rekrutów. Tak jak powiedział Reid, pierwszy był na 08.00. Przeczytała nazwisko. John Watson. Powtórzyła je parę razy aby się nie pomylić przy jego wymowie i popatrzyła na zegarek. 06.12. Miała jeszcze prawie dwie godziny na przygotowanie się do rozmów, oraz wizyt pacjentów.
***
Johna obudził głośny dźwięk budzika. 06.30. Szybko obliczył że ma godzinę na ogarnięcie się. Wstał i udał się do łazienki, aby się wykąpać. Nie zwracał uwagi na Sherlocka siedzącego w swoim fotelu, czy na Panią Hutson która przyniosła poranną herbatę. Był za bardzo zestresowany rozmową rekrutacyjną. Teoretycznie miał tą prace na pstryknięcie palca, ponieważ spełniał wszystkie kryteria i był lekarzem wojskowym. Jednak on nie był tego pewny. Wiedział że nie ma pieniędzy więc musiało się udać. Po szybkim prysznicu przebrał się w koszule i czarne spodnie. Z mieszkania wyszedł punkt 07.30. Parę minutek spacerkiem, a następnie Ok. 15 minut metrem. Na miejscu był parę minut przed ósmą. Usiadł w poczekalni pełnej ludzi.
- John Watson? - Kobieta z recepcji zawołała Johna
Blondyn podszedł do białego blatu.
- Um... to ja.
- Zapraszam na 3 piętro, sala 153. Proszę wchodzić. I życzę powodzenia.
- Dobrze, dziękuję.
Wszedł na wyznaczone piętro i odszukał salę. Głośno westchnął i zapukał.
- Proszę.
Z środka wydobył się Kobiecy głos. John niepewnie nacisnął klamkę i wszedł do środka.
- Dzień dobry. Gabrielle Mills. - powiedziała wysuwając rękę na powitanie.
- John Watson. - uścisnął rękę
- Proszę usiąść.
Rozmowa przebiegała sprawnie bez większych dziur ciszy. John odpowiadał pewnie.
- No dobrze, nie widzę przeciwskazań, aby Pan u nas pracował. Tylko mam jeszcze jedno pytanie.
- Tak?
- Czy na pewno chce pan tutaj pracować? Jednak był pan lekarzem na wojnie. Wytrzyma Pan prawie cały dzień z dziećmi i ich rodzinami?
- Oczywiście że chce. Nie przeszkadza mi taka praca.
- No dobrze. Mógłbyś zacząć od jutra? Brakuje nam dobrych lekarzy. Chyba możemy sobie już mówić na ty?
- Jasne że mogę. A tak właściwie to z kont wiesz że jestem dobry?
- A jaki ma być lekarz który przeżył wojnę, ukończył studia i ma doświadczenie?
- No w sumie...
***
Następnego dnia Johna obudził dźwięk tłuczonego szkła. Popatrzył na zegarek. 4.50. No to już dzisiaj chyba nie zaśnie. Powolnym krokiem zszedł na dół. Zobaczył jak Holmes próbuje wyciągnąć z ręki kawałek szkła.
- Sherlock.
Detektyw szybko założył maskę obojętności i się obrócił.
- Nie próbuj sam wyciągać tego szkła bo jeszcze...
- Jeszcze bardziej się pokaleczę i rana zacznie krwawić. Wiem John, ale nie chciałem cię budzić.
- Jak widzisz już to zrobiłeś więc idź na kanapę. Ja zaraz przyjdę i ci to opatrzę.
Holmes bez słowa poszedł do salonu, a Watson do swojego pokoju po apteczkę i nie tylko. Gdy już siedzieli razem na kanapie blondyn zaczął opatrywać ranę.
- Tak właściwie to co się stało.
- Rozbiłem zlewkę.
- Tyle to nawet ja wiem. Dokładniej Sherlock. Co się stało?
- Aleś ty dociekliwy. Przez nieuwagę upuściłem zlewkę na podłogę i gdy zbierałem szkło to straciłem równowagę i ręką podparłem się w miejscu gdzie był jeden odłamek.
- To nie pierwszy.
- Co?
- Rozbity sprzęt laboratoryjny. Jedna kolba stożkowa, cztery fiolki i jedna zlewka.
- Liczyłeś?
- Uczę się od ciebie. Druga rana na dłoni, ta z przed tygodnia prawdopodobnie również jest od szkła. Jednak jest cięta. Czyżby znowu nieuwaga?
- Robisz postępy John.
Sherlock kompletnie zignorował pytanie Johna. Pomimo faktu że był jego przyjacielem nie chciał się przyznać że jest słaby. Że on też płacze. Wolał być "sobą". Chamską wersją siebie.
- Gotowe.
John schował niektóre przyrządy powrotem do apteczki, a inne wyrzucił. Sherlock poszedł do kuchni przy okazji depcząc wszystko co było na stole. Blondyn zaczął zbierać się do pracy. Przez wczesną pobudkę wyszedł i dotarł na miejsce pół godziny wcześniej. Wszedł do środka.
- Dzień dobry
-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
Jeśli masz jakieś zastrzeżenia, pytania lub zauważyłeś błąd - napisz do mnie w komentarzach lub prywatnie :)
Wattpad usunął mi połowę rozdziału i musiałam pisać drugi raz >.<. Czy nie przesadzam z ilością podawania godziny? Mam nadzieje że rozdział się podobał <3
CZYTASZ
I need someone |S.H.|
FanfictionNudne życie na 221b Baker Street zmienia kolejna klientka która nie jest zwykła. Po rozwiązanej sprawie Sherlock postanawia zapoznać się bliżej z dziewczyną... Uwaga! Rozdziały pisane bardzo wolno. Jeśli zauważysz jakiś błąd - proszę, poinformuj mn...