Donośny odgłos dzwonka rozbrzmiał po raz siódmy. Szczelnie owinięty kocem, siedziałem na łóżku, żywiąc nadzieję, że Lucy w końcu odpuści. Tak się jednak nie stało. Niepokoiła się, co było do przewidzenia, skoro nie pojawiłem się w szkole.
Wysoki, drażniący dźwięk dobiegał do mych uszu raz za razem, bezustannie. Pomyślałem, że trudno o znalezienie bardziej upierdliwej przyjaciółki. Choć wszystko co robiła, wynikało z troski. Niechętnie postawiłem stopy na zimnej podłodze i powłóczyłem się do drzwi. Przybrałem cierpiętniczą minę i z głośnym kaszlnięciem złapałem za klamkę. Dziewczyna pytająco uniosła brwi. W istocie, mój wygląd był dramatyczny. Rozczochrane włosy sterczały na wszystkie strony świata, pod oczami widniały niepokojące cienie, a zielone tęczówki jakby zblakły.
- Hej. - uśmiechnąłem się niemrawo i pociągnąłem nosem. W duchu podziwiałem swą genialną grę aktorską. - Trochę się pochorowałem.
Fakt, nie jest to wysoce oryginalna wymówka. Jednak z satysfakcją stwierdziłem, że potrafię być przekonywujący. Wyraźne strapienie malowało się na obliczu niebieskookiej blondynki. Z zadowoleniem skonstatowałem, że wszystko idzie po mojej myśli.
Zdziwiłem się więc, gdy Lucy bezceremonialnie wparowała do mojego domu.
- Nic się nie martw. Sanitariuszka Lucy się tobą zajmie. - zachichotała - Zadbam o to, byś szybko wrócił do zdrowia. - rzuciła zdeterminowanym tonem.
W geście rezygnacji wzniosłem oczy do nieba. Jedyne, co mogłem teraz zrobić, to zaakceptować obecny stan rzeczy i oddać się w opiekuńcze skrzydła przyjaciółki, która już krzątała się w kuchni.
Aromatyczny zapach wywaru wyczuwalny był niemal w każdym pomieszczeniu. Ostatni raz pożywnym posiłkiem mogłem cieszyć się chyba przed wyjazdem matki, jakieś trzy miesiące temu. Mieszkając samotnie, kiepsko radziłem sobie w sprawach kulinarnych, toteż część mnie cieszyła się z obecności pocieszycielki.
Wkrótce samozwańcza kuchmistrzyni pojawiła się w progu mojego pokoju, uśmiechając się szeroko. Dumnie podeszła do małego stoliczka, na którym postawiła tacę z zupą oraz gromadką leków.
- To z pewnością postawi Cię na nogi. - orzekła, łapiąc się pod boki.
- Lucy, jesteś dla mnie jak prawdziwa siostra. - powiedziałem łagodnie. - Dziękuję.
- Eheh... siostra? Czy aby trochę nie przesadzasz? - była wyraźnie zakłopotana, na co ja zmarszczyłem brwi. - Przecież nie mogłabym być spokrewniona z kimś takim jak Ty, głupku! - wypaliła po chwili.
- Cała Ty. - mimowolnie wyszczerzyłem zęby.
Dziewczyna prychnęła pod nosem, po czym usiadła tuż obok. Wlepiła we mnie przenikliwe spojrzenie. Wydawałoby się, że próbuje przedrzeć się do mych myśli. Czułem, jak spojrzenie błękitnych oczu świdruje we mnie dziurę, przeszywa na wskroś. Było to trochę straszne.
- To prawda? - nieznacznie przechyliła głowę w prawą stronę.
- C-co takiego? - otrząsnąłem się z rozmyślań.
- Nie udawaj, cała szkoła o tym mówi. - oznajmiła z przekąsem. - Ty i Kei. Macie na pieńku?
Nieprzyjemny dreszcz przebiegł mi po plecach. Widmo wczorajszego dnia wróciło ze zdwojoną siłą. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- Niestety. - głośno przełknąłem ślinę.
Nerwowo przygryzła wargę, po czym przysunęła się bliżej, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Pomogę Ci. - jej słowa zabrzmiały nad wyraz poważnie. - Ale najpierw oczekuję wyjaśnień.
Bez zbędnego namysłu, szczegółowo opowiedziałem całą historię. Nastąpiło milczenie. Lucy niespokojnie pocierała podbródek, zagłębiona w rozważaniach. Obserwowałem ją z nadzieją na sensowny plan. Finalnie wyszła z inicjatywą, wobec której klub artystyczny zyskał trzeciego członka.
YOU ARE READING
My Little Troublemaker
RomanceJako odludek społeczny Hiro nie szczyci się szczególną popularnością na tle szkolnej społeczności. Ludzie wydają się go nie dostrzegać, a sztampowe życie jakie wiedzie nie stanowi dlań problemu. Jednak jego doczesna rutyna rozpada się, gdy wskutek n...