Prolog - Starzy znajomi

95 10 6
                                    


Rok 991, trzynaste tysiąclecie


Codziennie jaśniejąca Ana dawno schowała się za horyzontem, pozostawiając po sobie jedynie mrok nocy. Mężczyzna siedział samotnie na pniu drzewa wpatrując się w niewielkie ognisko, jedyne źródło światła w promieniu wielu kilometrów. Z nudów lub z założenia, że tak właśnie powinno się robić, tykał ognisko patykiem, jakby dzięki temu miało się dłużej palić. Nad ogniem, dzięki prowizorycznie skonstruowanym z trzech gałęzi ruszcie, piekł się obdarty ze skóry królik. Mężczyzna posępnie patrzył na swoją dzisiejszą kolację, którą udało mu się upolować. Nie odbiegał myślami zbyt daleko, zastanawiając się głównie nad tym, jak będzie wyglądać jego dalsza wędrówka. Znajdował się na niewielkiej polanie w otoczeniu gęstego lasu. Jak to wiosną bywa, poza aromatem pieczonego królika, w okolicy roznosiły się delikatne zapachy kwiatów. To była jedna z tych cieplejszych nocy, zresztą najważniejsze, że nie padało. Pomimo to, na niebie brakowało gwiazd, zapewne przesłoniętych burzowymi chmurami. Coś wisiało w powietrzu. W okolicy jednak panowała grobowa cisza. Wydawać by się mogło, że wszystkie ptaki powymierały na jakąś zarazę, zresztą nawet wiatr podzielił zmowę milczenia. Wyglądało również na to, że brak jakichkolwiek dźwięków odpowiada mężczyźnie, działa na niego uspokajająco. Zapewne w głębi duszy rad był tego, że nikt nie pałętał się po okolicy. Ludzie bywają krzykliwi i nieznośni. Żaden szanujący się gawędziarz, plotkarz i ekstrawertyk nie wytrzymałby długo na tym spokojnym terenie. Tak, to miejsce wydawało się idealne dla skrytych osobników, potrzebujących samotności.

Mężczyzna siedzący przy ognisku nazywał się Kodar, jednak więcej o człowieku zwykle mówi jego wygląd. Dzięki rozświetlającym płomykom ogniska można było przyjrzeć się jego twarzy, która nie prezentowała się zbyt zachęcająco. Mężczyzna bowiem całą twarz poznaczoną miał bliznami wojennymi. Wyglądał na surowego człowieka, który nigdy w życiu nie zaznał radości. Trudno wręcz byłoby wyobrazić sobie, że ktoś jego pokroju miał choćby wykształcone mięśnie odpowiadające za mimikę uśmiechu. Był osobą w kwiecie wieku, nie za młody, ale jeszcze bez łysiejącej dziury na czubku głowy. Mężczyzna dopiero się przystrzygł, ponieważ po zaroście została jedynie krótka broda. Włosy kruczego koloru również były przycięte. Najbardziej ze wszystkiego wyróżniała go jednak czarna przepaska, zakrywająca prawe oko. Albo po prostu uwielbiał nosić czarne przepaski, albo uwielbiał zabawy w pirata, albo, co już bardziej prawdopodobne, nie posiadał jednego oka i nie chciał nikogo zrażać. Wszak z bliznami na twarzy był już wystarczająco nieatrakcyjny. Ogół jego wyglądu można było podsumować słowami "duży, zły i brzydki". A duży dlatego, ponieważ był z niego kawał chłopa. Gdyby wstał z pniaka, okazałoby się, że miał ze dwa metry wysokości. Dodatkowo był na tyle barczysty, by ludzie zastanawiali się, czy ta góra mięśni nauczyła się w ogóle mówić. Nikt zapewne nie powiedziałby o nim, że mógłby zajmować się szydełkowaniem, a jedynie szeroko rozumianą wojaczką.

Nosił na sobie imponującą zbroję ze stalowych płyt. Jego hełm leżał gdzieś na boku, jednak na tyle blisko, by można było go szybko założyć. Nie trzeba było chyba dodawać, że po zakryciu swojej oszpeconej mordy pod rogatą przyłbicą, zyskałby co nieco na ogólnej aparycji. Przez lewe ramię przewieszony miał ogromny miecz. Z całą pewnością niewiele osób byłoby w stanie go dobyć, a co dopiero efektownie nim machać. Zapowiadało się więc na to, że albo spodziewał się jakichś gości, którzy wcale nie musieli być pozytywnie nastawieni, albo po prostu planował dzisiaj spać wśród niewygody swojego ciężkiego rynsztunku. Całe jego uzbrojenie przedstawiało również możliwości materialne jegomościa, nie każdego bowiem stać na zbroję składającą się ze wszystkich jej elementów, nie wspominając już o mieczu z finezyjnie wykonaną rękojeścią.

KodarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz