Rozdział 7

4.6K 161 16
                                    


— Ale piękny wystrój! — Zakrzyknęła Kamila, gdzieś w głębi salonu, kiedy ja w skupieniu szykowałam kawę.

— Ile łyżeczek, Pani Profesor, słodzi? — Odparłam, nie odwracając wzorku od cukierniczki.

Kobieta przyszła do pomieszczenia i oparła dłoń na mym ramieniu nachylając się nad dwoma kubkami. Spojrzałam na nią, a ona na mnie. Byłyśmy zbyt blisko, czułam jej oddech, a wyraz twarzy był inny niż zwykle. Potrząsnęłam głową delikatnie i zwróciłam swoje oczy na kamienny blat.

— A, więc.. — Odchrząknęłam — Ile tych łyżeczek? — Dodałam nie podnosząc wzroku.

— Dwie. — Odpowiedziała już normalnym dla niej tonem głosu.

Zalewając ziarnka kawy, dolałam mleka i zamieszałam całość. Z dwoma kubkami w rękach ruszyłam do salonu, gdzie udała się również Kamila. Przysiadła sobie na skórzanej kanapie opierając się o stos poduszek, które tam z rana umieściłam. Skinieniem głowy podziękowała za napój i upiła łyk przed rozpoczęciem rozmowy. Natomiast ja, kiedy nauczycielka wyciągała przyniesione przez nią materiały do zajęć, rozmyślałam nad wcześniejszym zdarzeniem. Ta cisza, która wtedy nastała, była jakby inna. Niewymuszona, wręcz potrzebna. Ale dlaczego ona tak to odczuła? Nie przestała się na mnie patrzeć, jakby chciała wyczytać coś z mych oczu. Oh, to było dziwne doświadczenie, nie wiedziałam co mam wtedy robić, zestresowałam się. Wiedziałam, że moje policzki zaraz spłoną z narastającej czerwieni. Nie moja wina, że zbliżyła się na tyle. Może nie będziemy tego tematu poruszać. W sumie, na razie żadnej z nas się nie spieszy, by coś o tym powiedzieć.

Przyglądałam się, jak kobieta przegląda zapełnione treścią papiery, a niekiedy mogłam dostrzec znajdujące się na nich wszelakiego rodzaju obrazki. Od czego ona chce zacząć naukę? Od podstawy podstaw? Cholera jasna, ledwo co pamiętam rzeczy z gimnazjum, ale jak te budowy roślin/ komórek przelatują mi przed oczyma, przypominam sobie jaką to było męczarnią kilka lat temu. Błagam, nie katuj mnie tym. Już to przeżyłam, nie chcę robić tego po raz drugi.

Przełknęłam głośno ślinę, kiedy Kamila położyła pierwszy arkusz na stole. Uniosła wzrok, a następnie posłała mi zachęcający uśmiech.

— Zaczniemy od początku!

Skąd czułam, że takie słowa właśnie wypowie? Przewróciłam oczami, na co pozyskałam pytające spojrzenie. Nie chcąc narażać się monotonnej przemowie, „jak to podstawy są ważne, kiedy się czegoś uczy, bo bez nich ani rusz." Widząc rozpiskę komórki jądrowej, a obok niej bez jądrowej, mimowolnie powróciłam do klasy pierwszej gimnazjum, gdzie to koszmarnie nudna nauczycielka opowiadała nam ich budowę. Kładąc ponownie dokumenty na biurko, westchnęłam cicho i zwróciłam się do biolożki.

— Czy to aby na pewno konieczne? — Zapytałam znudzonym tonem, żałując swych słów bardzo, a to bardzo szybko.

— Moja droga..

Oho, zaczyna się.

— Byś zrozumiała tematy, które teraz przerabiamy, musisz znać chociaż trochę podstawy. To jest najważniejszy punkt naszej nauki, przypomnisz sobie. Przecież nie było w gimnazjum tak źle, co miałaś z biologii w klasie pierwszej?

Ah, tak. Klasa pierwsza. Myślałam, że nie będę musiała wspominać nic o moich ocenach w tamtym roku oraz fakcie, że ledwo zdałam właśnie z powodu tego pieprzonego do granic możliwości, przedmiotu.

Założyłam ręce na klatce piersiowej i wzrokiem wędrowałam to na nauczycielkę, to na papiery leżące na stoliku.

— Cóż, jakby to powiedzieć.. — Zaczęłam, choć głupio było mówić coś tak żałosnego — Ledwo mnie przepuścili, bo miałam słabą frekwencję na biologii.. — Wypuściłam głośno powietrze z płuc, uśmiechając się łagodnie.

Nauczycielka BiologiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz