12#

1.1K 80 75
                                    

~Alec~
Budzę się i z leniwym uśmiechem przeciągam po łóżku. Otwieram oczy i widzę mroczną ciemność. O nie, teraz będę spał przy zapalonym świetle, nie ma bata.

- Tygrysie... - szepczę i szturcham ramię Magnusa, który leży obok mnie.

Jadę dłonią na jego brzuch i zamieram, kiedy czuję książkę...

- Co tam, honey? - pyta wesoły.

- Dlaczego ty czytasz książkę w nocy?

- Że co robię i kiedy? - pyta zdezorientowany. - Jest dziesiąta rano, kochanie.

Niemożliwe. Nie...

- T-to dlaczego jest tak ciemno?

Czuję, jak moje serce przyspiesza ze strachu, który zaczyna mną władać. Ale nie mogę nazwać tego strachem. Jestem przerażony.

- Ciemno? - pyta zmartwiony. - Jest światło, i jasno, Alexandrze... Wszystko w porządku?

- Co?! To niemożliwe! - krzyczę i zrywam się z łóżka, uderzając w ścianę.

- Alexandrze!

Ignoruje go i szybko drepczę w bok, by znaleźć okno. Czuję parapet, o który ocieram się biodrem. Przykładam dłonie do zimnej szyby i szukam klamki...

Otwieram okno i czuję wiosenne, ciepłe powietrze muskające moją twarz. Słyszę auta, śpiew ptaków. Dla pewności klikam na zegarek znajdujący się na moim nadgarstku.

- Dziesiąta dwadzieścia cztery.

A ja widzę ciemność.

****
~Magnus~
Dzwoniłem do lekarza i powiedział, że zabieg po prostu się nie udał. Ta. Po prostu...

Po prostu, to mój Alexander leży teraz pod kołdrą i płacze... Nie chcąc dopuścić mnie do siebie.

- Aniołku... - siadam na łóżku przy kopcu z kołdry, z którego słychać cichy szloch.

- Zostaw mnie samego! - krzyczy i ponownie tłumi płacz przez poduszki.

A ja nie mogę nic zrobić... Serce rozrywa mi się na drobne kawałeczki, a do oczu napływają łzy, których z pewnością nie będzie dziś mało...

- Alexandrze... Proszę, daj się przytulić, poczujesz się lepiej - delikatnie unoszę kołdrę, ale on impulsywnym ruchem mi do uniemożliwia.

- Nie rozumiesz?! - szlocha. - Zostaw mnie, do jasnej cholery... S-samego...

Wzdycham bezradnie i ocieram swoje łzy, które zdążyły wydostać się na wolność przez te pół minuty. Postanawiam interweniować. Alexander jest w bardzo złym stanie. Może rodzina coś pomoże...

****
Mocno pukam do drzwi domu Lightwoodów i na szczęście zaraz się one otwierają.

- Część, Magnus - uśmiecha się szeroko Maryse. - Jak tam ta operacja? Wszystko w porządku?

Kiedy kręcę przecząco głową i spuszczam wzrok, kobieta wciąga mnie do środka...

****
- Naprawdę jest źle? - pyta zmartwiona, kiedy razem z nią i jeszcze Izzy, którą zgarnąłem po drodze, jedziemy do mieszkania mojego i Alexandra.

- Jezu... - mówi Izzy z tylnych siedzeń. - Jak my mu pomożemy?

- Nie wiem... - odpowiadam, nie przestając myśleć o moim skruszonym Aniołku. - Ale skoro nie chciał rozmawiać ze mną, to pomyślałem, że może z wami będzie chciał...

Reszta drogi mija nam w ciszy. Każdy pogrążony jest we własnych myślach. A jedno, cholerne pytanie żarzy się w moim umyśle...

Jak pomóc Alexandrowi..?

ℕ𝕚𝕖 𝕎𝕚𝕕𝕫𝕚𝕤𝕫 𝕄𝕟𝕚𝕖. 𝔸𝕝𝕖 𝔻𝕠 𝕋𝕖𝕘𝕠 𝕌𝕫𝕪𝕨𝕒 𝕊𝕚𝕖 𝕊𝕖𝕣𝕔𝕒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz