1.

447 35 1
                                    

Drzwi zamku otworzyły się z impetem, a ze środka wylał się tłum uczniów w czarnych szatach i wielokolorowych szalikach.

Pośród młodzieży znaleźli się czterej wyjątkowo głośni chłopcy. Dwóch z nich od razu ruszyło biegiem w stronę stadionu quidditcha.

- No, Łapa. Poprawiłeś kondycję - zaśmiał się brunet w okrągłych okularach, który pierwszy dotarł do trybun.

- Rogacz, ja zawsze miałem dobrą kondycję - odparł drugi brunet, z o wiele dłuższymi włosami.

Po chwili dołączyło do nich dwóch pozostałych chłopców. Wyższy z nich miał wyraźne blizny na twarzy i lekko się uśmiechał, a niższy i pulchniejszy blondyn rozglądał się niepewnie.

To byli doskonale znani w całym Hogwarcie, Huncwoci. Żartownisie, lekkoduchy - jak czasami ich nazywano.
James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Pettigrew. Gryfoni.

Cała paczka wpakowała się po schodach na górę i zajęli miejsca, z których doskonale widzieli boisko.

- No to Krukoni wygrają - odezwał się Syriusz, gdy zawodnicy obu drużyn zawiśli w powietrzu na miotłach, czekając na gwizdek zaczynający mecz.

James tylko zaśmiał się w odpowiedzi.

- Nie sądzę - skwitował krótko.

Black zmarszczył brwi i wskazał ręką na drużynę Hufflepuffu.

- Mają duże zmiany w składzie. I dużo młodych graczy.

- Z nas dwóch to ja lepiej znam się na quidditchu, Łapa - rzucił James i znowu popatrzył na boisko.

Cały stadion właśnie usłyszał głośny gwizdek i zaczęła się walka o piłkę. Krukoni przejęli ją pierwsi i Syriusz uśmiechnął się zwycięsko. Już po chwili kafel przeleciał przez pętlę bramkową Puchonów.

- Krukoni wygrają - stwierdził chłopak z optymizmem.

- Zakład? - spytał James i wyciągnął rękę do przyjaciela.

- Zakład.

Black i Potter uścisnęli sobie ręce i ponownie przenieśli wzrok na boisko.
Teraz już Puchoni mieli kafla, ale zanim zdążyli chociażby dolecieć do pętli, został im odebrany.

Syriusz znowu się uśmiechnął. Już zaczął myśleć nad zadaniem dla Rogacza, gdy ten przegra zakład.
Krukoni strzelili kolejną bramkę, a uczniowie w niebiesko - srebrnych szalikach wydali okrzyki radości. Wśród nich był również starszy Black.

Znowu Puchoni przejęli kafla i tym razem, ku radości Jamesa strzelili.
Ale Ravenclaw wciąż miał przewagę nad Hufflepuffem.

Już po kilku minutach Krukoni wyprzedzali Puchonów o 50 punktów, co było raczej ciężkie do nadrobienia, ale gdyby szukający Puchonów złapał znicza w tym momencie, Hufflepuff wygrałby.

Jedna Puchonka zabrała kafla ścigającemu Ravenclaw i jak torpeda ruszyła w stronę pętli. Gdy tak leciała nic nie było w stanie jej zatrzymać.
Trafiła. Hufflepuff miał 20 punktów, Ravenclaw 70.

Krukoni nie chcieli marnować czasu i od razu przeszli do ataku, ale obrońca Puchonów zdołał obronić ten rzut.
Zaraz potem borsuki przejęły kafla i strzelili. A potem znowu. I znowu.

Syriusz patrzył na to wszystko z lekkim niepokojem. Ravenclaw wygrywał teraz tylko 20 punktami, a i to mogło się szybko zmienić.

Z zamyślań wyrwał go podekscytowany głos Petera:

- Jest znicz! Znicz!

Łapa, Lunatyk i Rogacz jak na zawołanie zwrócili wzrok w stronę, w którą patrzył Glizdogon i dostrzegli to - ten lekki, złoty błysk.

Syriusz od razu zauważył też lecących w jego stronę szukających. Na samym początku szukający Krukonów miał zdecydowanie bliżej. Ale już po chwili leciał łeb w łeb ze ścigającym Puchonów. Oboje gwałtownie skręcili w lewo, lecąc za trzepoczącym zniczem. Wysunęli ręce. Krukon już prawie go miał...ale wtedy nadleciał tłuczek, a on zmuszony był do zatrzymania się.

Puchon wciąż leciał za zniczem. Piłeczka jakby nie chciała wpaść do jego dłoni.

Syriusz dosłownie trzymał kciuki, aby szukający Krukonów ogarnął się i dogonił znicza. Ale nie zdążył.

Kibice Hufflepuffu krzyknęli z radości, nauczyciele wstali, a James zaśmiał się głośno. Znicz powoli przestawał ruszać skrzydełkami w dłoni szukającego Puchonów.

- To niemożliwe! - krzyknął Łapa.

- Luniu, Glizdogon, musimy mu wymyślić zadanie! - oznajmił Rogacz z radością, klaszcząc w ręce.

Syriusz wciąż patrzył na cieszącą się na ziemi drużynę Puchonów.
Właśnie przegrał zakład.

- Ej, Łapa, ha ha, mam pomysł!

James potrząsnął przyjacielem i wskazał na jedną ze ścigających zwycięzców.

- Za to, że w nich nie wierzyłeś! Poderwiesz Constance!

- Kogo?! - spytał Syriusz z niedowierzaniem.

- Constance! To ta dziewczyna w kucyku! Widzisz, ta tutaj!

Black popatrzył na śmiejącą się Puchonkę i skrzywił się lekko.
Nie należała do najpiękniejszych, ani według niego do najmądrzejszych. To była kolejna cicha myszka.

Włosy w nieokreślonym kolorze, twarz podobna do jakiejkolwiek innej. Była nudna. Zwyczajnie nudna.

- Nawet nic o niej nie wiem - jęknął brunet.

- Constance Silvilan. Jest na 5 roku, czyli o dwa lata młodsza od nas - odparł Rogacz, wciąż rozweselony.

- A ty skąd niby tyle o niej wiesz, James? - Remus wtrącił się do rozmowy.

- To przyjaciółka Lily.

Potter dumnie wypiął pierś. Od jakiegoś czasu poderwanie panny Evans uważał za swój największy wyczyn.

- No dobrze, Silvilan. Nadchodzę.

Syriusz smętnie zszedł po schodach i ruszył w stronę Puchonów.
Constance wciąż śmiała się z innymi zawodnikami, gdy Syriusz stanął przed nią ze swoim zadziornym uśmiechem.

Toujours Pur·Syriusz Black·Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz