Na dworcu głównym w Londynie aż roiło się od ludzi. Niektórzy wypatrywali swoich bliskich , inni spieszyli na odjeżdżający zaraz pociąg. Następni odziani w garnitury, nie zważając na tłum, przepychali się nawet nie przepraszając. Można było ujrzeć tam również bezdomnych proszących o grosz na życie. Spojrzałam ukradkiem na mężczyznę klęczącego bezwładnie na twardych kaflach peronu, trzymał tabliczkę z widniejącym napisem: Zbieram na wózek inwalidzki, serdecznie proszę o pomoc. Po chwili wahania wyjęłam z kieszeni kurtki kilka drobniaków, podeszłam do niego i wrzuciłam je do puszki. Uśmiechnęłam się do niego a on to odwzajemnił. Chciałam powiedzieć coś w stylu: Życzę szczęścia w życiu, lub wszystko się ułoży ale usłyszałam krzyk mojej mamy. Nimfado...znaczy Tonks! Chodź tu szybko, spóźnisz się na pociąg! Powoli ruszyłam w stronę rodziców, raz jeszcze uśmiechając się do bezdomnego. Tata złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Moja mama miał krzywioną minę. Och córciu, ile razy ci mówiłam żeby nie dawać pieniędzy takim ludziom! Teraz na pewno wyda je na alkohol, sam się prosił o takie życie.- oznajmiła spoglądając na mężczyznę. Tak, dobrze dobrze- powiedziałam, nie mogąc ukryć lekkiego sarkazmu w moim tonie. Moja mama ma zupełnie inne spojrzenie na świat niż ja . Prawdę mówiąc, było w tym dużo racji ale i tak nie zmienię swojego sposobu myślenia . W końcu to zrozumiałe. Ja jestem w Hufflepuff'ie a ona była w Ravenclav'ie. Z tego powodu często się nie rozumiemy. Daj spokój Andromedo,nie każdy bezdomny to alkoholik- oznajmił mój ojciec. Yhm- odpowiedziała kręcąc oczami.Przez tą całą rozmowę na temat ,,dobrego wychowania, nie zauważyliśmy że doszliśmy już do celu. Halo, może się trochę pośpieszyć?- powiedziałam przerywając ich dyskusje. Znajdowaliśmy się obok peronu 9 i 10, między nimi stała metalowa barierka. Obejrzeliśmy się czy mugole na nas nie patrzą i na trzy..dwa..jeden...pobiegliśmy z zamkniętymi oczami ku bramce. Gdy je otworzyłam znajdowaliśmy się na stacji 9 i trzy czwarte, ostatni uczniowie wchodzili do wagonów. Lokomotywa miała odjeżdżać lada chwila, więc przyszedł czas na pożegnanie. Dora, baw się dobrze w Hogwarcie- powiedział tata - może wreszcie dołączysz do drużyny Quidditcha, masz jazdę na miotle we krwi! Sama nie wiem-oznajmiłam, nie wiem czy się nadaję. Zrób co uważasz- podpowiedział. Ruszyłam w stronę pociągu. Mamie uroniła się łza w oku. Ucz się najlepiej jak możesz i zmień ten kolor włosów, wyglądasz niepoważnie! - krzyknęła.Dobrze dobrze- odpowiedziałam, po czym weszłam do ekspresu. Lokomotywa zaczęła powoli odjeżdżać, rodzice machali mi przez szybę, wyglądali na przygnębionych.W końcu zobaczą mnie dopiero za rok. Gdy pociąg odjechał już ze stacji, zaczęłam szukać mojej przyjaciółki Donaty. Byłyśmy jak bratnie dusze. Obie kochałyśmy metamorfozy, byłyśmy nieco niezdarne oraz miałyśmy podobne poczucie humoru. Zawsze pomagałyśmy sobie w ciężkich chwilach i dzieliłyśmy się najskrytszymi sekretami. Wreszcie ją znalazłam. Miała taką śmieszną przerwę między jedynkami, mocno brązowe prawie czarne oczy i włosy w kolorze truskawkowego blondu, był to jej naturalny kolor. Nieprawdopodobne? A jednak możliwe. Dona!- krzyknęłam i wyszłam jej na spotkanie- Jezu jak ja dawno Cię nie widziałam! Ja ciebie też, listy pięć razy w tygodniu to jednak trochę za mało- odpowiedziała podekscytowana Donata- O! Czyżby nowy kolor włosów? Świetnie Ci w nim. Dzięki- podziękowałam- Ale muszę go zmienić, rodzice mówili że wyglądam...eghem...Niepoważnie. Nie mów że chciałabyś wrócić do nudnego brązu- zapytała przyjaciółka. Nooo...nie za bardzo- przyznałam No właśnie- oznajmiła stanowczo- zrób sobie jeszcze grzywkę na bok, uwierz że z miętowym odcieniem twojej fryzury będzie to wyglądać fantastycznie! Masz racje- potwierdziłam- A...masz może te przepyszne mugolskie ciastka, które się macza w mleku? Chodzi Ci o OREO?- zapytała- No pewnie! Zawsze i wszędzie! Po chwili zaczęłyśmy konsumować słodycze, rozmawiając o tym co może się zdarzyć w 4 roku. Gdy tak gadałyśmy w najlepsze, obok naszego przedziału zatrzymało się dwóch chłopaków. Wiedziałam kim są, James Potter i Syriusz Black. Dwóch Gryfonów uważających się za najprzystojniejszych uczniów w Hogwarcie. Chociaż jakby to przemyśleć ten Black...te jego nonszalancko ułożone włosy, głębokie ciemne oczy...STOP! Nie to kompletny dureń, zapomnij o tym! Zaczęli o czymś rozmawiać i śmiać się głośno, po czym James wskazał na Donatę, potem popatrzył na przyjaciela i razem weszli do naszego przedziału. Co do cholery?- pomyślałam- Dlaczego pokazują Donatę? O co im chodzi? Cześć Dona- powiedział James- nawet na mnie nie patrząc.- może chciałabyś gdzieś ze mną wyskoczyć po ceremonii przydziału? Spojrzałam na przyjaciółkę, wyglądała jak zahipnotyzowana, musiałam coś powiedzieć. Hmm- udałam zastanowienie- jak Ci na ...aha to ty! James Potter. Czyżby to ten dureń który przesadza z ilością żelu do włosów żeby ciągle wyglądały jakby właśnie zsiadł z miotły? Zatkało go. Black wybuchł śmiechem. Ja nie mogę- odrzekł śmiejąc się głośno- Puchonka Cię zgasiła. Wnerwiło mnie to. Co masz do Puchonów? powiedziałam z widocznym zdenerwowaniem On uśmiechnął się, ukazując urocze dołeczki po czym powiedział- Wiesz...zwykle jesteście nieśmiali, niezdarni i macie ostatnie miejsce w tabeli.Nigdy nie słyszałem aby wasz dom dostał jakieś marne punkty. Zaśmiał się pod nosem. Tego już było za wiele. Wyciągnęłam różdżkę z kieszeni spodni. Claudere os Tuum!- rzuciłam zaklęcie na Syriusza. Widziałam że przeszły go dreszcze. O tak! Udało się! Próbował krzyknąć, nie dał rady. Czar który rzuciłam odbierał mowę. Może to Cię nauczy kultury durniu- powiedziałam z wyższością-Każdy dom jest sobie równy i nie stosuj się do stereotypów! A teraz wypad z naszego przedziału i dajcie spokój mojej przyjaciółce. Black początkowo nie chciał wyjść, chcąc coś powiedzieć, ale James pociągnął go do wyjścia z przedziału. Zapamiętam ich miny do końca życia, były bezcenne! Przyjaciółka wreszcie odzyskała głos. Boże Tonks- Dałaś im popalić!- powiedziała drżącym głosie- Początkowo James wydawał się fajny...ale myślę że jest jednak kompletnym debilem tak jak ten jego wredny przyjaciel. Nie ma za co - odrzekłam- Lepiej umów się z Justem Winterbrake'em z Ravenclavu, jest przystojny, mądry i podobno bardzo zabawny. W sumie niezły pomysł- stwierdziła Dona. Wreszcie mogłyśmy wrócić do jedzenia mugolskich ciastek.
YOU ARE READING
Nimfadora Tonks. Real story.
FanfictionNimfadora Tonks- zabawna Puchonka o mocnym charakterze i ogromnej wiedzy , skłonna do częstych metamorfoz. W czwartym roku nauki w Hogwarcie jej życie zmieni się nie do poznania. Ale czy na lepsze? Spełni swoje marzenia, zdobędzie nowe przyjaźnie i...