4

49 11 2
                                    

Następnego ranka obudziły mnie ciepłe i jasne promyki słońca.
Padały prosto na moją twarz.
Wkradały się przez każdą szparkę do niewielkiego pomieszczenia.
Ucieszył mnie bardzo ten widok.
Dzięki niemu poczułam, że jestem najnormalniej w świecie wolna i nikt już tego nie zakłóci.
Siedziałam jeszcze tak przez chwilę i z ciekawością rozglądałam po pokoju.
Wszystko wokół mnie było z ciemnego drewna.
Przy niewielkim oknie- jedynym zródle światła, stał stół pokryty warstwą kurzu.
Nie zabrakło też krzesła, które ozdobione było licznymi żłobieniami na oparciu.
W pokoju stała też stara szafka.
Twórca, tak samo jak w przypadku krzesła zadbał o detale.
Po chwili zauważyłam też niepozorny mały kominek, który krył się w cieniu innych mebli.
Nagle drzwi otworzyły się.
Do pokoju wpadło świeże leśne powietrze.
Rozkoszowałam się tym zapachem.
Przypominał mi wspaniałe spacery z moją rodziną.
Trzymanie się za ręce, radość, ciepło i śmianie się do rozpuku.
Te wszystkie obrazy pojawiły mi się przed oczami.
Bardzo mi ich brakowało od śmierci mamy.
Przez wspomnienia zrobiło mi się smutno.
Po policzku pociekła mi słona łza.
Nie ocierałam jej tylko pozwoliłam powoli spłynąć.
Noah wszedł do pomieszczenia i tym samym wyrwał mnie z zamyślenia.
Na jego widok zrobiło mi się od razu lepiej na serduszku.
Dzisiaj już wyglądał minimalnie lepiej, no ale nawet kilka siniaków nie zmieniły faktu, że był przystojny i to bardzo.
Sen dobrze mu zrobił.
Nagle powiedział zaspany:

-Widzę, że nareszcie wstałaś, nie chciałem Cię budzić.

- W sumie nie za dobrze spałam. Wszystko mnie boli, a o kostce już nie wyspomnę..- wyjęczałam

- Nie przesadzaj, na pewno nie jest tak zle, przynajmniej nie siedzimy już w piwnicy.

Podszedł do ławeczki i usiadł koło mnie.
Następnie delikatnie pogłaskał po głowie.

- Jak sobie tak słodko spałaś zająłem się śniadaniem, wprawdzie szału nie ma ale można znieść. W tamtej szafce- wskazał na tą stojącą przy kominku- znalazłem konserwę rybną.

- Przynajmniej mamy to - odpowiedziałam zadowolona.

- To chodz pomogę Ci wyjść na zewnątrz, rozpaliłem ognisko. Możemy się trochę ogrzać.

- No okay, a co z wodą? -zapytałam zaniepokojona.

- Niedaleko domku jest strumyczek, chciałabyś się pewnie ogarnąć, co?

-No jasne, ale to po konserwie -zaśmiałam się

Po chwili Noah wziął mnie na ręce i wyniósł na zewnątrz.
Poczułam lekki powiew wiatru we włosach.
Dziś był piękny i słoneczny dzień.
Motywował do życia.
Na niebie nie było ani jednej chmurki.
Las już nie wydawał się wrogi i ciemny jak poprzedniego wieczoru.
Może to przez to, że nie musieliśmy już uciekać i czuliśmy się w nim bezpiecznie.
Usiedliśmy na konarze drzewa i zaczęliśmy jeść konserwę.
Nie była najlepsza, no ale cóż, nic więcej nie było dostępnego.
Poza tym nawet nie przeszkadzał mi jak dotąd nielubiany rybny smak.
Pogawędziliśmy sobie jeszcze chwilę po czym zapytałam:

- To co, idziemy?

- Możemy, tylko poczekaj chwilkę. Muszę znalezć jakiś pojemnik na wodę.

***

Po kilku minutach Noah przyszedł z jakimś starym i zakurzonym wiaderkiem.
Znalazł je przy chatce.
Wątpiłam czy się nada, przeleżało tu pewnie sporo czasu.
Przeczuwałam, że może być dziurawe, ale możemy dać mu przecież szansę.
Następnie wskoczyłam mojemu towarzyszowi na plecy.
Jęczałam przy tym niesamowicie bo ból kostki był nie do zniesienia.
Opatrunek był na szczęście porządnie zrobiony.
Brawa dla Noah.
Szliśmy tak może z godzinkę.
Milczenie przerywały leśne zwierzęta, które przemykały między drzewami.
Za każdym razem rozglądałam się przewrażliwiona, ale oprócz ptaków nic więcej nie zauważyłam.
Czas dłużył się strasznie.
Zapytałam nagle:

loverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz