Krzyk dziecka.
Szloch kobiety.
Serce wciąż bijącę, jednak tak cicho i słabo, jakby już od dawna stało w miejscu, mając nie poruszyć się już nigdy.
Oraz ogień.
Ogień jest wszędzie.
Płomienie tańczące na ścianach.
Niszczą wszystko, co stanie im na drodze.
W tym kilka młodych, kruchych dusz, które nie zasmakowały jeszcze życia.
I zamiast z nim, zaprzyjaźniły się z cieniem człowieka.
Postacią czarną, rozmazującą się w konturach.
Której nie obchodzi płacz.
Która głucha jest na wszystkie modlitwy.
Idzie do przodu, trzymając cienkie dłonie zmarłych.
A nazywają ją Śmiercią.
CZYTASZ
Krótkie napady weny
RandomCzasami wena odwiedza mnie, aby opowiedzieć mi krótkie historie, które słyszała. A są one najczęściej smutne. Bo ludzie widzą tylko nie wesołe zdarzenia, a o tych szczęśliwych nie pamiętają. Potem rusza dalej, aby zaglądać do umysłów żywych i umarły...