Ostatnie dwadzieścia minut spędziłam na ostentacyjnym ignorowaniu blondyna siedzącego po drugiej stronie baru. Sprowadzało się to po prawdzie głównie do bezmyślnego bawienia trzymaną w ręce butelką ze smętną resztką piwa, ale zawsze to coś. Prawda?
- I wtedy ja mu mówię... SIC! Mówię mu, że to swoje pszerpaszam mosze sobie wepchnąć...- Bełkocze Mała, ledwo co trzymająca się na krześle. Chyba mowa o jej ostatnim chłopaku, ale nie jestem pewna... Równie dobrze może mówić o kimś z pracy. Zbyt zaaferowana cieniem z przeszłości straciłam wątek w jej wynurzeniach.- A ty jak uważasz, Ruda?- Zwraca się do mnie. Cholera. Trzeba było słuchać uważniej.
- Nie wiem, nie znam się.- Mamroczę, wypijając resztkę piwa.
- Jak to?! Ty się nie znasz?! Przecież ty jesteś w tym specjalistką!- Woła zaaferowana Zośka. Ściąga tym zainteresowane spojrzenie siedzących najbliżej nas ludzi. Jego przy okazji też... Szlag!
- Ciszej.- Upominam ją. Tylko tego mi teraz potrzeba, żeby niewłaściwe osoby zwróciły na mnie swoją uwagę.- W czym niby jestem specjalistką?
- Nie słuchałaś?!- Bardzo głośnym szeptem pyta Zośka. Mała w tym czasie próbuje zwrócić na nas uwagę dziewczyny roznoszącej napoje, po czym zamawia dla nas jeszcze po butelce piwa. To, że powoli przestaje być w stanie złożyć sensowne zdanie nie wzbudza niczyjego zdziwienia, wszyscy czekają na przedstawienie, które damy jeśli wlejemy w siebie jeszcze choć odrobinkę alkoholu... Nie żeby to powstrzymało dziewczynę przed przyniesieniem nam kolejnych butelek... Czy też nas przed ich wypiciem.
- Powiedzmy, że chwilowo byłam myślami gdzie indziej... Wiesz, za dużo proc...
- Jaasne... Na ciebie alkohol prawie nie działa - Mała patrzy na mnie z powątpiewaniem zadziwiająco trzeźwym wzrokiem, celowo przeciągając litery.- Byłaś raczej zajęta wypatrywaniem sobie oczu w siedzącego w kącie blondyna o smutnych oczach.
- Coś ci się uwidziało.- Próbują ją zbyć. Wcale na niego nie zwracałam uwagi. Wcale nie widziałam ironicznego uśmieszku na jego twarzy. Wcale nie chciałam zetrzeć mu go z twarzy, bo przecież wcale go nie widziałam.
- Po prostu wydaje mi się...- Zaczęła Zośka, próbując zażegnać wiszącą w powietrzu kłótnię. Mała po alkoholu lubi się z kimś pokłócić od czasu do czasu. Ja i bez tego jestem dość... Wybuchowa. - Wydaje mi się, że z nas trzech to ty, Ruda, jesteś specjalistką od nieszczęśliwej miłości. I od gwałtownego zakańczania związków, które już tak naprawdę nie istniały.
- Chyba nie rozumiem, co to ma wspólnego ze zdradliwym Johnnym-Mielonym- wtrąca Mała.- Chyba miałyśmy pogadać na temat tego jaka jest z niego zdradliwa kanalia, w pełni zasługująca na każdą kiłę czy inną rzeżączkę, którą załapie od tamtej małpy.
- Przecież nie wiesz czy ona w ogóle ma "kiłę czy inną rzeżączkę"- mamroczę pod nosem.
- Coś mówiłaś?- Warczy Mała. Pięknie... No po prostu wspaniale... Zachciało jej się kłócić.
- Nie, nic...- Mruczę, wpatrując się w nową butelkę stojąca przed moim nosem. Chwytam ją, nie myśląc za wiele i zaczynam się nią bawić.
- No ja myślę. A teraz możemy przejść do punktu, w którym się upijamy, a ja mogę do woli narzekać na tego paskudnego zdrajcę?- Pokiwałam potulnie głową, nie odrywając wzroku od butelki... I czując, że pewien blond włosy cień nie odrywa swojego spojrzenia ode mnie.
- Jasne, Malutka.- Potakuje szybko Zośka.- Powiedz mi jak zareagował na to, że kazałaś mu się wypchać tymi przeprosinami.
Zaczęłam coraz bardziej odpływać we własne myśli, słuchając piskliwego trajkotania przyjaciółek. Tak prawdę powiedziawszy może być tysiąc i jeszcze trochę powodów, dla których mógłby się tu pojawić. Jama nie ściąga wszelkiego rodzaju międzywymiarowego tałatajstwa. Głownie ze względu na marne oświetlenie (kto to widział żeby w dwudziestym pierwszym wieku nie korzystać ze zwykłych lamp tylko ze świec), w którym to ciężej owemu tałatajstwu jest utrzymać urok. Zbyt łatwo przy tak nikłym świetle zobaczyć coś, czego nie powinno się zobaczyć, co normalnie by się uznało za wytwór zbyt bujnej wyobraźni. Może chciał uniknąć przybyszów z drugiej strony Zwierciadła... W sumie, sama zawsze proponowałam to miejsce z tego samego powodu. Może to, że tu na niego natrafiłam to czysty przypadek. A może woda jest sucha. Tyle dobrego, że miałam te kilka lat względnego spokoju. Może palenie wszystkich mostów za sobą z powodu urażonej dumy to nie był dobry pomysł. Przynajmniej wiedziałabym, że jest w mieście i zdążyłabym się gdzieś zaszyć. Albo coś... Z resztą, może to wcale nie interesy braciszka go tu sprowadziły... Może jest tu na własną rękę...
CZYTASZ
Krzywe Zwierciadło
Roman d'amour"Był sobie król, był sobie paź i była też królewna, żyli wśród róż, nie znali burz rzecz najzupełniej pewna..." Ale był też książę, obiecany innej księżniczce, który postanowił zmienić swoje przeznaczenie.