ғoυrтн: new тoυr

445 33 21
                                    

Lyss siedziała przy stole wspólnie z rodzicami. Ojciec z matką zawzięcie dyskutowali o jakiejś wystawie sztuki w mieście, a dziewczyna przeżuwała kotlet z ryżu. Jedzenie było pozbawione smaku, ale nie narzekała. Było smaczniejsze od ostatniej potrawy przygotowanej przez jej rodzicielkę.

- Lyss, jak było na spacerze w mieście? - zagadał do niej ojciec.

Trzydziestopięciolatek z włosami w nieładzie uśmiechał się do niej przyjaźnie. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i przełknęła resztę jedzenia.

- Nawet dobrze - odparła cicho.

- Poznałaś kogoś w swoim wieku? - do rozmowy dołączyła matka, która zbierała talerze.

- Można tak powiedzieć. Chyba byli mniej więcej w moim wieku. - pokiwała lekko głową na każdą stronę, próbując ukryć zmieszanie.

Ostatnim czego by chciała to rodzice mieszający się do jej spraw. Nie musieli wiedzieć co wydarzyło się popołudniu. Gdyby potrzebowała pomocy - poprosiła by o nią.

- Idę do siebie -uśmiechnęła się do rodziców i ruszyła po schodach, uprzednio zabierając siatkę z salonu.

Wyszła na balkon podziwiając widoki okolicy. Prychnęła cicho i otwarła butelkę alkoholu. Wiedziała, że tak nie pozbędzie się problemu z dziwnym blondynem w swojej głowie. Nie rozumiała, dlaczego jej myśli co chwilę wracają do niego. Może chodziło jej o zemstę?

- Nie. To nie to-mruknęła do siebie i zauważyła puchatą kulkę na barierce balkonu. - Zee co tu robisz? - westchnęła cicho i zdjęła kota, zabierając go na zdarte kolana.

Zwierzątko uroczo zamruczało. Lyss pogłaskała je po czarno -białym futerku. Kot wesoło zamruczał, by po chwili zwinąć się w kłębek i zasnąć. Dziewczyna usłyszała znany jej dźwięk samochodu. Spojrzała na podjazd sąsiadów, błagając o stanie się niewidzialnym.

*****

Dojechali na podjazd domu Victora, mimo że blondyn nie chciał tam jechać. Nie miał jednak wpływu na zachowanie Henry'ego. Ciemny blondyn patrzył bezczelnie na dom jego nowych sąsiadów, skanując każdy kąt wzrokiem. Niebieskie tęczówki powoli przesuwały się po domu, gdy natrafiły na coś ciekawego. Na twarzy chłopaka zagościł uśmiech.

- Znalazłem naszą koleżankę -wskazał na balkon i zaśmiał się cicho.

Wzrok Patricka i Belcha ruszył za palcem swojego kolegi. Tylko Victor miał to wszystko gdzieś. Było mu żal dziewczyny. Współczuł jej wplątania się w to wszystko, ale nie mógł nic zrobić. Henry to Henry. Każdy w mieście go znał.

- To co robimy? - zapytał chłopak w czapce i oparł się o auto.

- Czekamy na odpowiedni moment -zaśmiał się Bowers i usiadł na krawężniku.

Po chwili mogli dostrzec jak dwójka ludzi, którzy zapewne byli rodzicami dziewczyny, opuszczała dom w pośpiechu i wsiadła do auta. Niebieskooki mógł dostrzec sylwetkę dziewczyny w drzwiach. Machała rodzicom na pożegnanie, nerwowo spoglądając w jego stronę. Pod jej nogami przebiegł mały kot. Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Plan się ziści.

Lyss pobiegła za kotem, a samochód powoli opuścił podjaz. Gdy był już ostatecznie daleko, Henry wstał i ruszył w stronę różowowłosej. Złapał jedną ręką kota i trzymał go za sierść. Zwierzątko wyrywało się i drapało go po rękach, chłopak jednak się tym nie przejął.

- To twoja zguba, nowa? -podszedł do dziewczyny, która mimowolnie zrobiła krok do tyłu.

- Tak -wysyczała przez zęby i wyciągnęła rękę po Zee.

Henry sprawnie odsunął zwierzę poza zasięg jej dłoni i zaśmiał się cicho. Widział strach w oczach dziewczyny. Cudowne uczucie.

- Poproś o niego - popatrzył na nią wyzywająco - Na kolanach.

- Główka cię boli?! -wrzasnęła głośno, mając nadzieję, że któryś z sąsiadów ją usłyszy.

- Nie, ale twojego kota zaraz może rozboleć -zacisnął jedną z dłoni na łepku kota.

Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Nikt jej nie pomoże. Jak zawsze zresztą. Cicho przeklnęła pod nosem i powoli uklęknęła na zdarte kolana. Syknęła cicho i wbiła wzrok w ziemię. Zauważyła buty chłopaka, które przybliżały się w jej stronę.

- Podnieś na mnie wzrok i poproś - warknął chłopak, łapiąc ją za włosy.

Sprawnym ruchem sprawił, że dziewczyna wbiła w niego swoje spojrzenie. Dostrzegł w jej oczach ból, przez co jego spojrzenie stało się łagodniejsze. Nie chciał jej bólu. Mimo wszystko, była tylko dziewczyną i wiedział, że nie tak należy z nimi postępować. A może to z innego powodu nie chciał jej bólu? Henry szybko przepędził myśli z swojej głowy i zmienił swój wzrok na wyzywający.

- Henry... proszę zostaw go -głos Lyss drżał.

Tak dawno nie czuła strachu. Łatwo było się pozbyć emocji. Teraz wiedziała, że chłopak jest na wygranej pozycji. Po chwili zauważyła jak jej puchata kulka ucieka do domu.

- Grzeczna dziewczynka. A teraz, powiedz mi jak się nazywasz, nowa? - zaśmiał sie i puścił włosy dziewczyny.

- Lyss -powiedziała cicho i wstała z kolan.

- No proszę. Ja jestem Henry. Może zaczniemy znajomość od tego momentu? -zapytał z uśmiechem.

- Ty sobie żartujesz tak? -spojrzała w jego oczy. -Czyli nie... dobra. Co mi szkodzi.

- To dobra decyzja, Lyss -pocałował ją w policzek, a dziewczyna zadrżała odczuwając lekki ból - I wybacz za policzek. Mam nadzieję, że nie boli zbytnio.

- Prawie wcale -powiedziała z sarkazmem.

- A teraz przewieziemy cię po mieście - Henry zaśmiał się cicho, widząc minę dziewczyny.

****

Drodzy czytelnicy, czy chcielibyście po zakończeniu tej książki dostać książkę o Patricku i Victorze?

I hate you I need you- Henry BowersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz