Ona

45 1 1
                                    


Rozdział I

„Ona"

Dźwięk kroków odbijał się głuchym echem od pobliskiego lasu. Mroźne i spontaniczne podmuchy wiatru smagały jego dziecięcą twarz i powodowały, że ciało przebiegały dreszcze. Wiedział, że nie powinno go tu być; w domu czekało na niego ciepłe łóżeczko, szklanka słodkiego mleka i upieczone przez mamę pszenne rogaliki. Czuł jednak, że jego misja była o wiele ważniejsza niż przyjemności czekające na niego w pokoju.

Przychodził tutaj co drugą noc od kilku tygodni, zawsze o tej samej porze. Z początku bał się widoku nagrobków i figur świętych, które w księżycowej poświacie sprawiały wrażenie żywych i gotowych zaatakować go, gdy tylko się obróci. Z czasem cmentarz zaczął wydawać mu się przyjemnym miejscem; panowała tu cisza i spokój. Pamiętał, że jak był jeszcze małym brzdącem, to uwielbiał przyjeżdżać tutaj z mamą w dniu Wszystkich Świętych, gdy słońce chowało się już za horyzontem, a cmentarz rozświetlony był tysiącami jasnoczerwonych zniczy. Wszystkie groby spowite były wówczas w lekkim blasku płomyków, gdzieniegdzie tylko zostawały ciemne, puste plamki - miejsca, w których nikt nie zapalił świeczki. Pamiętał, że spytał się wówczas mamy:

- Dlaczego tam nie palą się znicze?

- Ponieważ rodziny tych, którzy tam spoczywają, spotkali się już razem w niebie.

- Jak to?

- Posłuchaj. – Matka przykucnęła i spojrzała mu prosto w małe, szmaragdowe oczka, w których mieszkało jeszcze tysiące pytań na temat tego świata. – Każdy człowiek rodzi się i umiera, a po śmierci Pan Bóg zabiera go do nieba...

- Po co? – wtrącił chłopiec.

- Tam się żyje lepiej, a Bóg chce dla nas jak najlepiej. Bóg jest dobry i pamięta o nas, tych tutaj na ziemi. Widzi każdy nasz krok i słyszy każdą nasza myśl. Te puste miejsca, o których mówisz to groby ludzi, którzy umarli bardzo dawno temu i nie ma się kto tymi miejscami zaopiekować. – spokojnie sprecyzowała kobieta. Nie była głęboko wierząca, ale uważała, że podstawowe wartości chrześcijańskie powinna wpoić swojemu synowi.

- Aha – odparł chłopiec, a po chwili znów spytał. – A po co pali się znicze?

- Żeby dać pamięć o zmarłych.

- Zostawimy po jednym zniczu w tych pustych miejscach?

Matka pokiwała z uśmiechem na znak aprobaty, ale prawdziwą radość skrywała wówczas w sercu. Była ogromnie dumna ze swojego syna, który w jej oczach urósł do roli bohatera.

To było dawno temu.

Teraz Grzegorz był starszy; miał dwanaście lat i jeszcze więcej pytań, na które nie znał odpowiedzi. Wszystko przez tę tajemniczą kobietę. Ona zaburzyła cały jego światopogląd, który niegdyś wpajała mu mama. Zniszczyła i spaliła spokój chłopca, który teraz musiał wymykać się co dwa dni ze swojego pokoju, kradnąc po drodze trochę jedzenia ze spiżarni. Grzegorz nie mógł nikomu powiedzieć o tych nocnych eskapadach, bo Ona mu zabroniła. Powiedziała, że w swoim czasie odpowie na wszystkie dręczące go pytania, tylko ten musi być jej posłuszny. Grzegorz nie miał więc wyboru i robił to, co mu kazała.

Skręcił w boczną alejkę i pnąc się po schodach, dotarł do najdalej odsuniętych od drogi kwater. Były to usypane z ziemi kopce z niewielkimi krzyżami w całości porośnięte już chwastami. Jeden z nich wyróżniał się wyraźnie świeżo kopaną ziemią i brakiem krucyfiksu. To właśnie tam Grzegorz dostrzegł siedzącą na ziemi postać, która leniwie dźgała ziemię patykiem.

OnaWhere stories live. Discover now