2:19
noah: nell
noah: mam złe przeczucie
noah: wszystko gra?
noah: nellynell: przyjedziesz?
noah: będę za piętnaście minut
noah: kocham cięPołożyła głowę na swojej poduszce, mając wyrzuty sumienia, czy aby na pewno ma powód do tego, by ściągać go do siebie nad ranem. Ale wtedy dostała ostatnią wiadomość i była pewna, że robi dobrze.
Nie czuła się w porządku.
Czuła przeszywający ból, natłok myśli, a bardzo nie chciała brać kolejnej dawki leków doraźnych. Nie chciała całe życie funkcjonować tylko dzięki nim, nie chciała w ogóle funkcjonować. I może tu leżał problem.
- Nell - usłyszała zza szyby, dlatego niewiele myśląc po prostu wstała i rozsunęła zasłony.
W pokoju panował mrok, pomijając budzik, na którym delikatnie podświetlała się godzina. Jednak brunetka nie miała zbyt wielkiego problemu z rozpoznaniem ukochanego. W zasadzie, byli już na takim etapie, że rozpoznawała odgłos jego chodu, niczym członka rodziny.
Dlatego nacisnęła na klamkę od drzwi na ogród i wtuliła się w Centineo.
Czasami odnosiła wrażenie, że chłopak działał na nią jak antydepresant, że jego uczucie odwraca jej uwagę, koncentruje ją na tym, co dobre i pozytywne. Minusem było tylko to, jak uzależniał. Bo dotykał ją w sposób, przez który szalała, patrzył i rozmawiał z nią na tak czarujący sposób, że stale pragnęła więcej.
Nie potrafiła zadowolić się tym co miała, ciągle czuła niedobór obecności chłopaka, a to bywało frustrujące. Nie planowała nigdy być aż tak zależna od jednego mężczyzny.
- Wiedziałem, że coś nie gra - westchnął, gładząc jej plecy.
Nie chciał powtarzać się po raz setny i mówić, że zawsze może na niego liczyć. Wiedział, że zdawała sobie z tego sprawę. Po prostu była trudna, trudniejsza niż chciałby, żeby była. Chociaż z drugiej strony, codziennie budził się wdzięczny, że jego dziewczyna to ten typ kobiety, który wprost wygarnie mu czym zawinił, która jest dla niego jak kumpel, z którą może porozmawiać absolutnie o wszystkim.
Była jego pierwszą taką dziewczyną. Z poprzednimi jak dotychczas trafiał fatalnie i nie potrafił tego wyjaśnić. Jasne, były w porządku, podobały mu się, ale zauroczenie szybko mijało i jak dotąd — nigdy nie miał złamanego serca. Po prostu nie przywiązywał się aż tak.
Poświęcał, ale nie przywiązywał.
I wtedy pojawiła się Nell, dzięki której poczuł się wreszcie jak w związku, jakby ktoś go cenił. Uzupełniał nią braki w kontaktach z rodzicami, wypełniał potrzebę bezpieczeństwa, bycia kochanym, potrzebnym. Jedna licealistka stała się dla niego powietrzem, czego w głębi duszy bardzo się bał. Egoistyczne, ale znając jej momentami autodestrukcyjne myśli, obawiał się, co stałoby się z nim, gdyby nie daj boże dziewczyna pewnego dnia nie dała sobie sama rady. Gdyby jego przy niej nie było i gdyby jej stan się pogorszył.
- Zaśniesz, jak zostanę? - zapytał.
Brunetka nie wyglądała na przekonaną, ale nie protestowała, gdy położyli się tuż obok siebie w jej łóżku.
W zasadzie cieszyła się, że mogą spędzać tak czas. Bo przypadało jej do gustu ciepło emanujące od jego ciała, możliwość głaskania opuszkami palców lekko umięśnionego torsu chłopaka, też samo tulenie go dawało jej... wiele.
- Idziemy jutro do szkoły?
Musiał zapytać, zawsze o to pytał, bo dziewczyna pojawiała się tam w kratkę. I to nawet nie zależnie od jej stanu psychicznego.
- Noah, przeze mnie spada ci frekwencja. Potrafię sama zostać w domu, nie ryczeć cały dzień, coś ze sobą robić - skwitowała szybko.
Nie lubiła tego typu poświęceń z jego strony.
- Myślisz, że obchodzi mnie jakaś jebana frekwencja? - zapytał z wyrzutem, podnosząc się na łokciach.
- Tak? Bo to twój ostatni rok, idziesz na studia, a twoje życie dopiero nabiera tempa.
- Błąd, mam w to tak samo wyjebane, jak moi starzy na mnie - uciął, swoim specyficznym humorem.
Nell kochał go między innymi za to, ale niekoniecznie w takiej odsłonie. Z reguły ich poczucia humoru, sarkazmu i głupoty — bardzo się pokrywały, ale od czasu do czasu pojawiały się żarty właśnie o jego rodzicach.
Prawda była taka, że Centineo miał trochę racji. Zarówno jego ojciec jak i matka, byli bardzo zapracowanym małżeństwem. W zasadzie — żyli pracą, a ich synowie dorastali pod opieką nianiek. Brakowało im wzorców, jednak oboje sami o siebie zadbali. Noah, jako ten starszy brat, wziął wszystko na siebie i młodszego brata wychował po swojemu. Dlatego też byli ze sobą zżyci jak mało kto. Oboje inteligentni, pewni siebie, dojrzali jak na swój wiek, piorunująco przystojni. Co prawda Tyler, młodszy z nich miał raptem dwanaście lat, ale po rysach twarzy widać było, że w przyszłości razem będą podbijać serca kobiet. Jednak to niekoniecznie podobało się brunetce, bo nie planowała puścić wolno chłopaka.
Wracając — Nell dalej miała sporo szacunku, jak i zastrzeżeń do tego, jak małżeństwo Centineo podeszło do wychowania synów.
Sam Noah powtarzał od dnia, w którym się poznali, że zrobi wszystko, by być lepszym rodzicem i wzorem, niż byli dla niego rodzice. I nie mówił tego dla zasady, ale jak jedno z ważniejszych postanowień, a dziewczyna adorowała to, jak można się było spodziewać. Adorowała jego dojrzałość, odpowiedzialność i nie zamierzała tego ukrywać.
- Dostanę buziaka, za bycie super chłopakiem? - zagadnął, zmieniając temat.
- Kwestia sporna...
Nie było jej dane skończyć, bo teatralne, przeszywające spojrzenie bruneta było zbyt zabawne. Jednak nie roześmiała się tak, jak powinna to zrobić. Po prostu uśmiechnęła się szeroko, słuchając jego dalszych wywodów, mających podnieść ich nastroje.
O dziwo — jego słowa ją rozpromieniały, a to znaczyło już samo w sobie wiele.
CZYTASZ
self care _ centineo
Fanfictionnell: księżyc chyba właśnie mrugnął do mnie okiem nell: santa maria noah: ?/??/)????!&@!??????:/?????