58

3.6K 239 369
                                    

Trzy tygodnie grudnia minęły zaskakująco szybko. Nauczyciele starali się wyrobić przed świętami, by mieć z czego wystawić oceny na pierwszy semestr. Okazali jednak na tyle człowieczeństwa, że ostatni tydzień był niezwykle luźny. W tym samym czasie szkolna drużyna wygrywała kolejne mecze, w każdym zdobywając przynajmniej dwa punkty. Zremisowali tylko raz, dlatego nikt nie był zdziwiony, że dostali się do finału. Czwartek przed przerwą świąteczną był pełen emocji, ponieważ odbywały się wtedy szkolne wigilie oraz finał zimowych zawodów.

Mimo niezwykłych emocji i kilku zwrotów akcji, nie było zaskoczeniem, że właśnie Three Horseshoes wygrała. Po meczu drużyna z drugiej szkoły wróciła do siebie. Po gratulacyjnej przemowie trenera Cordena, a potem także dyrektora, uczniowie mieli możliwość złożenia sobie ostatnich życzeń zanim pójdą do domów. Znalazło się także kilkoro, którzy od razu i opuścili teren szkolny. 

Harry, Niall i reszta ich paczki umówili się, że po szkolnych uroczystościach pójdą do Coffee, Cake & Kisses. W tym roku pomogli Marthcie przystroić jej kawiarnię, by nadać jej świątecznej atmosfery. Udało im się stworzyć bardzo domowy i przytulny nastrój, dzięki czemu, jak mówiła Martha, zaczęło ją odwiedzać więcej klientów. Do tego Niall, jako kilkuletni już smakosz, miał przetestować tegoroczny specjał kobiety, który ostatnio wymyśliła. Głównym jednak powodem, dla którego wybierali się do kawiarni było spędzenie wspólnie czasu i omówienie jutrzejszej imprezy urodzinowej Louisa. Szatyn liczył się z tym, że w piątek tuż przed świętami frekwencja może nie dopisywać, jednak wiedział, że najważniejsi ludzie na pewno tam będą. To było dla niego najważniejsze.

Wszyscy byli już gotowi do opuszczenia szkoły, jednak Tomlinson oznajmił, że pójdzie jeszcze na chwilę do trenera Cordena i zostawi u niego puchar. Jako kapitan drużyny to właśnie on przejął trofeum zaraz po meczu. Mógł co prawda zrobić to jutro, ponieważ w piątek mimo wszystko przychodzą do szkoły (na szczęście tylko na kilka i tak skróconych lekcji), jednak wolał załatwić sprawę dzisiaj. Louis kazał pozostałym iść już do kawiarni i obiecał, że sam również zaraz dołączy.

Poszedł do kantorku wuefistów, gdzie, tak jak przypuszczał, znalazł trenera.

- Tommo? Co ty tu jeszcze robisz?

- Chciałem oddać puchar najlepszemu trenerowi. I przy okazji życzyć panu wesołych świąt, bo nie wiem, czy jutro się zobaczymy.

- Ah, tak. Skrócone lekcje. Tak jakby nie mogli po prostu zrobić wam już wolnego. W każdym razie, wesołych świąt tobie również, panie kapitanie. Powinieneś być z siebie dumny, odwalasz tu świetną robotę. Masz dużo charyzmy i talentu.

- Trenerze, proszę, jeszcze się zarumienię. - zaśmiał się Louis, udając zawstydzenie.

Po chwili jednak wybuchł szczerym śmiechem wspólnie z Jamesem. Musiał przyznać, że naprawdę bardzo lubił tego faceta.

- Jakieś plany na jutro w takim razie?

- Wieczorem urządzam imprezę urodzinową. Pewnie zostanę w domu, by pomóc trochę mamie, a potem przygotować dom. Wie trener, osiemnastka to poważna impreza i lepiej przygotować dużo folii bąbelkowej.

Znów zaśmiali się dźwięcznie. Prowadzili jeszcze przez chwilę luźną rozmowę, zanim Louis nie stwierdził w końcu, że powinien się zbierać. I tak się zasiedział, a przecież przyjaciele na niego czekali. Na pożegnanie wymienił się z Cordenem prawdziwym męskim uściskiem. Zdecydowanie lubił tego faceta. Był już w połowie drogi do wyjścia, kiedy James zadał mu ostatnie pytanie.

- Jak sprawy z Harry'm, Tommo?

Zatrzymał się w pół kroku i odwrócił powoli w stronę trenera.

A long way from the playground  | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz