2

76 10 2
                                    

~Jimin~

Obejrzałem dokładnie opatrunki chłopaka i doszedłem do wniosku, że trzeba je zmienić. Zawołałem jedną z pielęgniarek by przyprowadziła mi wózek i zaraz odeszła.

-Zmienię bandaże, Kookie. - powiedziałem ciepło patrząc tak też na niego. Zauważyłem, że boi się tego. -Postaram się być bardzo delikatny. -dodałem i zacząłem zdejmować czerwone od krwi materiały, ów wcześniej zakładając rękawiczki. Najpierw odkaziłem i zawinąłem nogi potem rękę.

-Boli cię coś? Jesteś głodny? - zapytałem ciepło, wyrzucając rękawiczki do kosza.

-Bolą mnie nogi i ręce. Jestem. - odpowiedział mi, patrząc na mnie zagubiony. Nie dziwię mu się wcale.

-Poczekaj chwilę. - rzuciłem i poszedłem odprowadzić wózek do zabiegówki. Wziąłem z niej odpowiednie tabletki i wróciłem z wózkiem dla chłopaka do jego sali.

-Pojedziemy na stołówkę, Kookie. - powiedziałem wesoło i pomogłem mu usiąść na wózku. Smutno mi się zrobiło czując jak zimne ma dłonie. -Znajdę ci później kocyk, na razie masz to. - nakryłem jego ramiona moim kitlem. Zjechałem z nim windą na piętro, jadąc potem do stołówki. Z kuchni wziąłem obiad, wracając szybko do chłopaka.

-Nakarmić cię? - zaśmiałem się patrząc jak Kookie rumieni się lekko. Cieszy mnie ten widok, to znak, że jego naczynia krwionośne dobrze funkcjonują. Chłopiec pokiwał głową na nie i sam zaczął jeść.

Po obiedzie dałem mu tabletkę na ból, wracając z nim do sali.

-Poszkasz numeru do mamy albo taty, Kookie? Muszę do nich zadzwonić, chcesz wyjść ze szpitala, prawda? - zapytałem ciepło, siadając na stołku jak i już Kook leżał na łóżku.

-Poszukam i chce. - odpowiedział po czym sięgnął za telefon. Pokazał mi jakiś numer pod nazwą "mama" a ja zaraz go przepisałem na karteczkę.

-Daj mi chwilę, Kookie. Znajdę ci kocyk i zadzwonie do twojej mamy.

Wyszedłem szybko z sali, dopadając telefon w dyżurce. Mam nadzieję, że bliscy tego chłopaka pomogą mu. Chce by wróciła mu pamięć, chce mu pomóc najlepiej jak potrafię. Rzekłem do jednej z sióstr by znalazł koc a po chwili po drugiej stronie lini odezwała się kobieta. Ulżyło mi kiedy przedstawiła się takim nazwiskiem jak mój pacjent, Kookie. Wyjaśniłem jej całą sytuację a tu się okazało, że ona nic nie wie, bo wraca dopiero do kraju z mężem. Obiecała mi, być jutro z rana przy synu. Podałem jej dokładną lokalizację szpitala i sali jej syna, rozłączajac się potem. Odebrałem od siostry koc, biegnąc do Kookiego.

-Mam znakomite wieści! Twoi rodzice będą jutro rano i mam kocyk! - powiedziałem wesoło widząc jak na twarzy chłopca kwitnie tak lekki, tak delikatny i uroczy uśmiech. Podałem mu materiał, siadając na stołku. -Cieszysz się?

-Tak. Dziękuję ci bardzo, Jimin.

-Nie ma za co, taka praca.

-Jest za co i dziękuję za fartuch. - oddał mi białe odzienie, opatulając się kocem i kołdrą. Zaśmiałem się cicho widząc naleśnika z którego wystawały tylko śliczne oczka w kolorze węgla i bujna krucza czupryna.

-Odpocznij, Kookie. W razie co, tu na ścianie masz pilocik z guzikiem na dyżurke, ten zielony taki. Jak go wciśniesz to przyjdę ja albo pielęgniarka. Rozumiesz?-powiedziałem ciepło.

-Tak, Jimin.

~~~~~~~~~~~~~~~

Kolejny rozdział za nami. Proszę Was ludzie bardzo, piszcie jakieś komentarze 😭. Nie wiem czy to dobre jest czy złe, to co piszę.

Szpital Namiętności |JiKook|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz