Dwie melancholie

483 49 122
                                    

 Jedyne okno w celi przepuszczało tak wąską wiązkę światła, że ledwo był w stanie dostrzec zarys pomieszczenia. Kamienne ściany były sczerniałe i pokryte grzybem, wydzielającym odrażający odór. Podłoga była tak lodowata, jak spojrzenie Laury, którym miała w zwyczaju go obdarzać. Zadrżał na wspomnienie dawnej miłości, przerażony tym co jedna kobieta była w stanie z nim zrobić. Niemal pozbawił się życia z powodu złego słowa które od niej usłyszał. Podniósł głowę i wbił wzrok w maleńki kwadracik okna, który jako jedyny utwierdzał go w przekonaniu ze wciąż żył.

Traktowali go najgorzej że wszystkich, odizolowywali od pozostałych więźniów, nigdy nie wypuszczali. Dopuścił się poważnego wykroczenia i z miejsca został skazany na śmierć. Chyba jako jedyny ze wszystkich przebywających w więzieniu rzeczywiście miał coś na sumieniu. W jego mniemaniu powodem do wstydu była nie jednak sama chęć popełnienia tego czynu, a fakt że jednak nie dał rady.
Czuł się słaby i za te słabość siebie nienawidził.
Po kolejnych godzinach bezczynności w końcu podniósł się z podłogi i sięgnął po stojącą przy drzwiach miskę z jedzeniem. Kiedy pierwszy raz go spróbował chorował przez kilka dni. Z każdą kolejną próbą było mu coraz bardziej obojętne co się z nim stanie.
Zjadł tyle, na ile pozwalał mu ściśnięty żołądek, a resztę wylał na podłogę, w nadziei ze w nią wsiąknie. Obrócił w rękach blaszana miskę, po czym od niechcenia uderzył nią ścianę. Po kolejnych ciosach odrobina kamienia ukruszyła się. Powtórzył czynność, że złudną nadzieją że uda mu się wyrąbać otwór i uciec przez niego do innej celi, częściej i chętniej otwieranej przez straż. Czynność ta pochłonęła go całkowicie i nie zaprzestawał jej przez następne kilka godzin. W końcu, kiedy pomógł sobie rękami udało mu się poluzować jeden z kamieni i wyciągnąć go, stwarzając między dwiema celami otwór przez który przecisnąć mógłby co najwyżej samą dłoń.
Westchnął z rezygnacją i spojrzał na swoje palce; posiniaczone i opuchnięte przez nadmierne ich nadwyrężenie. Już miał cofnąć się pod naprzeciwległą ścianę, ale coś go powstrzymało; głos.
- Sczeźniesz prędzej niż wyburzysz całą te ścianę.
- Nic innego mi nie pozostało.- odpowiedział i usiadł tuż przy wyłomie by dobrze słyszeć towarzysza niedoli.
- Sprawiedliwości stanie się zadość. Nie zostanę tu długo. Mam zadanie do wykonania i Bóg nie pozwoli mnie zabić.
- Chciałbym móc myśleć tak o sobie. Ale mnie Bóg potępił za to co uczyniłem. Albo za to czego nie uczyniłem.
Na samo tamto wspomnienie urosła w nim chęć pochwycenia wyciągniętego kamienia i uderzenia się nim w głowę.
- Cóż takiego?- zapytał drugi.

- Chciałem zamordować cara.
Zapadła chwilowa cisza. W końcu mężczyzna zza ściany znowu się odezwał.
- Chciałeś? Dlaczego porzuciłeś chwalebne zamiary, skoroś miał okazję przyczynić się do wybawienia?
- Bo jestem tchórzem. I chyba sam nie dowierzam w wybawienie.
- Polska Chrystusem narodów, towarzyszu. Zmartwychwstanie, a ja do zmartwychwstania ja zaprowadzę. Stanę się wskrzesicielem narodu, kiedy Ciebie już nie będzie.
- Jak?- zapytał, nie do końca rozumiejąc intencje rozmówcy.- Jak jeden człowiek ma wybawić naród? Sam próbowałem, lecz zrozumiałem ze to niemożliwe. Jedynie stając wszyscy razem naprzeciw wrogowi będziemy w stanie to uczynić. Jak wojsko Winkelrieda.
- Nie wiesz co mówisz. Sprawę ratowania narodu zostaw komuś kto nie jest tak wielkim nieudacznikiem jak Ty. Już nic nie możesz zrobić.
Czuł że jego rozmówca ma rację. Zaprzepaścił jedyną szansę i skazał się na śmierć, tylko i wyłącznie przez własną niemoc. Nie nadawał się do walki; jego misja dobiegła końca.
- Jak ci na imię?- zapytał, ignorując wszystko co ten drugi do tamtej pory mówił.
- Konrad.
- A mi Kordian.
Miał wrażenie ze jego rozmówca cicho się zaśmiał. Nie skomentował tego.
- Powiedz mi o sobie coś więcej, Kordianie. Usycham już z tej samotności, potrzebuję kogoś słuchać. Ile masz lat?
- Dziewiętnaście.- odparł i przyłożył policzek do twardego kamienia ściany.- Cztery lata temu chciałem się zabić.
- Słucham?
- Miałem o sobie mówić.

Dwie melancholie {Kordian&Konrad}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz