Prolog

37 7 2
                                    

Obudził mnie tak bardzo znienawidzony przeze mnie dźwięk budzika. Oznaczał kolejny poniedziałek, kolejny tydzień, który musiałam przetrwać w szkole, choć szczerze mówiąc, wcale nie miałam na to ochoty. Wygrzebałam się niezdarnie spod pościeli. Sięgnęłam do półki nocnej, znajdującej się obok mojego łóżka, aby wyłączyć zupełnie nietolerowany  przeze mnie odgłos. Kiedy już to zrobiłam, usiadłam na brzegu łóżka tak, że moje nogi zwisały po jego jednej stronie, po czym przetarłam swoje oczy i podniosłam się z posłania. Z pokoju obok słyszałam pochrapywanie mojego ojca, a z kuchni słychać było ciche nucenie mamy. Uśmiechnęłam się pod nosem, zawsze była bardzo opiekuńcza. Wstawała przed wszystkimi, aby zrobić nam śniadanie i mieć pewność, że żadne z nas nie będzie chodziło przez cały dzień głodne. Ubrałam swoje puchate kapcie króliczki i pomaszerowałam do łazienki, aby wykonać poranną toaletę. Po umyciu zębów, twarzy oraz lekkiego pomalowania brwi i rzęs poszłam do kuchni. Przechodząc przez przedpokój, zdążyłam zauważyć, że mojego starszego brata Mike'a znów nie ma w domu. Mama musiała bardzo się martwić, zwłaszcza, że za każdym razem, kiedy nie było go na noc, wracał pijany, a co za tym idzie - agresywny. Nie zawsze był taki, kiedyś się mną opiekował, był prawdziwym starszym bratem i dobrym synem. W tamtym jednak momencie nic nie było takie jak dawniej. Mike był strasznie konfliktowy, zaczepny, wrogi... Nie tylko w stosunku do mnie, również do mamy. Kiedy tata wyjeżdżał w delegacje, zostawał jedynym mężczyzną w domu, co często doprowadzało do tego, że robił wszystko, co tylko chciał - a najczęściej, niestety ciągnęło go do przemocy. Bardzo cieszyłam się, kiedy nie było go w domu.

— Dzień dobry, mamo — powiedziałam, wchodząc do kuchni, po której od rana się szwendała i uśmiechnęłam się do niej ciepło.
— Dzień dobry, kochanie — nie musiałam długo czekać na odwzajemnienie uśmiechu. —Jak się spało? — spytała w tym samym momencie podając mi talerz z naleśnikami, za co od razu podziękowałam.
— Było dobrze do momentu, w którym nie zaczął dzwonić budzik — odpowiedział mi jej delikatny, aksamitny śmiech.
Reszta śniadania minęła nam w spokoju. Pod sam koniec, kiedy miałam już wstawać, do kuchni wszedł tata. Od razu powitał mnie buziakiem w czoło, po czym podszedł do zmywającej naczynia mamy, objął ją od tyłu wokół talii i zaczął obcałowywać po szyi. Zawsze uwielbiałam patrzeć, jak okazywał jej uczucia w taki sposób. Jak najciszej się dało wyszłam z kuchni, żeby im nie przeszkadzać, sama zaś poszłam do mojego pokoju i zaczęłam ubierać się do szkoły. Zegarek pokazywał godzinę siódmą dwadzieścia, więc miałam jeszcze sporo czasu na wyjście. Szybko ubrałam jasne jeansy nad kostkę, żółty sweter w białe paski i do tego czarne trampki. Plecak miałam spakowany już zeszłego wieczoru, aby nie tracić na to czasu z rana. Nauczyła mnie tego mama, której byłam za to wdzięczna głównie w momencie, gdy zasypiałam do szkoły. Nagle zadzwonił telefon. Wyciągnęłam urządzenie z tylnej kieszeni moich spodni i odblokowałam je. Na ekranie pojawiło się zdjęcie mojej przyjaciółki, Allison. Szybko więc przejechałam palcem na zieloną słuchawkę, aby odebrać, po czym przyłożyłam telefon do ucha.
— Co je... — nie zdążyłam nawet spytać. Po drugiej stronie słyszałam Allison, przekrzykującą wrzaski ludzi, skandujących czyjeś imię.
— Ruby? No cześć, super że odbierasz. Nie będzie mnie dzisiaj w szkole — krzyknęła na jednym wydechu tak, że ledwo ją zrozumiałam. — Powiedz nauczycielom, że jestem chora — powiedziała, na co podniosłam brwi i prawy kącik moich ust.
— A jesteś chora? — spytałam przez śmiech.
— Żartujesz? Jestem na koncercie! — krzyki w tle właśnie stały się dla mnie zrozumiałe: tłum skandował nazwę ulubionego zespołu mojej przyjaciółki. — Przecież opowiadałam ci o tym już miesiąc temu!
— Musiałam cię wtedy nie słuchać, wybacz! — parsknęłam cicho, nie mogłam już ukrywać rozbawienia. — Jasne, powiem nauczycielom, że zachorowałaś — podkreśliłam ostatnie słowo i znów się zaśmiałam.
— Gadałam z Jacksonem, podwiezie cię dzisiaj do szkoły — na te słowa zaniemówiłam. — Tylko się za bardzo nie ekscytuj, i nie narób mi wstydu! Zaraz po ciebie będzie. — po czym się rozłączyła.
Jackson to starszy brat Allison, ma dziewiętnaście lat i od dziecka mi się podobał - niestety bez wzajemności. Nigdy nie wyznałam mu swoich uczuć i nigdy nie zamierzałam, nie zrobiłabym takiego świństwa swojej najlepszej przyjaciółce. Co prawda sama nie raz namawiała mnie, żebym wyznała mu swoje uczucia ale wiedziałam, że kiedy bym to zrobiła, nic nie byłoby już takie same. Bez względu na to, czy okazałoby się że Jackson odwzajemnia moje uczucia, czy tez nie - wszyscy czulibyśmy się z tym niekomfortowo. Dodatkowo chłopak i tak nie spojrzałby na mnie pod takim kątem, traktował mnie bardziej jak drugą siostrę.

Nagle usłyszałam klakson, dochodzący z podjazdu mojego domu, odgarnęłam roletę i wyjrzałam przez okno. Stał tam czarny mercedes Jacksona, z nim w środku. Głośno przełknęłam ślinę. Nie pierwszy raz Allison stawiała mnie w takiej sytuacji, ale dokładnie zawsze tak samo reagowałam - nie wiedziałam co miałam zrobić.
— Kochanie, Jack po ciebie! — z dołu dobiegały nawoływania mamy. Jak zwykle zobaczyła go, patrząc przez okno w kuchni.
Szybko podniosłam plecak z podłogi, zarzuciłam go na ramię i wybiegłam z pokoju. Prawie spadłam ze schodów, kiedy plecak zahaczył o poręcz. Wydałam z siebie cichy pisk, z powodu którego rodzice wypadli z kuchni, aby zobaczyć co się stało. Machnęłam tylko ręką i w dalszym biegu ruszyłam do drzwi, które z rozmachu otworzyłam. W kierunku dalej zmartwionych rodziców rzuciłam szybkie "pa, kocham was" i wsiadłam do samochodu. Myślałam, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej.
— Coś taka zdyszana? — usłyszałam szorstki głos. Blondyn przyglądał mi się z nutką zaciekawienia w swoich dużych, niebieskich oczach.
— Prawie spadłam ze schodów, gdyby tobie całe życie minęło przed oczami, też byłbyś zdyszany — na te słowa oboje parsknęliśmy śmiechem. Chłopak uniósł brwi, pokiwał głową na znak niedowierzania i uśmiechnął się.
— Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać — powiedział, zmieniając bieg i ruszając samochodem.

Po kilku minutach jazdy poczułam kłujący ból w klatce piersiowej, a zaraz po nim ogromny bol pod żebrami. Podczas oddychania słyszałam głośne świszczenie, a samą czynność trudno mi było wykonywać. Zaczęłam dyszeć, starałam się brać co raz głębsze oddechy, żeby się uspokoić. Chłopak siedzący obok mnie, zaczął wołać do mnie, czy wszystko w porządku. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, więc momentalnie zatrzymał się na poboczu i zmartwiony dalej próbował dowiedzieć się, co mi się działo. Ból był zbyt silny, abym mogła mu to opisać. Zaczęło robić mi się ciemno przed oczami, jedyne co pamiętam, to jego dalsze nawoływania i krzyki, kiedy zaczęłam odpływać.

~*~

Obudziłam się leżąc w łóżku szpitalnym, słysząc dźwięk podpiętego do mnie respiratora. Nie wiedziałam do końca, co się stało. Przypomniałam sobie tyle, że jadąc ambulansem, przebudzałam się, a pani lekarz ciągle wołała do mnie, żebym się trzymała, że to jej pierwszy dzień w pracy i nie pozwoli, aby stało mi się coś złego.
R

ozejrzałam się po sali. W koncie na jednym z krzeseł zobaczyłam śpiącą Allison. Następnie w jednej ze ścian znajdowała się szyba, przez którą było widać korytarz szpitalu. Widziałam przez nią moich rodziców, rozmawiających z doktorem. Wszyscy wyglądali na bardzo smutnych, poruszonych czymś. Zdawało mi się wtedy, że moim omdleniem, jednak w momencie kiedy weszli do pomieszczenia, bardzo szybko zmieniłam zdanie.
Drzwi otworzyły się, pierwszy wszedł pan doktor, następna moja mama, a ostatni ojciec. Moja przyjaciółka podskoczyła na krześle, budząc się. Uśmiechnęłam się do nich, próbując dodać im i w pewnym sensie mi otuchy.
— Ruby Harper? — doktor pierwszy zabrał głos. Skrzywiłam się. Po co pytał, skoro wszystko miał już za pewne napisane w kartotece. — Jestem twoim doktorem, nazywam się Mark Smith, ale możesz zwracać się do mnie po imieniu —przymilał się.
— Konkrety — sucho, bez żadnych uczuć syknęła w jego kierunku moja mama, co bardzo mnie zdziwiło, ponieważ nigdy nie zwracała się do nikogo w taki sposób.
Doktor przytaknął jej i ponownie zabrał głos. — Rak prawego płuca — odrzekł równie poważnie, jak poprzedniczka.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 22, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dzień za dniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz