1

272 10 1
                                    

Lea
Jestem Lea. Lea Brooks. Moi znajomi mówią do mnie El. Dlaczego? A nie wiem, to ich wymysły.

Żyje tak sobie, dopóki mój ojciec, poważny prawnik, nie oznajmia mi, że jestem córką greckiej bogini.
Wszystko zaczęło się w moje 14 urodziny. Razem z ojcem siedzieliśmy w naszej rezydencji. Mój ojciec całkiem nieźle zarabia. Właśnie miałam mu opowiedzieć, jak urwałam drzwi w szkolnej toalecie, gdy ten mówi mi, że za dwa dni jadę do obozu.
To ja takie: Nie.
On tłumaczy mi, że moja matka jest boginią. Grecką boginią.
Szczerze to miałam z ojcem całkiem niezłe kontakty, dopóki nie dowiedziałam się, że żeni się z jakąś babą. Moja matka umarła, gdy się urodziłam. Tak mówił mi ojciec.
A teraz mówi że jest boginią. To w co kurde mam wierzyć?
Kazał mi się spakować, to się spakowałam. Przyjechał po mnie czarny samochód.
Ojciec jak zawsze był ubrany w czarny garnitur.
Aktulanie siedzę w toalecie przed lustrem, poprawiając swoje brązowe włosy. Sięgają mi do ramion. Chodź ojciec płaci duże pieniądze za mój wygląd, to i tak docinam te włosy nożyczkami. Według mnie wyglądają super.
Uczesałam je w wygotny kucyk, i obmyłam twarz wodą.
Nie maluję się. Moja twarz jest pokryta niedoskonałościami - które da się zakryć - ale lubię siebie taką jaką jestem. A bez makijażu czuję się świetnie.
Ubrałam moją ulubioną czarną koszulkiem z postacią białego wilka, jeansy i koszulę w czerwoną kratkę, oraz jakieś tenisówki.
Wszystkie moje rzeczy zmieściłam do plecaka. Jestem minimalistką, mało potrzeba mi do szczęścia. Jeśli w ogóle istnieje.
- Lea, pośpieś się! - usłyszałam głos ojca.
- Już idę! - wzięłam plecak, ostatni raz spojrzałam w lustro i wybiegłam z domu.
- Pozdrów ode mnie tego Chejrona, skarbie - przytulił mnie.
- Oczywiście - Chyba potem się dowiem.
Wsiadając do samochodu pomachałam mu ostatni raz.

Auto prowadził nasz szofer, William.
- Williamie, gdzie jedziemy? - spytałam.
- Long Island, New York -odpowiedział.
Potem już nic nie mówiłam.
Stanęliśmy.
Wysiadłam z samochodu i zobaczyłam drzewo, oddaloną stodołę i pola truskawek. Wow.
- To ja żegnam, panienko - powiedział William. Kiwnęłam mu, po czym wsiadł do auta i odjechał.
Stałam teraz koło jakieś sosny, i patrzyłam na pola truskawek. Dzięki tatusiu.
I nagle koło mnie stanął chłopak, tak z 19 lat. Miał krótkie włosy, i hipiską czapkę.
- Witamy w Obozie! - powiedział.
Emm... dziwny typ.
- Ymm... jestem Lea Brooks... - zaczęłam.
- Witaj, Lea. Witaj w Obozie Herosów!
- ...herosów? - zrobiłam kwaśną minę. Zawsze ją robiłam, gdy nad czymś myślałam, albo kiedy czegoś nie rozumiałam.
- Tak. No wiesz... dzieci bogów?
- Ta... mój ojciec mówił, że jestem córką greckiej bogini, i że mam pozdrowić jakiegoś Chejrona.
Hipis uśmiechnął się, i gestem pokazał, że mam iść za nim.
No to poszłam.
Zaprowadził mnie do wielkiego domu, w kolorze pastelowego niebieskiego. Na werandzie, przy okrągłym stole siedział facet tak około 40-stki, ubrany w profesorski garnitur, był na wózku. Jego włosy sięgały delikatnie do ramion. Koło niego siedział rozdający karty, facet tak po 40-stce. Miał czarne, tłuste włosy i hawajską koszulę w panterkę.
Pił dietetyczną colę.
Gdy dotarłam do werandy, hipis rzekł:
- Chejronie, znalazłem herosa przy sośnie Thalii!
- Dobrze Damian, możesz iść - powiedział ten w garniturze.
Hipis, owy Damian pobiegł w stronę jakiś domków.
- Witam Cię... - zaczął profesor.
- Lea Brooks. - powiedziałam.
- Witamy Cię w obozie, Lea Brooks. Ja jestem Chejron, a to Pan D.
Ten drugi typ tylko na mnie spojrzał i wrócił do swoich kart.
- Jak wiesz - przyjrzał mi się - albo nie, jesteś dzieckiem greckiego boga.
- Mój ojciec mówił, że bogini. Kazał mi pana pozdrowić.
- No tak, pan Brooks... mój stary znajomy, heh.
- A więc?
- Tu trafiają dzieci bogów. Zamieszkują domki swoich rodziców. - wzkazał na oddalone budynki - Obóz to jedyne bezpieczne miejsce na świecie dla półbogów.
- To fajnie.
- Tak... zaczekaj. Ktoś musi Cię oprowadzić - odsunął się od stołu, i wyszedł z tego wózka. Powiecie: Wyszedł? Wstał, się mówi!
Ale on naprawdę wyszedł z tego wózka. Pamiętam, że kiedyś pasjonowałam się mitologią grecką - i ten gościu był centaurem. No wiecie, ciało konia, od pasa w górę człowiek.
Zszedł z werandy, i powiedział:
- Chodź Lea, poznasz nasz obóz.

Szliśmy tak sobie. Pokazał mi ich "główny" plac, wokół którego było pełno domków. Z 20, jeśli dobrze naliczyłam.
Na placu była fontanna, pare ławek, na których siedziały dzieciaki tak w moim wieku, jedne młodsze, jedne starsze.
Na przeciwko fontanny, w kierunku północnym stały dwa wielkie domki; ten po prawej większy niż ten po lewej. A po prawej stronie prawego domku ciągnęło się z 9 domków, tyle samo co z lewej strony lewego domku.
- Te dwa duże domki należą do Zeusa i Hery - powiedział Chejron - po stronie Zeusa są domki bogów, po stronie Hery bogiń.
Domki były oddalone od siebie o spory kawał. Z daleka wydawało się to niczym, ale blisko - no już się wyczuwało tą odległość.
A teraz powiem wam, jak ta stodoła i pola truskawek zamieniły się w Obóz Herosów. Gdy tak szliśmy przyglądając się domkom, Chejron powiedział, że tylko półbogowie mogą przekroczyć granicę obozu. Gdy tylko to zrobią, obraz momentalnie zmienia się.
Tak działa jakaś tam Mgła.
Potem Chejron pokazał mi resztę obozu - ściankę spinaczkową, stajnie pegazów, kuźnie, zbrojownię, teatr i lecznicę.
Zostawił mnie w pawilonie jadalnym.

Więc se tak siedziałam, gdy zobaczyłam, że jakiś koleś się na mnie gapi.

Nico
Pewnie każdy mnie tu zna, ale się przedstawię - Nico Di Angelo, syn Hadesa, Król Duchów.
A więc tak. Po wojnie z Gają zamieszkałem w Obozie Herosów, ale często bywam w Obozie Jupiter.
Dni płynęły sobie, jak krew z nosa Percy'ego. Hehe, taki żart.
A więc sobie tak żyje w tym obozie. Ostatnio Hazel próbowała założyć na mnie obozową koszulkę. Oj źle to się skończyło.
Ostatnio Percy, Jason oraz Frank pojechali do Obozu Jupiter, więc no... nie mam z kim gadać.
Tak się przechadzałem po obozie, aż zgłodniałem. Poszłem do obozowego sklepiku, ale nic ciekawego nie było.
Poszedłem wtedy do jadalni. I spotkałem JĄ.

Siedziała przy stoliku dla nieokreślonych.
Miała smętną minę. Kosmyki włosów opadały jej twarz. Urocze. Jej niebieskie oczy miały w sobie to coś - były takie... piękne.
Miała czarną koszulke z wilkiem, zwykłe jeansy i koszulę w kratkę, którą przywiązała do bioder. Stanąłem i gapiłem się na nią. Patrzyła się w dal - w stronę lasu.
Wzdychała. Wcześniej jej tu nie widziałem, musi być nowa. Wow, czy ja się zauroczyłem?
O nie.
Zauważyła mnie. Zestresowałem się i uciekłem.
Idiota.
Uciekłem do domku numer 13 - domku Hadesa, i rzuciłem się na łóżko.
- Czemuu... - powiedziałem na głos.
- Co się stało? - Hazel stanęła nade mną.
- Nic...
- Napewno?
- Ta... tylko właśnie zaliczyłem klapę...
- Hmm?
- Gapiłem się na jedną dziewczynę, a ona to zauważyła...
- Czy Nico się zakochał? - Hazel uśmiechnęła się, i zaczęła śpiewać - NICO SIĘ ZAKOCHAŁ, ZAKOCHAŁ!
- Hazel, przestań!
- No dobra, braciszku. Masz prawo się zakochać. Jesteś już duży.
- Ta... dzięki?
- No mów, kto to.
- Wcześniej jej tu nie widziałem, musi być nowa. Siedziała przy stoliku dla nieokreślonych.
- Hm... a jak ma chłopaka?
- Później się dowiem. A tak właściwie... gdzie Piper?
- Chyba poszła na trening.
- Dobra, idę jej poszukać. Pa.
- Pa!
I wyszedłem z domku. Spociłem się trochę.
Szedłem tak sobie po arenie. Myślałem o tej dziewczynie.

Syn Śmierci I Córka Magii | Nico x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz