Nastoletni Chłopiec z jasną czupryną, właśnie błąkał się po ogródku, obchodząc każdy kwiatek jaki spotkał na swojej drodze, starannie odmierzając mu dawkę wody, taką na jaką zasługiwał. Jednak niektórym, tym które swoją pychą zabierały urok tym mniejszym, nieco skromniejszym kwiatkom, Nie poświęcił ani kropli życiodajnej cieczy.
Podszedł do cienia pod drzewem, Nie w celu schowania się przed natarczywym letnim słońcem, a w celu dostarczeniu wody niezapominajkom, rosnącym dziko pod drzewem.
Gdy już miał przechylić zieloną konewkę, poczuł na swoim policzku kroplę. Pierwszą myślą Marka był deszcz, jednak szybko odrzucił tę myśl. Przecież stał pod drzewem. Kiedy powoli spływająca kropla dostała się do jego ust, poczuł słony smak.
Powoli skierował swój wzrok ku górze, gdzie dostrzegł tylko skrawek materiału wystający zza gałęzi. Do jego uszu dotarł pewien charakterystyczny odgłos, tak dobrze znany chłopcu.
Podniósł rękę, by odgarnąć z czoła opadające na nie kosmyki złotych włosów, na jego nadgarstku uformowała się czerwona linia, stworzona z cieczy, która dotarła do niego z drzewa.
Może połączenie tych faktów nie było trudne, jednak złotowłosemu zajęło to trochę więcej czasu.
Gdy smutny fakt dotarł do jego głowy, mocny uścisk jakim chłopak trzymał konewkę osłabł, puszczając przedmiot na ziemię rozlewając całą jej zawartość.
Może roślina taka jak trawa, Nie zasługiwała na tyle wody, ale osoba znajdująca się na drzewie zasługiwała na opuszczenie Konewki.
Mark choć był nieśmiałym dzieckiem, jak mogło się wydawać osobom Nie mającym okazji poznać go bliżej, tym razem Nie mógł jak zwykle, poprostu odpuścić. Nie chciał spłoszyć osoby znajdującej się na drzewie, jednak w głębi jego młodej duszy czuł, że robi dobrze przechodząc przez płot, by dostać się do ogrodu sąsiadów by mieć możliwość wejścia na drzewo.
Zwinnie i bezszelestnie przeskoczył przez bramę, oraz obszedł drzewo do okoła. Na pierwszy rzut oka, była to dość stara wierzba płacząca, z dość niestabilnymi gałęziami wystającymi z jej pnia. Osoba przebywająca na jednej z górnych gałęzi, musiała być stosunkowo drobnej postury, bo nikt inny nie dałby rady wspiąć się tak wysoko.
Markowi jednak nie była straszna żadna droga do wejścia na szczyt, być może narażając własne życie, na korzyść innego życia, którego łza opadła na jego blady policzek.
Ciemnooki niepewnie postawił krok na jednej z dolnych gałęzi drzewa. Zaraz za nim zaczął stawiać pewniejsze kroki, na następnej gałęzi, i następnej.
Gdy był około może jeden metr nad ziemią, jego dłoń zadrasnęła się o chropowatą strukturę drzewa. Po pozostałym w jego dłoni kawałku kory, chłopak mógł stwierdzić, ze drzewo jest naprawdę stare. Gdyby nie zwisające łzy drzewa, w postaci liści tworzących cienkie liany, mógłby dostrzec z góry swój, jak zarówno nieznajomych sąsiadów ogród. Nie zwracając zbytnio uwagi na zadraśnięcie na jego nieskazitelnie białej skórze, zdeterminowany chłopak wspinał się coraz wyżej, będąc coraz bliżej tajemniczej postaci, przez co do jego uszu docierały coraz to głośniejsze stłumione odgłosy. Teraz, gdy zielone zasłony drzewa nie zasłaniały mu już płaczącej postaci, mógł dostrzec nogę, zwisającą swobodnie z gałęzi drzewa.
Co zdziwiło ciemnookiego, osoba, która została ujawniona przez łzę napotykającą jego policzek, Nie miała na sobie butów. Powinna nieźle poranić się, wchodząc na drzewo, jednak Mark nie mógł dostrzec ani jednego zadraśnięcia na kakaowej skórze.
Złotowłosy straciwszy na chwilę koncentrację, nie zauważył że jego stopa omsknęła się z odłamanej gałęzi, spadającej teraz niczym jesienny liść na ziemię, tylko trochę mniej majestatycznie.
Podwyższona adrenalina u chłopca przyspieszyła jego oddech, zarówno jak bicie serca. Jednak zwinnie odnalazł stopą zastępczynie poprzedniej gałęzi. Mark odbił się od niej podciągając się wyżej, będąc coraz bliżej celu.
Osoba do której zmierzał chłopiec, zdawała się usłyszeć odgłos łamanej gałęzi, i zorientować się że nie znajduje się na drzewie sama, gdyż stłumiony szloch obijający się o uszy blondyna ucichł.Donghyuck pospiesznie wytarł łzy wypełniające jego oczy rękawem, który zaraz potem naciągnął na swój nadgarstek pełen krwistych ran, każda związana z inną historią. Spłoszony brunet stanął na gałęzi, rękami chwytając się tej znajdującej się nad nim. Podciągnął się niezdarnie, uroczo wczołgując się na gałąź. Chciał uniknąć spotkania z przybyszem, jednak jego droga ucieczki kończyła się właśnie tutaj. Nie mógł wejść już wyżej, gdyż nad nim znajdowały się same cienkie gałązki, a schodząc napotkałby zmierzającego w jego stronę chłopaka.
Roztrzęsiony nastolatek oparł głowę o pień drzewa, które od kiedy pamięta, było jego schronem, oraz ucieczką przed całym światem. Zacisnął mocno powieki, obejmując ramionami swoje kolana.Ciemnooki zatrzymał się widząc co robi chłopiec nad jego głową, kurczowo trzymając się gałęzi. Zawahał się chwilę, po czym przyspieszył jego wspinaczkę.
Ucisk jaki napierała gałąź na ranę złotowłosego pozostawił ślad krwi na kawałku kory. Jednak Mark przejmował się teraz czym innym, chłopcem który widocznie przestraszył się go. Nie chcąc płoszyć bruneta bardziej, chłopak wspinał się ciszej. Po chwili znalazł się na gałęzi na której jeszcze przed chwilą siedział płaczący chłopiec.
Do jego ucha dobiegło pociągnięcie nosem, które zdradziło położenie bruneta.
Gałąź na której obecnie znajdował się mniejszy z chłopców, była nieco wyżej, na przeciwko Marka.
Ciemne oczy blondyna zaszkliły się gdy ich wzrok napotkał tak smutny widok. Wargi chłopca rozchyliły się jakby chciały coś powiedzieć, jednak równo szybko zacisnęły się w Wąską linię. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, a ciemnowłosy chłopiec gałąź wyżej nie drgnął.
Donghyuck zanurzył głowę w materiał dużo za dużej na niego purpurowej bluzy, podciągając bliżej nogi. Pociągnął jeszcze kilka razy nosem, po czym dotarło do niego pytanie intruza, wypowiedziane bardzo melodyjnym, jednak dojrzałym głosem.
- „Dlaczego płaczesz? (...)"-
Normalnie Hyuck nie odpowiedziałby, jeśli w ogóle przejąłby się pytaniem, jednak w głosie starszego było coś, co trudno mu było opisać.
Młodszy odchylił lekko głowę, tak, by móc przez rozmazany przez łzy obraz zobaczyć chłopaka, od którego dobiegał głos.
Blond czupryna mieniąca się złotymi pasemkami, rozwiana przez wiatr dodawała uroku jego niemal czarnym błyszczącym oczom, oraz łagodnym łagodnemu wyrazowi twarzy.
Nieznajomy wystrojony był w błękitny sweter, spod którego wystawał biały kołnierzyk oraz rękawy białej koszuli. Na nogach miał granatowe krótkie spodenki podkreślające jego szczupłe nogi. Między gałęziami można było zauważyć nieco znoszone czerwone trampki, nijako pasujące do reszty ubioru chłopca, czego dopełniały skarpetki we wzory z pandami. Na małym nosku blond włosego znajdowały się złote okrągłe okulary, zdecydowanie większe niż powinny być.Brunet przełknął ślinę, po czym oparł podbródek na ramionach owiniętych wokół jego kolan.
-„T- tak jakoś."- skłamał.
Mark przechylił głowę nie odrywając wzroku od mniejszego.
Nie mógł wymyślić nic, co mógłby zrobić w tej sytuacji, a bardzo pragnął pomóc płaczącemu chłopcu.
Wspiął się na gałąź na której siedział nowo poznany chłopak, i usiadł na przeciwko niego. Spojrzał na swoją dłoń, po czym niepewnie położył ją na kolanie drugiego.
-„Przytulić cię?"- zapytał spokojnie Mark, obawiając się odtrącenia ze strony drugiego.Hyuck zaskoczony bezpośredniością chłopaka, jednak jego serce zabiło szybciej rozprzestrzeniając po jego ciele przyjemne dreszcze. W tym momencie brązowooki nie panował nad sobą. Zatracił się w dotyku blondyna, a jego usta bez namysłu odpowiedziały
-„Tak."-
Słysząc to słowo starszy poczuł ulgę, jednak bardzo zdziwiła go szybka odpowiedź mniejszego chłopca.
Przerzucając nogę na drugą stronę gałęzi, objął na początku delikatnie chłopca. Czując jak mniejszy zaciska ramiona na jego plecach, umocnił uścisk, czując jak jego sweter moknie przez łzy płaczącego chłopca.
On poprostu go przytulił. I to poprostu przytulenie zawiązało w nich więzi, o których oboje nie mieli pojęcia.
CZYTASZ
Nct <> σиє ѕнσтѕ
FanficOne shoty z Nct Zazwyczaj fluffowe angsty Historie shipów mogą mieć kilka części, koncept książki wyjdzie w praniu ~~