Dzień 1

79 3 3
                                    

Witajcie w Legnicy, mieście w którym przeżyjecie, ale nie spełnicie marzeń i prędzej sami się zabijecie, niż wesoło stwierdzicie, że chcecie ułożyć sobie tutaj życie. Zaraz, chwila zapytacie, dlaczego tak ostro? No cóż, jestem kimś, kto jak nikt zna tutejszych ludzi, miejsca i wydarzenia, jestem kimś, kto jest jakby powiernikiem najmroczniejszych sekretów człowieka, czasem nawet nieumyślnie zdradzasz mi swoje sekrety, a ja nie pisnę nikomu słówka, ale jednak mam na ciebie haka.

Spytacie kim jestem? Nazywam się Luna i jestem barmanką w Oberży jedynym barze po tej stronie muru. Kiedy wybuchła Wojna atomowa Legniczanie nie mieli się gdzie ukryć, nie mieliśmy żadnych podziemnych kolei i metra prócz kanałów, ale Ktoś odkrył, że stary ruski poligon,który niegdyś był osiedlem domków mieszkalnych posiada jeszcze stary bunkier przeciwlotniczy. I tak właśnie wszyscy, którzy byli w stanie udali się do tego miejsca. Oczywiście nie było to aż tak duże, żeby pomieścić wszystkich, ale większość się wcisnęła.Okazało się, że ów informator już dawno szykował się na wojnę i znosił to tego bunkra narzędzia jedzenie i wszystko, co było niezbędne. Każdy też coś ze sobą przyniósł więc jako tako daliśmy radę. Mężczyźni poszerzali terytorium, kopali dniami i nocami, więc teraz możemy pochwalić się kompleksem korytarzy i jaskiń. Dokopali się nawet do źródła, więc mamy wodę, i„toaletę". Było ciężko, nadal jest, ale stworzyliśmy sobie tutaj pewnego rodzaju utopię. W skrócie, mamy co jeść, mamy gdzie mieszkać, więc żyjemy.
Oberża znajduje się na końcu wschodniego korytarza tuż za częścią mieszkalną i kuchnią. Myślicie, że to absurdalne, że w takiej sytuacji wybudowaliśmy jeszcze bar, jakby nie było mało problemów?No cóż, każdy chciał jakoś zapomnieć o wojnie, więc tak powstało boisko do piłki nożnej, ktoś ozdabiał ściany wymyślnymi obrazami przedstawiającymi nasze życie, a ktoś postanowił wybudować bar.
Dzisiaj miałam drugą zmianę, czyli najdłuższą, wycierałam właśnie kufle do piwa zrobione z przetopionych puszek, kiedy do baru wszedł Marek, dobry przyjaciel naszego szefa, i dobry duch tego baru. To on pomagał go budować i tworzyć od zera.

-Witaj śliczna co u ciebie słychać?- Zapytał grzecznie. Napomnę tylko, że jestem drobną osobą o nawet niezłej urodzie i zazwyczaj słyszę gorsze teksty od mężczyzn a czasem nawet i kobiet przesiadujących w Oberży, ale Marek jest inny, zawsze grzeczny i uczynny. Zastanawiało mnie czy też taki jest wśród kolegów.

-Nawet, nawet. Dzisiaj szykuje się masakra. Słyszałam, że Piotr ma zamiar urządzić tu imprezę, w końcu kończy 49 lat, a wiesz, jaki jest on i jego towarzystwo- odpowiedziałam, odstawiając kolejny kufel i opierając się o blat.- napijesz się czegoś?

-Nie, dziękuje przyszedłem pogadać z tobą- uśmiechnął się pogodnie- Jak chcesz to mogę ci dzisiaj pomóc, wydaje mi się, że Penelopa nie za bardzo jest chętna do pracy, nie wiem, po co Krzysztof ją tu jeszcze trzyma- spojrzał w kierunku cycatej dziewczyny siedzącej na zapleczu i piłującej paznokcie.

-A ja chyba wiem i bynajmniej nie są to jej oczy – zaśmialiśmy się obydwoje. – Jeśli chcesz to byłabym wdzięczna.

-Niema sprawy- powiedział i poszedł na zaplecze odwiesić skórzaną kurtkę ponabijaną kapslami i różnymi blaszkami.

Do baru wszedł wysoki łysy facet z pomalowaną głową na czerwono,był barczysty i miał bardzo ponury wyraz twarzy. Wydawało mi się,że nie za często tu bywa. Podszedł ciężkim krokiem do baru i usiadł na krześle centralnie naprzeciwko mnie. Podeszłam do niego i spojrzałam na jego tatuaż na szyi. Przedstawiał dwie skrzyżowane siekiery w płomieniach. Miałam wrażenie, że skądś to znam.
-Co podać? – zapytałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy, kiwnęłam głową w kierunku tablicy, na której wypisane były wszystkie trunki, które serwowaliśmy.
-Jedno ciemne piwo- zmierzył mnie wzrokiem zatrzymując się na chwilę przy mojej bliźnie na ramieniu. Przez moje dzisiejsze ubranie było je doskonale widać, ale ja sama nie pamiętam skąd się ono wzięło. Tak jakby jakiś fragment mojego życia został usunięty z mojej pamięci.
Nalałam piwa, podałam mu i wróciłam do swojej pracy. Mężczyzna nie odrywał ode mnie wzroku. W końcu podeszłam do niego zirytowana jego wścibskim spojrzeniem.
-przepraszam, czy mogę ci w czymś jeszcze pomóc? –spojrzał na mnie pochmurnie
-Wydawało mi się, że skądś cię znam, jak się nazywasz? – jego wyraz twarzy zdradzał, że mężczyzna próbuje usilnie coś sobie przypomnieć.
-Wszyscy mówią mi tu Luna.
-Och to chyba się pomyliłem, przepraszam.- Wziął swój kufel i odszedł do stolika w ciemnym zakątku baru.
Po jakiejś godzinie zaczęli się schodzić urodzinowi goście Piotra,typy spod ciemnej gwiazdy. Marek przejął moje obowiązki na barze aja razem z Penelopą podawałyśmy wszelkiego rodzaju napoje.Uwijałam się jak mały samochodzik aż poczułam jak ktoś podstawia mi perfidnie nogę. Upadłam wypuszczając tacę z rąk.Powoli się podniosłam widząc, że tym ktosiem, kto podstawił minogę, był pijany gość urodzinowy. Marek wyleciał zza baru, żeby mi pomóc i wyprosić delikwenta. Ten jakby nigdy nic wstał i wyszedł sam bez groźby ani kłótni.
-Wszystko w porządku? – zapytał Marek z zatroskaną miną
-Tak,tak, w sumie przyzwyczaiłam się do dziwnych akcji.
Zamieniliśmy się z Markiem obowiązkami. Jakiś facet siedział przy barze już mocno było od niego czuć wódką. Mimo że słabo go słuchałam to cały czas opowiadał mi o jakimś bardzo ważnym zajściu w zachodnim korytarzu. Mieliśmy tam małe poletko i uprawy, było to coś, co ratowało nam życie. Podobno ktoś rozkopał grządki i teraz muszą to naprawić. Czasem zastanawiam się, dlaczego wszyscy tak ufają barmanom. Może myślą, że taka mała postać jak ja nic nie powie, może po prostu ilość wypitego alkoholu daje o sobie znać. Pewnie zastanawiacie się jakim sposobem w takich warunkach mamy tyle rodzajów trunków? No cóż, nie przypomina to znanych nam alkoholi ze starego świata, ale poszerzając tunele trafiliśmy na przejście do Legnickiego browaru i tak część z nas która uważała to za potrzebne do życia zaczęli tworzyć piwo ze wszystkiego.

  Wsłuchując się w tajemnicze historie, pełne zawiłości i intryg rodem z hiszpańskich telenowel szykowałam bar do zamknięcia. Goście powoli wychodzili, Marek skrzętnie na kuchni uwijał się z naczyniami, Penelopa oczywiście musiała wyjść, no bo jakżeby inaczej. Gasiłam światło w lokalu i powoli szłam w zaułek koło baru. Mieszkałam nad nim, w małym poddaszu z widokiem na strop. Marek mnie odprowadzał, opowiadając zabawne anegdotki.
-Jak się czujesz?- Spytał zerkając z ukosa
-Daje radę, takie imprezy dają mi w kość, ale co w tym świecie może być normalne. Chyba nie zamienię tego na nic innego- odpowiadam śmiejąc się tęsknie.
- Co byś powiedziała na wypad do zachodniego skrzydła? Wyluzowałabyś się.- Patrzy mi prosto w oczy zakładając niesforny kosmyk za ucho.
- Nie mówię nie, ale też się nie zgadzam. Wiesz jak między nami jest.- odpowiadam speszona. To mój najlepszy przyjaciel i chyba to wszystko. - A teraz Dobranoc mój ty wybawco, dziękuję za pomoc.
-Nie ma za co, odezwij się jutro.
Weszłam do swojego mieszkanka i zauważyłam dziwną rzecz. Na łóżku leżał podarty pergamin z koślawym napisem
„Obserwujemy cię, ale nie martw się. Chcemy ci pomóc"
To dziwne, drzwi były zamknięte, okno też. Z tą myślą poszłam do mojej wnęko-łazienki, aby opłukać twarz, zjadłam kawałek chleba z pomidorem i próbowałam zasnąć, ale sen nadszedł dopiero po dwóch godzinach.  

Krypta nr 59-220Where stories live. Discover now